Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jo Sung-woo

Whispering Corridors 2: Memento Mori (Schody życzeń 2)

(1999)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 06-06-2014 r.

Skrypt pierwszego filmu z serii Yeogo goedam czyli Whispering Corridors (z której polscy dystrybutorzy poprzez podtytuł trzeciej odsłony zrobili nijak nie przystające do całości Schody życzeń) przez kilka lat był odrzucany przez koreańskich producentów, aż wreszcie zachęceni komercyjnym sukcesem japońskiego obrazu o nawiedzonej szkole (Gakkô no kaidan) zdecydowali się oni na jego realizację. Typowe dla kina koreańskiego połączenie melodramatu i ghost-story z akcją umiejscowioną w liceum dla dziewcząt okazało się strzałem w dziesiątkę. Podobno takie środowisko akcji przyciągało do kin mężczyzn ciekawych jak wygląda ten „zakazany” dla nich teren, zaś kobiety – z sentymentu do lat szkolnych. W każdym bądź razie komercyjny sukces w ojczyźnie sprawił, że seria jak dotąd liczy pięć filmów, nie powiązanych bezpośrednio fabułą ani bohaterami, a jedynie tematyką i miejscem akcji.

Druga odsłona Whispering Corridors, z podtytułem Memento Mori nie bez powodu uchodzi za najmniej straszną ze wszystkich. Faktycznie, elementów grozy tu jak na lekarstwo, a wątki nadprzyrodzone właściwie wydają się zbyteczne i historia o wychodzącej poza przyjaźń relacji dwóch uczennic, z których jedna popełnia samobójstwo, mogłaby być rozegrana w formie zwyczajnego melodramatu. Schody życzeń 2 w całej serii oprócz najsłabiej zaznaczonej części horrorowej wyróżniają się wszakże jeszcze najlepszą wśród wszystkich oprawą muzyczną, która sprawia iż warto zwrócić uwagę na ten tytuł, mimo że jako film jest to produkcja zupełnie przeciętna.

Pod względem procesu twórczego i zaangażowanych weń osób Memento Mori jest wcale nie tak rzadkim w kinie koreańskim przykładem pracy w pewnej mierze zespołowej. Nasuwa to oczywiście skojarzenia z zimmerowską „muzyczną manufakturą”, ale przecież podobny system pracy obowiązywał już w Hollywood w zamierzchłych czasach. Różnica jest taka, że w przypadku Whispering Corridors wszystko jest jasne i wyraźnie rozdzielone, nikt też nie ukrywa, że za ten czy tamten kawałek jest odpowiedzialny dany twórca. Jo Sung-woo (można się też spotkać z pisownią Cho Sung-woo albo Jo Seong-woo), wtenczas 36-letni kompozytor skomponował około 50% muzyki i pełnił bardzo istotną w koreańskim kinie funkcję dyrektora muzycznego, określając wytyczne dotyczące stylu, brzmienia i nadzorując pracę pięciu w większości młodszych kolegów. Przyznam, że często narzekam na efekty podobnie tworzonych produktów muzycznych ze stajni RCP, ale w przypadku Jo i jego podwładnych, choćbym nawet chciał pomarudzić, to nie mogę. Schody życzeń 2 to bowiem bardzo dobry score.

Dwa największe atuty Memento Mori to tematyka i wykonanie. Recenzowana ścieżka dźwiękowa nie ma charakteru typowej dla Hollywood jednorodnej jejtmotywicznej kompozycji, ale częściej spotykanego w kinie europejskim zbioru wykorzystywanych w filmie utworów stanowiących osobne rozwiązania tematyczne czy brzmieniowe. Na dodatek zdecydowana dominacja w filmie elementów melodramatycznych nad horrorowymi sprawia, że, przynajmniej w pierwszej części soundtracku, niemal co utwór otrzymujemy zupełnie nowy temat. I nie mam tu na myśli jakichś prościutkich i ledwie zarysowanych motywików, do jakich przyzwyczaja nas współczesna amerykańska filmówka, ale klasyczne tematy-melodie z krwi i kości: wyraziste, ładne, emocjonalne, elegancko zaaranżowane i zagrane. Nie są może to jakieś szczególnie odkrywcze kawałki, bo znać przynajmniej w niektórych inspiracje muzyką klasyczną lub liturgiczną, niemniej nie sposób nie cieszyć nimi uszu.

Utwory takie jak Main Theme (przypominające mi jeden z motywów z Haunted Debbie Wiseman), 17 Se Eh Bi Mang Rok czy Il Gi Sok Eh Gi Uk reprezentują tę najbardziej liryczno-dramatyczną część całości, opierając się na emocjonalnych melodiach utkanych przez bardzo klasyczne, typowe dla takiej muzyki brzmienia fortepianu, wspomaganego smyczkami, dętymi drewnianymi, czasem harfą. Niewiele odbiegają takie kawałki jak Hyo Shin Eh Noon czy Gyo Hwan Il Gi , które poprzez niskie rejestry fortepianu, a w pierwszym przypadku także brzmienie organów mają jadnak bardziej mroczną wymowę. Na przeciwległym biegunie znajduje się Yul Il Gob Eh Saeng Il (czyli „Siedemnaste urodziny) obecny na płycie dwukrotnie, który łączy orkiestrowe brzmienia z popową, elektroniczną perkusją, stanowiący utwór niezwykle lekki, przyjemny i wprowadzający nieomal błogi nastrój.

Dla mnie osobiście największym hitem krążka jest jednak wariacja na temat Kyrie Eleison, popełniona przez twórcę, który w branży filmowej kariery nie zrobił i skupił się na nauczaniu w koreańskich konserwatoriach – Kim Sang-heona (może być mylony z młodszym kompozytorem Kim Sung-hyunem, autorem muzyki do Sector 7 i kilku innych obrazów). Łącząc brzmienie przynajmniej kilku muzycznych epok (jest tu i coś z romantyzmu, i baroku, a nawet trochę bardziej współczesnych brzmień) Koreańczyk stworzył intrygującą i przekonywującą hybrydę, bardzo dobrze sprawującą się także w filmie. Z dwóch obecnych na soundtracku wersji bardziej podoba mi się mający więcej mocy utwór numer 2, wykorzystujący mieszany chór seulskiego uniwersytetu. Utwór dziesiąty w obrazie śpiewany jest przez filmowe postaci w ramach próby szkolnego chóru a faktycznie przez chórek renomowanej koreańskiej szkoły dla dziewcząt. Podobnie ma się sprawa z drugim chóralnym utworem, zdecydowanie bardziej stonowanym Memento Mori. Wersja Jeongsin Girls High School Choir jest także tutaj bardziej delikatna.

Choć filmowego horroru w filmie wiele nie ma, to jednak gdzieś tam się pojawia, stąd i w muzyce odnajdziemy momenty skupione na wywołaniu strachu i przerażenia. Co ciekawe, właściwie wszystkie te fragmenty są w Memento Mori reprezentowane przez brzmienia syntezatorów. Wprawdzie trochę elektroniki zdarzało się twórcom wplatać także we wcześniej opisywane utwory, ale generalnie można zaobserwować wyraźny podział na orkiestrową lirykę/dramaturgię i elektroniczny horror/action. Trudno ocenić czy było to spowodowane kwestiami budżetowymi (np. przez brak środków finansowych na zaangażowanie większej sekcji dętej), czy też przyjętym przez Jo niezależnym od tego założeniem, by część dotycząca żywych, ich uczuć i problemów, była reprezentowan przez żywe instrumenty, a część związana z działalnością sił nadprzyrodzonych – przez syntezatory. Na szczęście na płycie jest tego niewiele ponad 5 minut, choć zwłaszcza agresywny Sa Mool Ham do najprzyjemniejszych w odsłuchu się nie zalicza i wydawcy śmiało mogliby go pominąć.

Mówi się, że gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść, ale reguła ta nie dotyczy na szczęście koreańskich kompozytorów. Szóstka Azjatów zgotowała score, który nie tylko jest stylistycznie spójny, ale emocjonujący i wciągający, przy którym nie sposób się nudzić, a kilka mniej ciekawych fragmentów nie wpływa zasadniczo na odbiór całości. Pomaga w tym także fakt, że album jest krótki i iespełna 40 minut trwania przy tak bogatej zawartości tematycznej sprawia, że jestem skłonny nawet naciągnąć nieco ocenę za muzykę na płycie. Niech ta cząstkowa nota będzie przede wszystkim zachętą do sięgnięcia po ten jeden z moich ulubionych koreańskich soundtracków. Zdaję sobie sprawę, że kompozycje Jo i jego podopiecznych nie są tworem nadzwyczaj oryginalnym, co przekłada się na ich wartość artystyczną w kontekście gatunku. Można więc stwierdzić, że soundtrack do Memento Mori jak wiele tworów rodem z Azji stanowi w istocie rzemieślniczy produkt. Ale tak wysokiej jakości i spod ręki prawdziwych fachowców w tej dziedzinie, którzy na dodatek – co słychać w muzyce – włożyli w swą pracę sporo serca, że nie sposób go nie polecić.

Najnowsze recenzje

Komentarze