Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jay Chattaway, Jerry Goldsmith

Star Trek: Voyager

(1995)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Olbrzymi sukces Następnego Pokolenia bardzo ośmielił telewizyjnych producentów. Jeszcze nie zdążyła opaść fala entuzjazmu po przygodach załogi Picarda, a na horyzoncie zaczęły pojawiać się nowe Trekowe projekty. Na pierwszy ogień poszła Stacja Kosmiczna, która choć kiepsko się zapowiadała, dostarczyła później widzom sporej rozrywki. Równomiernie z rozkręcaniem się akcji w Stacji Kosmicznej na srebrnych ekranach zagościł Voyager. Pojawienie się tego serialu można tłumaczyć na wiele sposobów. Jednym z nich mogła być chęć powrotu do klasycznej konwencji “gwiezdnej tułaczki”, gdyż akcja DS9 działa się praktycznie w jednym miejscu. Wysoce prawdopodobna wydaje się również pragnienie eksperymentatorskiego potraktowania kadry dowódczej załogi, stworzenia niespotykanej dotąd mieszanki, z kobietą-kapitan, oficerem-zdrajcą i doktorem-hologramem na czele. Cóż, eksperyment powiódł się. Załogę “nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności” wysłano więc 70 tysięcy lat świetlnych od Ziemi, a ich priorytetowym zadaniem na najbliższe 7 sezonów było… odnalezienie domu. Do momentu, gdy scenarzyści przejawiali jeszcze pomysłowość na gospodarowanie kolejnych etapów tej podróży, widowisko ów oglądało się jeszcze z nutką zafascynowania przy miłym dla oka akompaniamencie soczystych efektów specjalnych. Ale jak to mówią, im dalej w las tym więcej drzew. Najwyraźniej scenarzyści gdzieś po drodze zgubili się w tym lesie, bo od sezonu czwartego Voyager systematycznie tracił na oglądalności.

Pomimo wielu rozbieżności jakie prezentowały poszczególne serie spod znaku Star Treka (począwszy od pamiętnego Następnego Pokolenia), zawsze miały jeden element wspólny, muzykę. Powstały w pierwszych sezonach TNG duet: Dennis McCarthy – Jay Chattaway utrzymał się aż po ostatnie odcinki zupełnie spalonego serialu Enterprise. Czym ci panowie zaimponowali producentom, że na ich barki zrzucono ciężar ilustrowania grubo ponad pół tysiąca odcinków aż 4 seriali? Na pewno techniką pracy i idącą w ślad za nią wydajnością, ale przede wszystkim ujednoliconym stylem twórczym. Obaj poruszają się bowiem na tej samej płaszczyźnie muzycznej. Podobnie jak w przypadku Następnego Pokolenia tak i tu stosowana technika naprzemiennego ilustrowana kolejnych odcinków znalazła rację bytu. Różnica polegała na tym, że teraz to Chattaway “dostąpił zaszczytu” napisania muzyki do pilotowego odcinka Voyagera, który jest istotnym elementem w formowaniu układanki muzycznej dla reszty epizodów. W nim bowiem rodzi się tematyka i w nim również kompozytor narzuca schematy w oparciu o jakie będzie rozwiązywał daną problematykę muzyczną w dalszych chapterach.

Jeżeli chodzi o suchą ilustrację, Chattaway mógł mieć pełne zaufanie i wsparcie od strony producentów. Nie udzielili mu go jednak w kwestii tematycznej, gdyż po prostu Chattaway nie byłby w stanie stworzyć czegoś na tyle silnego i charakterystycznego, by wynieść to spoza masy standardowych serialowych czołówek. Tutaj dano pole do popisu jednemu z najlepszych ówczesnych, amerykańskich tematyków, a zarazem weteranowi kilku Trekowych partytur filmowych – Jerremu Goldsmithowi. Ot czysto protekcyjne podejście twórców do sprawy zaowocowało najlepszym tematem przewodnim jaki kiedykolwiek zdobił serial spod znaku Star Treka. Tym właśnie motywem rozpoczyna się okolicznościowy soundtrack wydany przez GNP Crescendo. Szkoda tylko, że wytwórnia ów tak topornie wyciąga wnioski ze swoich błędów z przeszłości. Nie pierwszy raz bowiem (wcześniej problem ten dotyczył Następnego Pokolenia i Stacji Kosmicznej) zamiast reprezentatywnej, schludnej składanki muzycznej w stylu “the best of” otrzymujemy tylko to co przewijało się w tle pilotażowego odcinka, Caretaker.

Owe “tło”, podług wielu innych jakie zafundował nam Chattaway w Następnym Pokoleniu stoi na nieco wyższym poziomie. Nie razi monotonnością, choć tak na dobrą sprawę wszystko ściśle trzyma się schematów ilustracyjnych. Esencją 48 minutowego albumu GNP jest oczywiście prawie nigdy nie ustępująca muzyka akcji w skład której standardowo u Chattaway’a wchodzą instrumenty perkusyjne, wygrywające tematy i motywy dęciaki oraz dysonujące smyczki tworzące dlań melodyjny background. Oczywiście action-score Voyagera utonąłby w pląsach własnej symfonicznej ilustracji gdyby nie ożywiająca je stale elektronika. Próbka dostarczona nam przez jeden z pierwszych utworów, Prologue, wskaże formę i charakter materiału z jakim będziemy mierzyć się przez większą część płyty. Filarem muzyki akcji Voyagera jest jednak Beamed To The Farm. Cała reszta action-score na płycie odbija się jego echem schodząc miejscami na underscore’owe tory, lub zahaczając o ilustracyjny dramat. Sam underscore o ile nie przytłacza nas dysonansami smyczkowymi jest nawet znośny, a pojawiające się od czasu do czasu interpretacje tematu Goldsmitha (w akcji też) pobudzą nas do życia. Przykładem niech będzie lekki i przyjemny Set Course For Home zamykający odcinek z patetyczną trąbką w tle. Istnym zaskoczeniem jest pojawienie się banjo na początku Lifesigns In The Barn i w ostatnim kawałku The Caretaker’s Hoedown. Kompozytor tłumaczył się, że użył tego instrumentu na prośbę reżysera, co ostatecznie okazało się ciekawym zabiegiem, przynajmniej interesująco brzmiącym w połączeniu z obrazem. 🙂

Cóż, nie jest to Star Trek do jakiego przyzwyczaił nas Goldsmith, bo szkoda wielka żeby był… W końcu to rzemiosło stricte funkcjonalne, mające raczej towarzyszyć kadrom obrazu, niźli cieszyć uszy poza nim. Niemniej jednak można było wykrzesać z muzycznego arsenału Voyagera coś naprawdę fajnego. Nie wiedzieć czemu wydawcy tak uparcie postanowili trzymać się swojej nielogicznej polityki eksponowania tylko pilotażowego odcinka. Przecież schludna składanka na jaką pozwolą sobie w przypadku późniejszego Enterprise byłaby o niebo lepsza w odsłuchu. Może w przyszłości nastąpi jakaś rehabilitacja pod tym względem, kto wie? Tymczasem fani muszą zadowolić się tym co jest, wszak lepszy rydz niż nic… Chyba.

Inne recenzje z serii:

  • Star Trek: The Motion Picture
  • Star Trek: The Wrath of Khan
  • Star Trek: The Wrath of Khan (expanded)
  • Star Trek: The Search for Spock
  • Star Trek: The Search for Spock (expanded)
  • Star Trek: The Voyage Home
  • Star Trek: Final Frontier
  • Star Trek: Final Frontier (expanded)
  • Star Trek: The Undiscovered Country
  • Star Trek: The Undiscovered Country (expanded)
  • Star Trek: Generations
  • Star Trek: Generations (expanded)
  • Star Trek: First Contact
  • Star Trek: First Contact (expanded)
  • Star Trek: Insurrection
  • Star Trek: Insurrection (expanded)
  • Star Trek: Nemesis
  • Star Trek: Nemesis (Deluxe Edition)
  • Star Trek: The Next Generation
  • Star Trek: Deep Space Nine
  • Star Trek: Enterprise
  • Star Trek: Enterprise (Canamar, Regenerations)
  • Star Trek (2009)
  • Star Trek: The Deluxe Edition
  • Star Trek Into Darkness
  • Star Trek Into Darkness: The Deluxe Edition
  • Star Trek Beyond
  • Star Trek Beyond: The Deluxe Edition
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze