Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

DZIEŃ KOREAŃSKI

Łukasz Koperski | 21-04-2022 r.

Nie tak dawno zorganizowaliśmy na Filmmusic.pl Dzień Włoski, starając się zwrócić uwagę na mniej znanych przedstawicieli muzyki filmowej z Półwyspu Apenińskiego. Zgodnie z daną wówczas obietnicą, sięgamy do kolejnego kraju, który skrywa w sobie wiele interesujących ścieżek dźwiękowych. Będzie to Korea Południowa. Kraj egzotyczny? Chyba coraz mniej, zważywszy na rosnącą także w Polsce popularność kina a także muzyki z tego państwa. Wydaje nam się, że mimo wszystko wciąż z wielu przyczyn (bariera językowa i kulturowa) dla wielu osób bardzo słabo znany i zanim przedstawimy Wam danie główne, czyli najnowsze recenzje ścieżek z Korei, warto choć w kilku zdaniach przybliżyć tamtejszą kinematografię, jej historię i twórców oraz samą muzykę filmową.

Kino koreańskie

Rozwój koreańskiej kinematografii bardzo silnie związany był z sytuacją polityczną i ekonomiczną. Od 1905r. do końca II Wojny Światowej kraj był pod okupacją japońską, a wolność artystyczna pierwszych filmowców była mocno ograniczona narzuconą cenzurą. Jednak począwszy od 1923 roku (powstał wówczas pierwszy koreański pełnometrażowy film fabularny Promise Under the Moon; pierwszy film krótkometrażowy miał premierę 4 lata wcześniej), mimo utrudnień, w Korei powstawały dzieła filmowe, z których niestety zdecydowana większość nie doczekała naszych czasów, zniszczona w czasie wojny koreańskiej. Po jej zakończeniu kino w Korei Płd. znów napotkało na lepszy okres i powstało wówczas wiele wartościowych dzieł, takich jak uwielbiana i odrestaurowana przez Martina Scorsese Pokojówka Kima Ki-younga (Hanyo, 1960). Jednak zwiększenie cenzury przez wspierane przez USA wojskowe dyktatury pod koniec lat 60. i nieszczególna sytuacja ekonomiczna znów zahamowały rozwój branży filmowej.

Na przełomie lat 80. i 90. doszło w Korei do znacznych zmian politycznych i ekonomicznych. Po fali społecznych protestów (kto oglądał znakomitą Zagadkę zbrodni, ten mógł zwrócić uwagę na nawiązania do tych historycznych zdarzeń) doszło do demokratycznych wyborów, zmiany władzy i w konsekwencji znaczących reform społecznych i gospodarczych, które musiały wpłynąć także na kinematografię. Złagodzenie cenzury dało więcej artystycznych możliwości filmowcom, ale nagłe dopuszczenie do swobodnego wyświetlania zagranicznych obrazów spowodowało, iż rząd musiał wprowadzić dla kin nakaz wyświetlania rodzimych obrazów przez określoną ilość dni w roku, by uchronić koreańską branżę filmową przed upadkiem. Kryzys szybko został przezwyciężony. Pojawiła się nowa generacja utalentowanych filmowców, korzystająca z finansowego wsparcia rządu i biznesu, czerpiąca najlepsze wzorce z kinematografii hollywoodzkiej, japońskiej i europejskiej. Od końcówki lat 90. rozpoczął się w Korei istny boom na rodzime produkcje. Kolejne filmy, począwszy od szpiegowskiego thrillera Swiri z 1999r., biły rekordy frekwencji w rodzimych kinach, aż do niesamowitego poziomu 13 milionów widzów (w kraju raptem o 1/4 liczebniejszym od Polski) wywindował go The Host: potwór.

Koreańskie kino oferuje dziś pełen wachlarz gatunków: od romantycznych komedii, przez kino akcji, po thrillery i horrory (i tylko miłośnicy obrazów pornograficznych mogą być zawiedzeni ;), bo produkcja takowych w Korei Południowej wciąż jest zabroniona). Znajdziemy w filmografii koreańskiej zarówno odważnie miksujące gatunki kino rozrywkowe, jak i intrygujące produkcje artystyczne (tu dziś bryluje głównie Kim Ki-duk, który najpierw został doceniony zagranicą, a dopiero potem w ojczyźnie, ale pamiętać trzeba też o wyróżnianym w Cannes czy Berlinie Im Kwon-taeku). W zeszłym roku trzech znakomitych Koreańskich filmowców zostało „zagospodarowanych” przez Hollywood. Boong Joon-ho, reżyser Zagadki zbrodni i The Host nakręcił nietuzinkową międzynarodową koprodukcję Sci-Fi Snowpiercer, twórca Oldboya Park Chan-wook zrealizował w USA dopieszczony wizualnie thriller Stoker, zaś autor najgłośniejszego koreańskiego horroru Opowieść o dwóch siostrach Kim Jae-woon zasiadł na stołku reżyserskim akcyjniaka The Last Stand z Arnoldem Schwarzennegerem.

Kadr z filmu Hanyo, 1960, reż. Kim Ki-young

Koreańska muzyka filmowa

Dobre kino potrzebuje dobrej muzyki (zazwyczaj, bo czasem obywa się po prostu bez niej). Nowa generacja reżyserów pociągnęła za sobą nową generację twórców ścieżek dźwiękowych. Są to artyści najczęściej klasycznie wykształceni, stąd odwołujący się w swych pracach do stylów czy koncepcji znanych z muzyki klasycznej i takie zabiegi spotykamy zdecydowanie częściej niż sięganie się do rodzimych tradycji muzycznych. Wynika to w dużej mierze z tego, że koreańscy twórcy chętnie czerpią z kultury zachodniej, ale także z tego, iż skoro większość obrazów ma akcję umiejscowioną współcześnie, trudno oczekiwać w nich tradycyjnej muzyki ludowej. Niemniej nie zdziwcie się, jeśli i w muzyce do koreańskiej produkcji historycznej usłyszycie więcej nawiązań do Bacha lub Vivaldiego, niż do lokalnego folkloru.

Do najbardziej znanych kompozytorów koreańskich zaliczają się przede wszystkim Lee Byung-woo (którego biografię możecie przeczytać w odpowiednim dziale) znany z takich prac jak A Tale of Two Sisters; The Host; Hansel and Gretel czy Mother, oraz Jo Yeong-wook kojarzony głównie przez pryzmat obrazów Parka Chan-woona, a zwłaszcza tzw. „Trylogii Zemsty”. Warto zauważyć, iż Jo (dotyczy to także wielu innych twórców muzyki z Korei) figuruje nierzadko nie tylko jako „kompozytor”, lecz jako tzw. „music director” lub „musical supervisor”. Jest to osoba sprawująca pieczę nad muzyczną stroną filmu i wespół z reżyserem podejmująca decyzję o stylu, brzmieniu ścieżki, jej ilości, ewentualnym wykorzystaniu muzyki źródłowej itp., nadzorująca budżet na muzykę, jej nagranie, jak i nadzorująca wszelkie osoby odpowiedzialne za komponowanie czy aranżację, oczywiście samemu mogąca też komponować większą lub mniejszą część score. Skojarzenia z RCP są tu jak najbardziej na miejscu, choć szczegóły procesu twórczego wyglądają zapewne nieco inaczej. Wydaje się to może nieszczególnie przekonujące pod względem artystycznym, ale pamiętajmy iż Azjaci z Dalekiego Wschodu równie wysoko jak artyzm, a może i wyżej, cenią sobie dobrze wykonane rzemiosło, stąd fachowiec-rzemieślnik gwarantujący wysoką jakość dzieła, będzie darzony większą estymą, niż nawet nieszablonowy, oryginalny artysta, któremu nie zawsze wychodzi.

O ile pobliska Japonia to niemal raj dla miłośników muzyki filmowej, bo wydawane jest tam nieomal wszystko, łącznie nawet z nieszczególnie ciekawymi ilustracjami do telewizyjnych seriali, o tyle w Korei Południowej tak różowo nie jest. Owszem, wraz z rozwojem kinematografii rozwinęła się też branża soundtracków i w ostatnich latach wydawanych było ich coraz więcej, bez porównania więcej niż w Polsce, ale i tak dotyczy to głównie najpopularniejszych obrazów i twórców. Nawet jeśli oglądając koreańską produkcję waszą uwagę zwróci ciekawa muzyka, nie macie niestety gwarancji, że uda wam się znaleźć ją wydaną na płycie.

Kadr z filmu Cello, 2005, reż. Lee Woo-cheol

Koreańskie nazwiska, imiona i tytuły

Skoro zaczęliśmy już wymieniać reżyserów i kompozytorów z Korei Południowej trzeba na jedną rzec zwrócić uwagę. Koreańczycy, podobnie jak choćby Japończycy, podają najpierw nazwisko potem imię. Zatem jednosylabowe Lee jest nazwiskiem, a dwusylabowe Byung-woo to imię. Choć w przypadku twórców japońskich właściwie we wszystkich zachodnich źródłach przyjęło się przestawiać te zapisy na zachodnią modłę (nie zapisujemy np. „Takemitsu Toru”, jak przedstawiłby się zapewne ten pan, ale „Toru Takemitsu”), to jeśli chodzi o Koreańczyków bywa to różnie. Ponieważ od początku na Filmmusic.pl zapisywaliśmy to koreańskim zwyczajem: wpierw nazwisko, potem imię, to pozostaniemy przy takiej nomenklaturze.

Innym problemem przy nazwiskach/imionach rodem z Korei jest ich transkrypcja i wymowa. Ponieważ w świecie zachodnim alfabet koreański – hangyl, mimo iż o wiele prostszy od japońskiego czy chińskiego (24 znaki podstawowe a nie klika tysięcy) jest nie do odszyfrowania dla większości osób w naszym kręgu kulturowym, zapisuje się je alfabetem łacińskim, po uprzedniej latynizacji, czy jak kto woli, romanizacji. Sposobów tego jest niestety co najmniej kilka i często najprostsze koreańskie nazwisko w źródłach zachodnich figuruje pod różnymi zapisami. Nie chcąc kombinować, ani tworzyć własnych interpretacji, postanowiliśmy zapisywać nazwiska/imiona twórców zgodnie z najpopularniejszą ich latynizacją występującą w źródłach poświęconych filmom. Właściwie można zatem uznać, że jesteśmy zgodni z zapisami tychże na popularnym portalu imdb, nawet jeśli mamy do nich pewne obiekcje. Ot, na przykład bardzo popularne w Korei nazwisko 이 zapisywane jest jako „Lee”, choć w istocie czyta się tę znak po prostu jak nasze rodzime „i” (stąd trafia się rzadko ale jednak spotykana romanizacja „Yi”). W tym przypadku najpopularniejsza romanizacja wynika akurat z tradycji i historycznego kontekstu: nazwisko to wywodzi się z języka chińskiego i dawna (w Korei Północnej wciąż aktualna) wymowa faktycznie brzmiała bardziej jak „Li”.

W przypadku filmowych tytułów, by nie utrudniać sprawy, staramy się podawać tytuł anglojęzyczny, jeśli pod takowym film lub soundtrack był rozpowszechniany. Jeśli nie, sugerujemy się transkrypcją z imdb (nawet jeśli daleką od ideału).

Kadr (napisy początkowe)z filmu Hwayi: A Monster Boy, 2005, reż. Jang Joon-hwan

Koreańskie soundtracki na Filmmusic.pl

Dzisiejsza akcja nie jest oczywiście debiutem koreańskiej muzyki filmowej na łamach naszego portalu. Mimo, że nie było ich wiele, mogliście na Filmmusic.pl przeczytać kilka recenzji ścieżek dźwiękowych autorstwa kompozytorów z tego kraju. Były to:

  • Silmido (Han Jae-kwon)
  • Oldboy (Jo Yeong-wook)
  • Pani Zemsta (Jo Yeong-wook)
  • Jaś i Małgosia (Lee Byung-woo)
  • Leafie, a Hen into the Wild (Lee Ji-soo)

    Dziś poszerzamy ten zestaw o kolejne cztery koreańskie soundtracki. Mamy dla Was recenzje:

  • Hypnotized (Jang Yeong-gyu) – skromna, ale budująca klimat obrazu ścieżka z erotycznego thrillera;
  • Whispering Corridors 2: Memento Mori (Jo Sung-woo) – niezwykle bogaty tematycznie soundtrack z połączenia melodramatu i horroru;
  • Thirst (Jo Yeong-wook) – muzyka do specyficznego kina wampirycznego od Parka Chan-wooka z nominowanym w 2009r. do Filmmuzy utworem „Happy Birthday”;
  • The Host (Lee Byung-woo) – ilustracja do największego frekwencyjnego hitu w Korei Południowej, oryginalnego monster-movie Bonga Joon-ho.

    Ponadto mamy dla was jeszcze jedną recenzję, wprawdzie muzyki nienapisanej przez koreańskiego kompozytora, ale stworzonej do filmu przez Koreańczyka wyreżyserowanego. To:

  • Snowpiercer (Marco Beltrami) – ciekawa ilustracja do wspominanej ekranizacji francuskiego komiksu, z międzynarodową obsadą.

    Atrakcji na jeden dzień wydaje się aż nadto, ale mamy nadzieję, że tylko zachęcimy Was do odkrywania koreańskich soundtracków, jak i koreańskiego kina, bo bez wątpienia warto. Za jakiś czas weźmiemy na warsztat mniej znane ścieżki z kolejnego kraju, tymczasem przypominamy o wciąż trwającej akcji Tour de France przybliżającej czytelnikom perły francuskiej muzyki filmowej.

    Kadr z filmu The Cat, 2011, reż. Byeon Seung-wook

    Źródła:

  • Gonerski, K., Strach ma skośne oczy – azjatyckie kino grozy, Skarżysko-Kamienna 2010
  • http://www.korea-online.pl
  • Rousse-Marquet, J., The Unique Story of the South Korea Film Industry, http://www.inaglobal.fr/en/cinema/article/unique-story-south-korean-film-industry

  • Najnowsze artykuły

    Komentarze