Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Debney

Iron Man 2

(2010)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 08-07-2011 r.

John Debney to taki stylistyczny „no name” współczesnej muzyki filmowej. Kameleon, który potrafi zaadaptować się do panujących obecnie warunków. Wielokrotnie udowadniał to już swoimi pracami, które choć pod względem rzemieślniczym były naprawdę wyśmienite, artystycznie pozostawały bardzo upośledzone. Rok 2010 potwierdził niejako tę prawidłowość. Dwa długo oczekiwane przez widzów na całym świecie sequele – Predators oraz Iron Man 2 – stały się doskonałą okazję do udowodnienia wszystkim, że ambicje Debney’a wykraczają znacznie poza familijną rozrywkę klasy B. Rzeczywistość pokazała jednak, że kwestią, którą najmocniej przejął się kompozytor, to muzyczne uniwersum odziedziczone po swoich poprzednikach. W przypadku Predators stanowiło to potężny atut. Kaleczone przez Klosera i Tylera filmy o Predatorze w końcu doczekały się jedynej i słusznej interpretacji. Nie zabolało nawet, że Debney bezmyślnie wręcz wchłonął temat Silvestriego i używał nim sobie do woli. Klasyk pozostał klasykiem.

W przypadku Iron Mana zadanie wydawało się poniekąd prostsze. Ramin Djawadi popełnił jedną z najbardziej przekrzyczanych ścieżek dźwiękowych 2008 roku. Rzecz jasna znalazła ona swoją niszę wśród zajadającej się popcornem młodzieży, ale w oczach krytyków była nic nie wnoszącym do gatunku ścierwem, kolejnym produktem do którego można było przystawić pieczątkę „RCP’s Lowest Entertainment”. Djawadi o muzyce ma raczej nikłe pojęcie, a ilustrację filmową próbuje interpretować przez pryzmat właśnie takiego popcornożercy. Nie dziwi zatem, że jego prace same w sobie są proste jak konstrukcja cepa, ale przy tym przebojowe, bo odwołują się do panujących obecnie na rynku standardów muzycznych. I taki oto wzorzec otrzymał w spadku John Debney. Co więc zrobił? Dokonał kolejnej rzezi na swojej autonomiczności i zachował się zupełnie pasywnie – tak względem producentów jak i widzów nastawionych na solidną porcję rozrywki. Zaadaptował stylistykę pierwszego Iron Mana, pełnego krzywdzących uszy ambientowych sampli, ryczących gitar i dyktujących tempo perkusji. Miało to po części swoją rację bytu gdyż jednym z głównych założeń „original socre” było poprawne odnajdywanie się pomiędzy wykorzystanymi w filmie piosenkami – klasykami rocka. Cóż, nawet w obliczu tak zachowawczego postępowania nie trudno było o zawstydzenie Djawadiego. Pod względem muzycznym Debney ma o wiele więcej do powiedzenia niż niegdysiejszy protegowany Hansa Zimmera. Jednego bowiem nie można odmówić autorowi ścieżki dźwiękowej do Wyspy Piratów – wie jak posługiwać się orkiestrą!

Środki wyrazu jakie zaprzęgnięto do wykonania Irona Mana 2 budzą podziw, choć nie odbiegają od obecnie panujących na rynku blockbusterów standardów. Miało być patetycznie, przygodowo no i przede wszystkim spójnie z tym co popełnił niegdyś Djawadi. Debney bez wątpienia wywiązał się z tych założeń, co ewidentnie słychać w filmie. Bez krzty ambicji co prawda, ale idealnie wypełnił przestrzeń pomiędzy CGI, a głośnymi SFX’ami. Niestety, to co dobrze sprawdza się w warunkach filmowych niekoniecznie musi również cieszyć ucho poza nim. Partytura Debney’a korzysta z uroków bogatego instrumentarium, ale obnaża również zupełny brak pomysłu kompozytora na wyniesienie tego wszystkiego poza sztampową rzemieślniczą pracę. I gdy weźmiemy pod uwagę ilość materiału muzycznego, jaki trafił na płytę Columbii Records, wtedy okaże się, że początkowe przyjemne doświadczenie bardzo szybko zamienia się w próbę naszej cierpliwości. Wypchanie płyty niemalże po brzegi zaowocowało również mocnym kontrastem pomiędzy bardzo fajnymi, porywającymi utworami akcji, a zwykłą rąbanką najniższych lotów.

Pierwsze chwile spędzone nad Iron Manem 2 dają poczucie, że obcujemy z bardziej dopracowaną technicznie wersją partytury do poprzedniego filmu. Pod względem stylistycznym może i zachodzą pewne konotacje, ale wykonanie muzyki do sequela jest o wiele bardziej precyzyjnie, sama partytura jest mroczniejsza, lepiej zorkiestrowana, tematy bardziej dramatyczne, a sfera emocjonalna, choć nadal trąci plastikiem, jest zdecydowanie wiarygodniejsza aniżeli u Djawadiego. Pod względem tematycznym Debney postanowił natomiast odwołać się do miałkich na tym polu dokonań swojego poprzednika. Oczywiście nie obyło się bez drobnych ingerencji w strukturze melodycznej jak i środkach muzycznego wyrazu. Na przykład motyw walki został tu wzbogacony o solówki na wiolonczeli elektrycznej. Ot ciekawy zabieg, który mógł ewoluować do miana ikony tej ścieżki, niestety zginął gdzieś w natłoku sampli.



Dla Johna Debney’a korzystanie z bogactwa, jakie oferuje w pełni wyposażona stacja robocza stało się nieodzownym elementem przy tworzeniu wartkiej i pełnej pompy muzyki akcji. Pocieszającym jest fakt, że kompozytor zadbał przynajmniej o należyte potraktowanie w tym wszystkim naturalnych brzmień orkiestry i partii chóralnych. Coś, czego pierwszemu Iron Manowi zdecydowanie brakowało, to właśnie naturalnie brzmiący chór – męskie niskie głosy wprowadzające w partyturę element grozy. Utwory rozpoczynające płytę (Ivan’s Metamorphosis oraz House Fight V1) obnażają wszystkie niedoskonałości pracy Djawadiego, dają również ogólny wgląd w charakter i brzmienie tego, co przez najbliższą godzinę absorbowało będzie naszą uwagę. Narastające napięcie, dynamiczne zwroty i wartka muzyczna akcja stanowią oś wokół której obraca się niemalże cała partytura Debney’a. Wiadomo, nie zawsze jest tak samo pasjonująco jak w przypadku wyżej wspomnianych kawałków, czy też na przykład dwóch akcyjniaków stanowiących prawdziwą esencję rozrywki: Mayhem in Monaco oraz Iron Man Battles The Drones. Ciekawie prezentuje się także rozpisany w iście „bondowym” stylu Monaco Drive. Niestety częste uciekanie się do loopów generujących bit zabija przyjemność słuchania na dłuższą metę. Śmiem twierdzić, że gdyby John Debney trochę spuścił z tonu i pogrzebał muzyczny zewłok Djawadiego, action score w jego wykonaniu mogłaby pretendować do miana jednego z fajniejszych w roku 2010.

Trochę więcej swobody pod tym względem da się odczuć w utworach o silniejszym zabarwieniu emocjonalnym – Dying Hero, bądź Natalie Intro. Z pewnością dają one chwilę spokoju od pełnej pompy orkiestrowo-rockowej muzyki akcji, jednakże nie spodziewajmy się tu szczególnej wylewności kompozytora. Melancholijne smyczki skupiają się bardziej na ilustrowaniu dziejących się na ekranie scen, aniżeli dogadzaniu słuchaczom pięknymi wzniosłymi tematami. Choć trzeba przyznać, że szczypty romantyzmu nie zabrakło również na ścieżce dźwiękowej do Iron Mana 2. W końcówce utworu Ivan Demise / The Kiss pojawia się rozwinięcie ładnego tematu miłosnego zasugerowanego już u progu partytury, w lirycznym Making Pepper CEO. Na krążku znalazł się również kawałek źródłowy pełniący dosyć specyficzną funkcję w jednej ze scen filmowych (Make Way For Tomorrow – Expo Version oraz jego pełniejsza wersja w bonusowym Make Way For Tomorrow Today). Pod względem wykonania prezentuje się bardzo ciekawie dziwiąc słuchacza swoim sielankowym stylem rodem z amerykańskiej reklamy telewizyjnej z lat 50-60-tych.

Takie oto wrażenia pozostawia po sobie pierwszy, drugi, czy też piąty kontakt z albumem soundtrackowym do Iron Mana 2. Grzechem byłoby zatem twierdzić, że John Debney zrewidował muzyczny wizerunek serii. Z pewnością zawstydził Ramina Djawadiego, ukazując jak bardzo utopił on potencjał ścieżki w meandrach syntetycznego bełkotu. Nic nie zmienia jednak faktu, że Iron Man 2 to tylko lepsze wykonanie tego, co już mieliśmy okazję usłyszeć. Kilka naprawdę fajnie brzmiących utworów akcji pośród anonimowej masy. Kiedy w końcu Debney przestanie być chorągiewką powiewającą na wietrze i zacznie mówić sam za siebie?! Wiem, że dobie zalewającego kompozytorów temp-tracku i coraz bardziej absurdalnych kaprysów decydentów ciężko jest o autonomię w tym biznesie. Koledzy po fachu pokazują jednak, że dla chcącego nic trudnego. Debney’owi talentu nie brakuje, co zaś się tyczy chęci… Sami widzicie jak jest.

Inne recenzje z serii:

  • Iron Man
  • Iron Man 2
  • Iron Man 3
  • Captain America: The First Avenger
  • Captain America: The Winter Soldier
  • Captain America: Civil War
  • Thor
  • Thor: The Dark World
  • Avengers
  • Avengers: Age of Ultron
  • Guardians of the Galaxy
  • Guardians of the Galaxy vol. 2
  • Ant-Man
  • Doctor Strange
  • Agents Of S.H.I.E.L.D.
  • Daredevil (season 1)
  • Daredevil (season 2)
  • Agent Carter
  • Jessica Jones
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze