Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Lee Byung-woo

Host, the (The Host: Potwór)

(2006/2007)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 06-06-2014 r.

The Host… Nie, nie chodzi o książkę Stephenie Meyer, ani o jej ekranizację, lecz o koreański film Gwoemul, który w 2006 roku zawojował tamtejsze kina, a także zyskał popularność poza Półwyspem Koreańskim. Jako, że polscy dystrybutorzy lubią dopisywać coś do oryginalnych tytułów, w kraju nad Wisłą obraz Bong Joon-ho znany jest jako The Host: Potwór. Z polskiego tytułu można wnioskować, że mamy do czynienia z monster-movie, w których inny azjatycki naród (Japonia) od ponad półwieku się specjalizuje.
Jest to jednak tylko po części prawda. Zresztą sam film i potwór czerpie bardziej inspiracje (a może wręcz stanowi pastisz) z amerykańskich horrorów sci-fi z lat 50. i 60. Dlatego też zamiast kolosa niszczącego miasta, mamy mięsożerną (chodzi o ludzkie mięso) bestię przypominającą zmutowaną rybę z nogami, która żyje gdzieś w przepływającej przez Seul rzece Han. Pierwsze pojawienie się potwora wstrząsa stolicą Korei Południowej. Podczas tego ataku córka sklepikarza Park Kang-doo zostaje porwana przez tajemniczego potwora. Ojciec dziewczynki postanawia wraz z całą rodziną zapolować na dziwaczną kreaturę.

Krótki opis fabuły pozornie dalej sugeruje, że mamy do czynienia z monster-movie, ale cała siła i pewnie też sukces obrazu Bonga polega na niezwykle udanym żonglowaniu gatunkami. Niby z jednej strony mamy film o potworze, ale z drugiej strony mamy także dramat rodzinny. Czasami elementu thrillera, horroru łączą się z momentami wprost komediowymi. Przy okazji dochodzi jeszcze wątek polityczny i dość otwarta krytyka Stanów Zjednoczonych. Waszak na skutek arogancji i głupoty Amerykanów powstaje w ogóle potwór. Rządowi koreańskiemu też się mocno dostaje. I tym samym The Host jako jeden z nielicznych blockbusterów z Korei Południowej spodobał się oficjelom w Korei Północnej. Zapewne twórcom najmniej zależały na takim akurat wsparciu. Ale już mniejsza oto i skoncentrujmy się na muzyce, za którą odpowiada znany i ceniony, na razie głównie na półwyspie koreańskim kompozytor i gitarzysta Byung-woo Lee, dla którego była to pierwsza, acz nie ostatnia współpraca z Bong Joon-ho

Zważywszy jakim miksem gatunków jest sam film, można by sądzić, że i muzycznie otrzymamy mieszankę stylów. Jednak tak jak reżyser bardzo płynnie, zgrabnie i bez zgrzytów przechodzi z tragedii w farsę, z farsy w dramat, z dramatu w horror z horroru w pastisz z pastiszu w komedię, tak Lee Byung-woo łączy te wszystkie elementy w jedną muzyczną całość. Jak na taką gatunkową hybrydę sama ścieżka dźwiękowa jest niezwykle NIE-eklektyczna. Dominuje klasyczny orkiestrowy score, w którym główny ciężar spoczywa na instrumentach smyczkowych. Nie oznacza to jednak, że Lee jest jakimś muzycznym konserwatystą, który np. brzydzi się elektroniką. Czasami Koreańczyk wplata w swój score mniej konwencjonalne rozwiązania, i elementy muzyczne. Czyni to jednak tak zgrabnie, że nie czuje się jakiś radykalnych zmian w brzmieniu.

W filmach o potworach jak japońska Godzilla, czy krwiożerczych bestiach jak Jaws oczekuje się zwykle jakiegoś dobrego, chwytliwego motywu przewodniego. W przypadku The Host trudno mówić, aby zmutowana rybka otrzymała jakiś bardzo charakterystyczny, wyróżniający leitmotif. Nie oznacza to bynajmniej, że mamy do czynienia z jednym z tych głośnych soundtracków, gdzie orkiestra ogranicza się jedynie do robienia wielkiego hałasu. Po pierwsze każde pojawienie się monstrum jest dobrze umuzycznione, jak chociażby w ilustrującym pierwszym atak dynamicznym i strasznym Sudden Attack in Broad Daylight, w którym złowroga orkiestra, z dudniącymi bębnami, dobrze oddaje charakter zmutowanej rybki. A po drugie jak już zostało wielokrotnie wspomniane The Host nie jest klasycznym monster-movie. Oczywiście jest potwór, bardzo ciekawy zresztą pod względem wyglądu, zachowania itd. Ale to nie on jest głównym bohaterem filmu, tylko Kang-doo, jego córka Hyun-soe i w ogóle rodzina Park. I to jej ze szczególnym uwzględnieniem ojca i córki należałoby przypisać wyrazisty, melodyjny motyw, który przewija się przez cały film i który to Lee nie raz ciekawie aranżuje. Na szczególną uwagę zasługuje utwór Hyun Suh! gdzie ów motyw przy akompaniamencie niezliczonych smyczków, najpiękniej się prezentuje. Uraczy nas on również chociażby w kawałku Running Lonely, czy też w bardzo ładnym i przejmującym Abandoned Song. Ogólnie cała końcówka albumu to najróżniejsze aranżacje tej melodii z uwzględnieniem wersji na trąbkę, jak i tej śpiewanej, po koreańsku ma się rozumieć.

Na dalsze potwierdzenie, że nie tylko potworem, ale też ludzką tragedią The Host stoi, mogą posłużyć dość zbliżone do siebie utwory jak Starving Brothers, Brother And Sister In The Sewer, Wet Newspaper czy New Family gdzie smyczki wręcz wyciskają łzy ze słuchaczy i widzów. Wartym uwagi jest też wykonany wyłącznie na gitarze utwór Most Wanted gdzie Byung-woo Lee raczy nas swoimi umiejętnościami.
Jeżeli zaś chodzi o wspomniane bardziej eksperymentalne, czy też inne brzmieniowo kawałki, warto wymienić np. Smart Fugitive czy też Yellow Virus, gdzie pojawia się bardzo ciekawa, wręcz zabawna aranżacja głównego motywu, przypominająca trochę granie jarmarcznych kapel.

Jak już do znudzenia było powtarzane, Bong Joon-ho stworzył coś więcej niż tylko film o potworze z rzeki Han. O ile obraz koreańskiego reżysera dość ciężko określić za pomocą wyłącznie jednego zwrotu, tak w przypadku ścieżki dźwiękowej Byung-woo Lee można byłoby rzec, że smyczkami ona stoi. Oczywiście jest to pewne uproszczenie gdyż naturalnie i dźwięki innych instrumentów tu uraczymy. Jednak to, co najbardziej zapada w pamięć podczas seansu jak i po przesłuchaniu płyty, to właśnie partie smyczkowe. Czy to jako smutne oddające tragedię rodziną, czy też jako ponure niczym legowisko potwora i setki znajdujących się w nim kości, czy wreszcie dynamiczne, wybijające się na pierwszy plan w scenach akcji, ze szczególnym uwzględnieniem finałowej konfrontacji. Niektórzy pewnie będą się doszukiwali jakichś inspiracji Bernardem Herrmannem… Być może coś jest na rzeczy, ale przede wszystkim warto tak po prostu zwrócić uwagę na soundtrack do The Host (tym bardziej że wydano go na Zachodzie, co ułatwia jego dostępność). Gdyż choć w filmie mamy potwora, to muzyka nie jest potworna, a wręcz przeciwnie. I to nie rybopodobne monstrum, a Lee Byung-woo gra w The Host pierwsze skrzypce.

Najnowsze recenzje

Komentarze