Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christophe Beck

Ant-Man

(2015)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 22-07-2015 r.

Można się przyzwyczaić, że każdy kolejny film Marvela to duży jeżeli nie gigantyczny sukces. Kasowy a i owszem, ale czy artystyczny? Tutaj wiele do powiedzenia mogliby mieć filmowcy próbujący przebić się z autorskimi pomysłami. Ale nawet i w tak dojnym biznesie istnieje element ryzyka, a takowym jest chociażby próba przeniesienia na duży ekran przygód małego superbohatera. Człowiek-Mrówka zawsze schodził w cień heroicznych czynów Avengersów, dlatego też producenci liczyli się z ewentualną porażką Ant-Mana kończącego drugą fazę MCU. I choć w tym przypadku nie można mówić o spektakularnych wynikach sprzedaży, zarówno krytyka, jak i statystyczni kinomani zgodnie twierdzą, że Ant-Man to jedno z najlepszych widowisk Marvela. Paradoksalnie wyznacznikiem jego jakości nie jest ilość ikonicznych postaci ścierających się ze sobą, czy zapierające dech w piersiach efekty specjalne. Całą sympatię do tego filmu można odnaleźć na dwóch płaszczyznach: tytułowej postaci świetnie wykreowanej przez Paula Rudda oraz chodliwego ostatnimi laty, „heistowego” motywu. Gdy dorzucimy do tego wiele smaczków w postaci wątków z innych obrazów Marvela, wtedy otrzymujemy pierwszorzędną rozrywkę, która jest w stanie pogodzić zarówno miłośników, jak i przeciwników tego komiksowego uniwersum.



O ile zatem w kwestiach merytorycznych każdy kolejny projekt Marvela wydaje się trzymać jednego kanonu, to już od względem muzycznym panuje tu istny groch z kapustą. Studio zupełnie bagatelizuje tę sprawę zrzucając ją na barki reżyserów. Ci najczęściej sięgają po sprawdzonych już kompozytorów, dzięki czemu niewiele tu można znaleźć elementów wspólnych. Jeszcze niedawno wydawało się, że walkę o hegemonię podejmie Brian Tyler coraz śmielej poczynający sobie w MCU. Niestety zawirowania nad realizacją drugich Avengersów nadwyrężyły ten kredyt zaufania. Małe kontrowersję wzbudziła również informacja o zmianach na stanowisku kompozytora ścieżki dźwiękowej do Ant-Mana. Pierwotnie typowanego Stevena Price’a ostatecznie zastąpił Christophe Beck, który z reżyserującym widowisko Peytonem Reedem spotkał się już przy okazji komedii Dziewczyny z drużyny. Informacja nie wprawiła w euforię miłośników heroicznego kina, bo i twórczość tego kompozytora (poza ilustracjami animacji) do najbardziej zachwycającej nie należała. Owszem, Kanadyjczykowi od czasu do czasu zdarzało się komponować do wysokobudżetowych produkcji (Elektra, R.I.P.D), ale efekty tej pracy pozostawiały wiele do życzenia. Jakby tego było mało, na kilka miesięcy przed premierą Ant-Mana z branży popłynęła informacja o odrzuceniu partytury Becka do najnowszej odsłony Terminatora. Obawy o kolejny blamaż okazały się jednak bezpodstawne.

Względnie wysoka jakość produktu muzycznego leży u podstaw filmowego gatunku z jakiego on wyrasta. Hesti movie zderzone z heroiczną, aczkolwiek komediową postacią Człowieka-Mrówki znalazło swoje uzasadnienie w całkiem bogatych doświadczeniach Becka na tym polu. Mało, że pisał już ścieżki dźwiękowe do wszelkiej maści akcyjniaków, to na swoim koncie ma przecież miłą dla ucha oprawę muzyczną do komedii sensacyjnej, Zemsta cieciów. Sięgnięcie po sprawdzone już pomysły, mimo totalnego braku innowacji, okazało się dla Ant-Mana receptą na sukces. A gdy całość okraszona jest skocznym, bardzo fajnym tematem… Czego chcieć więcej?


Ścieżka dźwiękowa wydaje się zatem bardzo istotnym elementem filmu Peytona Reeda. Nie zawsze jednak jest na tyle czytelna, by zachwytem odrywać nas od filmowej treści. Zawiązywanie się fabuły stoi pod znakiem mało absorbującego, familijnego grania, jakich w filmografii Becka mamy na pęczki. Dopiero scena włamania się do domu doktora Hanka Pryma pozwala nam poświęcić więcej uwagi materii muzycznej. Rytmiczne perkusje wsparte wyraźnie zaakcentowaną sekcją dętą i fortepianem nawiązują do klasyki gatunku, a wybijający się na pierwszy plan temat przewodni radzi sobie tutaj doskonale. Ścieżka dźwiękowa sprawuje się wręcz podręcznikowo do momentu włożenia przez Scotta stroju tytułowego superbohatera. Dalej też jest dobrze, choć w moim odczuciu aż nazbyt „klasycznie”. Wszak ilustrując fantazyjne wizualizacje mrówczego mikroświata można było pokusić się o jakieś eksperymenty – jeżeli nie z instrumentarium, to przynajmniej z brzmieniem całości. Beck najwyraźniej postawił na spójność całego materiału, unikając tym samym rozmieniania się na drobne. Wszystko to sprawia, że muzyczny Ant-Man ustawia się w długiej kolejce podobnych gatunkowo produktów, choć pod względem filmowej funkcjonalności, a nade wszystko przebojowości pcha się na podium najlepszych „heist scorów” ostatnich lat.

Dlatego też odruchem Pawłowa sięgnąłem po wydany przez Hollywood Records album soundtrackowy. Na krążku znajdziemy niespełna 55 minut oryginalnej ilustracji, a także cztery piosenki balansujące stylistycznie od sasa do lasa. Nas w głównej mierze interesował będzie materiał Becka, który w formie płytowej prezentuje się nad wyraz okazale. Na takowy stan rzeczy składa się nie tylko świetny dobór materiału (na krążku znajdziemy wszystko, co potencjalnie zainteresować nas mogło podczas seansu), ale i dobrze przemyślany rozkład utworów. Pozwala to już na wstępie rozsmakować się w stylistyce partytury oraz heroicznym temacie przewodnim i jego wielu wariacjach, by dopiero w dalszej części „wejść głębiej” w strukturę filmowej ilustracji. W jednym z internetowych wywiadów Christophe Beck chwalił się, że miał względną swobodę w kreowaniu tego soundtracku. Na płycie znalazły się fragmenty, które odrzucone zostały po pierwszym montażu, a które zastąpiły dogrywki z drugiej sesji. Łącząc fragmenty zarówno z pierwszego nagrania, jak i drugiego stworzył optymalny i atrakcyjny jego zdaniem soundtrack. Czy jest tak w rzeczywistości? Cóż, warto przekonać się o tym indywidualnie.

Punktem odniesienia jest więc rozpoczynający krążek Theme from Ant-Man, gdzie w pełnej okazałości przedstawiony zostaje rzeczony motyw. Obok tematów do Avengersów, Iron Mana 3 oraz drugiej odsłony Thora jest to w moim odczuciu jedna z najlepszych wizytówek muzycznych do filmów Marvela. I w przeciwieństwie do niektórych z wyżej wymienionych, jest on wykorzystany bardziej umiejętnie. Christophe Beck bawi się tę melodią aranżują ja na różne sposoby w przeróżnych sytuacjach. I tak oto ściera ze sobą mainstreamową muzyczną akcję (Ants on a Train, Into the Hornet’s Nest) z ocierającymi się o funk interpretacjami (I’ll Call Him Antony). W pewnym momencie można odnieść wrażenie, że kompozytor przesadza w epatowaniu tą fanfarą. Po części to prawda, bo faktycznie brakuje tu jakiejś solidnej wizytówki głównego antagonisty – Darrna Crossa. Są jednak inne elementy, które urozmaicają standardowo wyprowadzaną linię melodyczną. Miłą niespodziankę robi nam na przykład stylizowane na muzykę lat 60-tych Tales to Astonish! – jawnie nawiązujące do analogicznego utworu z końcówki Iron Mana 3Can You Dig It.


Oczywiście nie mogło zabraknąć bezpośrednich nawiązań tematycznych do poprzednich obrazów z MCU. W ilustracji sceny pierwszej misji dostajemy więc bardzo subtelne przebitki motywu Avengersów. W jakich okolicznościach ma to miejsce? Warto obejrzeć film, by się o tym przekonać.



Warto się również przekonać, że nawet underscore i jakby wycofana w tło liryka pracują tu w służbie jak najlepszego odbioru obrazu. Choć w indywidualnym kontakcie ze słuchaczem nie robią aż tak dużego szału, to nie mam wątpliwości, że ich symboliczna obecność na krążku przysłużyła się w rozluźnieniu formuły soundtracku. Mamy więc leniwe, ale miłe dla ucha Pym’s Lab, mroczne Cross Gets Cross, quasi-etniczne Paraponera Clavata i owiane płaszczem mistyki Tiny Telepathy. Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to do powierzchowności tych stylizacji. Mrówcza etnika mogła być bardziej egzotyczna, a wątek kontrolowania owadów okraszony jakimiś subtelnymi wokalizami. Christophe Beck najzwyczajniej w świecie wycofał się na z góry upatrzone pozycje mainstreamu. Ale, gdy przypomnimy sobie poprzednie partytury z MCU, to czy dziwi takie podejście do sprawy?

Nie dziwią również wciśnięte między kadrami piosenki. Film Peytona Reeda ewidentnie idzie tą samą ścieżką wielopłaszczyznowej rozrywki, co Strażnicy galaktyki. Naturalne jest więc okraszanie kryminalnej działalności więziennych kumpli Scotta jakimiś meksykańskimi (Borombon), czy funkowymi kawałkami (I’m Ready). Wydawcy z istną pedanterią podeszli nawet do diegetycznie osadzonych w filmie utworów, czego przykładem jest obecność na krążku bigroomowego Pink Gorilla. Nijak on się ma do słyszanego przez minioną godzinę materiału, ale rozumiem, że jest to chwyt marketingowy mający na celu promowanie soundtracku wśród fascynatów muzyki klubowej.



Szkoda tylko, że nasi rodzimi wydawcy z równą pedanterią nie promują albumów soundtrackowych do filmów Marvela. Pod tym względem polski miłośnik muzyki filmowej ma nie lada problem. Powstaje zatem fundamentalne pytanie, czy ścieżka dźwiękowa do Ant-Mana jest na tyle wartościowym produktem, by sprowadzać go aż zza oceanu? W zestawieniu z wieloma poprzednimi partyturami do filmów MCU jest to raczej dobra inwestycja. Muzyka Christophe Becka wyrasta bowiem nie tylko na jedno z najlepszych słuchowisk tworzonych do tej serii, ale również do miana highlightu w karierze kanadyjskiego kompozytora.


Inne recenzje z serii:

  • Iron Man
  • Iron Man 2
  • Iron Man 3
  • Captain America: The First Avenger
  • Captain America: The Winter Soldier
  • Captain America: Civil War
  • Thor
  • Thor: The Dark World
  • Thor: Ragnarok
  • Avengers
  • Avengers: Age of Ultron
  • Avengers: Infinity War
  • Guardians of the Galaxy
  • Guardians of the Galaxy vol. 2
  • Ant-Man and the Wasp
  • Doctor Strange
  • Black Panther
  • Agents Of S.H.I.E.L.D.
  • Daredevil (season 1)
  • Daredevil (season 2)
  • Agent Carter
  • Jessica Jones
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze