Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michael Giacchino

Spider-Man: Far From Home (Spider-Man: Daleko od domu)

(2019)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 07-07-2019 r.

Wraca do domu i od razu wciągany jest w wir akcji. By odpocząć po wyczerpującej walce z Thanosem, postanawia wyruszyć wraz ze szkolnymi przyjaciółki w podróż daleko od domu – do Europy. Ale i tu dopadają go superbohaterskie obowiązki. O kim mowa? Oczywiście o sympatycznym pajączku, który mimo olbrzymich predyspozycji do ratowania (wrzech)świata, marzy, aby wieść spokojne życie u boku dziewczyny, w której skrycie się podkochuje. Na drodze do szczęścia stają niestety tajemnicze żywioły dewastujące serce Europy oraz… Nick Fury pokładający nie wiedzieć czemu całą nadzieję na uratowanie świata właśnie w Spider-Manie oraz tajemniczym przybyszy z innego wymiaru o pseudonimie Mysterio. Hmmm… Ilość głupot wylewających się z dziurawego i niedopracowanego scenariusza Spider-Man: Daleko od domu przyprawia o ból zębów. Brak logiki w postępowaniu bohaterów rewiduje dosyć fajny twist fabularny, jaki następuje w połowie filmu. Ale i po tym wydarzeniu raczej daleko tej produkcji do ideału. Idealna wydaje się natomiast mieszanka humoru oraz świetnie zrealizowanej akcji – czyli jedyne w czym studio Marvela zdaje się deklasować konkurencję w gatunku superhero. Ale czy to wystarcza, aby dobrze bawić się podczas oglądana finałowej odsłony tej fazy kinowego uniwersum Marvela? Lawina zachwytów wśród fanów oraz porażająca frekwencja w kinach wyraźnie pokazują, że kurz po wojażach pajączka nieprędko opadnie. Szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę intrygujący epilog. Cóż, zobaczymy jak twórcy wybrną z tego w przyszłości…



Niemniej już teraz należałoby docenić ich zaradność w troszczeniu się o rozrywkowy charakter produkcji. A jednym z kluczowych providerów takowej zdaje się być umiejętnie wpasowana w realia filmowe, ścieżka dźwiękowa. Angaż do drugiej odsłony Spider-Mana był dla Michaela Giacchino czystą formalnością. Po serii owocnych działań dla studia Marvela i zarządzającego nim Disneya, Michael Giacchino wskoczył na wysokie miejsce listy niezawodnych twórców. Stworzona przez niego oprawa muzyczna do Homecoming ocierała się wręcz o podręcznikowy, gatunkowy ideał. Rozpisana z wielkim rozmachem, mocno odnosząca się do tradycji kina superbohaterskiego i spuścizny serii, a nade wszystko przebojowa partytura Amerykanina, świetnie poradziła sobie z pierwszymi kinowymi podrygami Spider-Mana w wykonaniu Toma Hollanda. Nie było więc powodu do odrzucania tej, jak się okazało, skutecznej formuły. Jednakże wypchnięcie głównego bohatera z serca Nowego Jorku i rzucenie go w wir nowych wydarzeń w trudnych dla niego okolicznościach, skłaniały kompozytora do zrewidowania swojego podejścia. Jaki był więc efekt końcowy?



Jeżeli ktokolwiek spodziewał się bardziej stonowanej, nawiązującej do tragicznych skutków „blipu” (WTF?), ścieżki dźwiękowej, to mógł się bardzo zdziwić odsłuchując soundtrack wydany nakładem Sony Music. Jeszcze bardziej, kiedy posłuchał sobie tego wszystkiego podczas filmowego seansu. Poza bowiem kilkoma scenami stanowiącymi niejako dopowiedzenie sytuacji po Endgame, jest to bowiem zupełnie nowa historia, podchodząca do humoru i akcji z taką samą werwą, jak w przypadku Homecoming. Nie od razu jednak zderzamy się z solidną ścianą symfonicznego, przebojowego grania. W kwestii przebojowości dużo do powiedzenia mają bowiem piosenki, które dosłownie roztaczają hegemonię nad pierwszymi kilkudziesięcioma minutami filmu. Przygotowanie i późniejsza podróż po Europie upstrzona jest mnóstwem mniej lub bardziej znanych utworów skutecznie kierujących całą produkcję na tory kina młodzieżowego. Dopiero po zawiązaniu głównego wątku akcji Giacchino przejmuje inicjatywę – choć również nie na długo. Batalia pomiędzy Mysterio i Spider-Manem, a z jednym z żywiołów, daje sposobność zarówno do przypomnienia widzom doskonale znanej im heroicznej fanfary przewodniej, i skosztowania czegoś nowego. A właściwie starych, utartych już w gatunku pastiszów ubranych w nowe szaty motywu Mysterio. Kompozytor bardzo się pilnuje, aby przy tej okazji nie zaniżać zbytnio nastroju. Muzyka, mimo że często ociera się wręcz o apokaliptyczną wymowę, posiada w głównej mierze heroiczny wydźwięk. Tak samo zresztą jak motyw Fury’ego dosłownie wciśnięty w tą gęsto zabudowaną orkiestrą, patetyczną ilustrację.



Zresztą nie tylko orkiestrą, bowiem jak w przypadku poprzedniej części, tak i tutaj poczynania tytułowego bohatera wspierane są gitarowymi riffami. Natomiast tajemnicza natura przybysza z innego wymiaru okraszona jest sporą porcją elektronicznych tekstur. Wszystko to łączy się w ramach świetnie zaaranżowanej, intensywnej w brzmieniu i treści, muzycznej akcji. O ile więc początki wydają się niepozorne, to już finałowy akt dosłownie ocieka patosem. Muzyką, która świetnie radzi sobie z opisywaniem scen batalistycznych upstrzonych pastelowymi efektami specjalnymi. Ale czy ponad funkcjonalną pedanterią oraz rozrywkowym tonem kryje się w tej pracy jakaś wartość dodana?


Jeżeli tak, to nie powinniśmy jej szukać w kreatywnej cząstce procesu twórczego Amerykanina. W przeciwieństwie bowiem do takiego Silvestriego, Giacchino doskonale rozumie strategię działania studia Marvela. Wie, że produkt kierowany do mas musi posiadać znamiona komercyjnego hitu, a takowy może powstać tylko w oparciu na sprawdzonych od lat formułach. W przypadku muzyki filmowej jest to obowiązkowe odniesienie się do ikon serii, tudzież wypracowanych wcześniej motywów (swoich, wyżej wspomnianego kompozytora, a także klasyków) oraz stworzenie czegoś chwytliwego, zdolnego podjąć swego rodzaju „dialog” z muzyczną wizytówką serii. Upraszając aranżacje, sprowadzając je do podążania za wyznaczającymi tempo perkusjonaliami, gitarami oraz elektroniką, otworzył tym samym furtkę do niczym nieskrępowanej rozrywki. Troszeczkę przaśnej, jeżeli weźmiemy pod uwagę możliwości tego twórcy, ale niezwykle skutecznej w sposobie przykuwania odbiorcy.



Z tą uwagą i koncentracją może być różnie. Szczególnie w momencie, kiedy zabierzemy się za wertowanie albumu soundtrackowego. Wydawcy nie szczędzili nam wrażeń, wypychając krążek muzyką (dosłownie) aż po brzegi. I tutaj można mieć pewne obiekcje, czy przy tak intensywnym doświadczeniu potrzeba było aż takiej wylewności? Pierwsze minuty słuchowiska bynajmniej nie dają powodów do malkontenctwa. Tradycyjnie bowiem rozpoczynamy stworzoną na potrzeby napisów końcowych, suitą tematyczną. Już na wstępie otrzymujemy zatem obietnicę tego, co czeka nas w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut. Na realizację nie trzeba długo czekać. Po krótkiej prezentacji rodzinnego motywu od razu rzucani jesteśmy w wir akcji eksponującej pełen potencjał tematu Mysterio. W połączeniu z heroiczną wymową motywu pajączka tworzy jedną z najlepszych sekwencji bitewnych na soundtracku. Ogrom wrażeń płynących z odsłuchu jeszcze wielokrotnie będzie się udzielał podczas odsłuchiwania pozostałej części albumu. Muzyka Giacchino rzadko kiedy spuszcza z tonu, dając przestrzeń do eksploatowania sfery emocjonalnej. Krótkie, wyciszone utwory z minorowymi lub zanurzonymi w romantycznej liryce, aranżami tematów, są w gruncie rzeczy tylko antraktami przed kolejną porcją pompatycznej akcji.



Najwięcej „action score” spotykamy oczywiście pod koniec słuchowiska, gdzie praktycznie non stop smagani jesteśmy mniej lub bardziej intensywnymi, ale podniosłymi utworami. Apogeum stanowią kawałki zdobiące finalną konfrontację, gdzie wypracowane wcześniej schematy krzyżują się w ramach najbardziej przytłaczających aranżacji. Mimo wyraźnie podbijanej dramaturgii, kompozytor stara się za wszelką cenę utrzymać przebojowy charakter oprawy muzycznej. Opierając rytmikę na prostych, perkusyjno-gitatowych pętlach, pozostałe instrumentarium zamyka w ramach równie prostych i klarownych orkiestracji. Nie ma tu miejsca na większą finezję w muzycznym opowiadaniu filmowych wydarzeń, choć muszę przyznać, że w morzu przewidywalności i sztampy zdarzają się momenty, które mają prawo przyprawić o gęsią skórkę. Ot jak na przykład bogato zdobione orkiestrowym patosem, wejścia tematyczne. I nie chodzi tu tylko wyżej wspomniane motywy Spider-Mana oraz Mysterio. Odwołanie się do melodii Avengersów w kontekście najmłodszego członka tej grupy było tutaj strzałem w dziesiątkę.



Mimo wszystko jest to więc kawał solidnej rozrywki. Troszeczkę przytłaczającej w sposobie prezentacji na płycie, ale dającej ostatecznie sporo frajdy z odsłuchu .Oczywiście tylko pewnej grupie odbiorców, do których nie zaliczą się poszukiwacze intelektualnej strawy w muzyce filmowej. Ale czy oni w ogóle byliby zainteresowani sięganiem po tak popcornowy twór? Wątpię. Natomiast pewien jestem, że Spider-Man: Daleko od domu zaspokoi apetyty większości soundtrackożerców oczkujących od ilustracji kina superhero takiej niezobowiązującej, łatwoprzyswajalnej i lekkostrawnej muzyki. A jeżeli to wszystko podparte jest dobrą funkcjonalnością w zderzeniu z obrazem, to czego chcieć więcej? Chyba tylko odrobinę większego zaangażowania kompozytora w kreowaniu zaplecza tematycznego… Z drugiej strony, kiedy przypomnę sobie działania, jakie na tym polu poczynił Alan Silvestrii w finalnych odsłonach Avengersów, to śpię spokojnie. Muzyka do pajączków jest w dobrych rękach.


Inne recenzje z serii:

  • Iron Man
  • Iron Man 2
  • Iron Man 3
  • Captain America: The First Avenger
  • Captain America: The Winter Soldier
  • Captain America: Civil War
  • Thor
  • Thor: The Dark World
  • Thor: Ragnarok
  • Avengers
  • Avengers: Age of Ultron
  • Avengers: Infinity War
  • Avengers: Endgame
  • Guardians of the Galaxy
  • Guardians of the Galaxy vol. 2
  • Ant-Man
  • Ant-Man and the Wasp
  • Doctor Strange
  • Black Panther
  • Captain Marvel
  • Agents Of S.H.I.E.L.D.
  • Daredevil (season 1)
  • Daredevil (season 2)
  • Agent Carter
  • Jessica Jones
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze