Niektórzy mówią o nim „Król serc”, bo nikt tak, jak on nie wyspecjalizował się w pisaniu pięknych, kipiących od emocji, lirycznych tematów. Zilustrował ponad dwie setki filmów, zarówno w Europie jak i za oceanem. Zdobył Oscara i szereg innych nagród, a wiele z jego kompozycji to nie tylko klasyka ale i prawdziwe perły muzyki filmowej. Nieodżałowany Georges Delerue musiał wreszcie zagościć w naszej serii TOP 30. Było w czym wybierać, ale w końcu wspólnymi siłami, przy wsparciu jednego z naszych wiernych czytelników i forumowiczów (znanego eksperta od muzyki Delerue… i Giacchino:-)), udało nam się wyłonić te najlepsze z najlepszych. Oto najwspanialsza, najpiękniejsza, najbardziej chwytająca za serca, najciekawsza trzydziestka utworów Georgesa Delerue według Filmmusic.pl:
Belmondo przemierza Północną Amerykę, a towarzyszy mu score Delerue. W utworze ilustrującym Appalachy jest coś westernowego ale z wyraźnym europejskim spojrzeniem.
Sympatyczna komedyjka z lat 80. otrzymuje tu od Francuza nie tylko niezły motyw suspensowy ale i piękny temat miłosny w jego najlepszym stylu. No, ale jeśli inspirowała go piękna Czeszka Paulina Porizkova, to czemu się dziwić.
Jeden z najbardziej optymistycznych tematów w historii muzyki filmowej. Ciepły, pozytywny, z delikatną dawką dobrodusznej nostalgii, roztacza wokół nas atmosferę beztroskich wakacji pełnych zabawy i błogiego lenistwa.
Jedna z wielu kolaboracji Delerue-reżyser Francois Truffuat. Dramatyczna muzyka najwyższej próby, zmiany tonacji z muzyki lirycznej w targane emocjami i smutkiem wejścia orkiestry. Francuz był w tym niewątpliwym mistrzem.
To polityczny thriller, jednak temat z napisów końcowych jakby zdawał się zapominać o intrydze oraz skrywanej przez władze zbrodni i wręcz emanuje optymizmem. Czyżby sprawiedliwość zwyciężyła?
Choć „Letnia opowieść”, to jednak o czymś więcej niż o jakimś krótkim, letnim romansie, o czym przekonuje w tym utworze Delerue. Piękny smyczkowy temat wskazuje bowiem na bardzo głębokie uczucie pomiędzy bohaterami filmu.
Dramatyczny utwór do kostiumowej epopei Philippe de Broci. Poświęcenie, determinacja, patos i ból – oddają w muzyce dwa różne oblicza najkrwawszego okresu w dziejach państwa francuskiego.
Smutek, nostalgia… po prostu tęsknota za domem. Kto, jak kto, ale Georges Delerue takie uczucia potrafił w swojej muzyce oddać w sposób niezwykle klarowny i przekonujący. Nie inaczej jest tym razem.
Kolejna piękna i poruszająca melodia pióra Delerue, trafiająca prosto do naszych serc. Tym razem Francuski mistrz opisuje miłosne tęsknoty Claudii Cardinale i Jeana-Paula Belmondo w kostiumowej przygodówce.
100 milionów dolarów w słońcu? Dla takiej kasy nawet przywoływany już nie raz Belmondo może wyruszyć o świcie. A Delerue doskonale ubierze jego emocje w ten chwytliwy, radosny, pełen entuzjazmu, marszowy temat.
Ten utwór z dramatu obyczajowego z 1981 roku to typowy, acz jakże atrakcyjny i pociągający u Delerue schemat. Wymienne serwowanie delikatnego motywu na fortepian przechodzi w pełne pasji wykonania pachnącego magią drugiego tematu. W końcu „Bogate i sławne” muszą mieć muzyczną ilustrację odpowiedniej klasy.
W tej opowieści o zderzeniu francuskich misjonarzy z kulturą Indian Ameryki Północnej znajdziemy przynajmniej trzy niezłe, które przewijają się przez score. Jednak od tych podobnych do siebie melodii zdecydowanie odróżnia się pochodząca z napisów końcowych piękna liturgiczna kompozycja rozpisana na śpiewający po łacinie chór i chłopięcy sopran, stylistycznie zdecydowanie odmienna także od innych pozycji naszego TOP.
Genialny, porażający tragizmem temat dla nieszczęśliwej miłości. Jedno z najwybitniejszych dzieł francuskiego kompozytora, który jak niewielu twórców w dziejach muzyki filmowej potrafił zgłębić mroczne piękno naznaczonego przez fatalny los uczucia. Smyczki osiągają tu wyżyny emocji i przyprawiają o wzruszenia, jakich próżno szukać w hollywoodzkich melodramatach.
8-minutowy finał bardzo dobrej partytury do melodramatu „Jedyna namiętność Judith Hearne”. Jak to zwykle bywa w przypadku francuskiego mistrza, atakuje on słuchacza wymiennie przynajmniej kilkoma tematami, przejściami z muzyki niezwykle ciepłej, lirycznej do kapitalnych, emocjonalnych zrywów orkiestry. Szczególnie warte uwagi są przejmujące smyczkowe sekwencje, dzięki którym muzyka osiąga słodko-gorzkie zabarwienie, tak znamienne dla kompozytora z Roubaix.
Musi się to zdarzyć raz każdemu? Cóż, nie każdemu kompozytorowi choć raz zdarzało się pisać taką muzykę, natomiast Francuzowi zdarzało się wielokrotnie. Chociaż z drugiej strony w tym akurat utworze obok charakterystycznych dla Delerue instrumentacji, emocjonalności i tematycznej chwytliwości jest też coś jeszcze. Jakaś nieuchwytność, zwiewność i szybsze niż zazwyczaj tempo. Pewnie dlatego ten utwór z dramatu z lat 60. tak zapada w pamięć.
Delerue w pierwszej kolejności kojarzy się ze wzruszającymi tematami miłosnymi, niemniej jednak był kompozytorem kompletnym i wszechstronnym, co pokazuje dramatyczny utwór akcji towarzyszący filmowemu sztormowi. Majestatyczny, pulsujący grozą i niebezpieczeństwem, prowadzony przez ekscytujący temat na instrumenty dęte, zawiera jednocześnie śliczną, pełną nadziei adaptację tematu miłosnego, przewijającą się między kolejnymi, dramatycznymi wybuchami orkiestry. Symfoniczny majstersztyk.
Nie ma jak u mamy… Jeśli jakaś filmowa melodia miałaby stanowić wzorzec tematu dla rodzinnego domu, mógłby to śmiało być grany przez flet i smyczki główny motyw z „Our Mother’s House” – pełen ciepła, jednocześnie radości i smutku, wzbogacony szczyptą nostalgii… Wręcz czuć z niego matczyną miłość. Dodatkowo w tym utworze, fortepian zaprezentuje nam inny, nieco bardziej stonowany, ale równie uroczy temat.
Kolejny z niezliczonych, rozmiękczających najtwardsze serca lirycznych tematów Francuza. „Stalowe magnolie” tchną optymizmem, czemu stylowo pomaga leniwe, beztroskie brzmienie solowej harmonijki. Melodia idealna na słoneczny, letni dzień, relaksująca i pozwalająca czerpać radość z piękna otaczającej nas przyrody.
Kompozytor, natchniony duchem wydarzeń jakie spotkały jego kraj pod koniec XVIII wiek, wspiął się na wyżyny pisania muzyki podniosłej i na potrzeby filmu z Andrzejem Sewerynem w roli Robespierre’a, stworzył „hymn wiodący lud na barykady”. Znakomicie poprowadzona orkiestra, w której prym wiodą grające w zawrotnym wręcz tempie trąbki, doskonała sekcja smyczkowa i wybijający się na pierwszy plan gromki chór, przedstawia nam wspaniałą melodię, z której biją takie wartości jak wolność, równość czy braterstwo. Aż chce się krzyknąć „Vive la Révolution”!
Cały świat zapamiętał z antywojennego hitu Olivera Stone’a przejmujące „Adagio for Strings”, ale nie możemy zapominać, że autorem muzyki oryginalnej był Georges Delerue. I choć trudno odmówić reżyserowi wyczucia, gdy kosztem większości score, podłożył pod swój film kompozycję Barbera, to pasjonującym byłoby zobaczyć jak w obrazie spisywałaby się muzyka oryginalna. Bo Delerue stworzył pasjonująco piękne i przeszywające smutkiem dzieło. Smyczki grają w nim najniżej jak tylko chyba się da, atmosfera przepełniona jest żalem i tragedią a na deser mamy elegancki temat główny, frapujący swą elegancją.
Łechcący cudowną liryką pierwszy fragment ze ścieżki dźwiękowej do dość nie standardowego jak na kompozytora paradokumentu „Tours du Mone, Tours du Ciel” to kwintesencja stylu Francuza. 7-minutowa impresja zachwycając delikatnym minimalizmem i piękną tematyką wprowadza w stan magicznego ukojenia, wręcz „płynie” i kołysze. Choć słychać tu mocne echa wcześniejszych dzieł Francuza (szczególnie w obrębie tematyki), charakteryzuje ją mniej spotykana u Francuza podniosłość, która ani na chwilę nie popada w patos.
Bohater naszego TOP nie miał zbyt wielu okazji pisywać do historycznych epopei czy widowiskowych przygodówek i kojarzymy go głównie z muzyką liryczną i dramatyczną. Gdy jednak nadarzyła się szansa komponowania do serialu o krzyżowcach, Francuz pokazał że i w takiej materii czuje się jak ryba w wodzie. Instrumenty dęte, kotły i oto mamy kapitalny, przebojowy marsz, który nie zasłużył na to, by trafić do tak mało popularnej produkcji, zapomnianej już chyba nawet w ojczyźnie kompozytora.
Okupowana przez hitlerowców Francja żyje nie tylko dzięki ruchowi oporu, ale również dzięki misterium teatru. Za kulisami sceny, w ciszy, rozgrywa się dramat bohaterów. Muzyka Delerue nie potęguje tragizmu wydarzeń – prześliczny walc, który zdobył kompozytorowi nagrodę Cezara, jest za to promykiem nadziei w mrocznych, brutalnych czasach wojny. Pomimo koszmaru rozgrywającego się wokół bohaterów, piękno sztuki i uczuć jest ponadczasowe, co francuski Maestro w swojej muzyce wyraża z niebywałym kunsztem.
Finał niezwykle udanej partytury do „Powrotu Czarnego Rumaka”, to 8-minutowa jazda, raz stepem, raz kłusem, a raz galopem, po najważniejszym motywach score, a przede wszystkim po wspaniałym temacie głównym. Usłyszymy go tu w kilku aranżacjach, z których największe wrażenie robi ta z końcówki, najbardziej porywająca i epicka. I choć niemal identyczna melodia trafia do pochodzącego z tego samego roku filmu „L’Africain”, to jednak tutaj brzmi najpiękniej.
„Salwador”, pierwszy ważny film karierze Olivera Stone’a i pierwsza jego współpraca z Georgesem Delerue, to score w miejscach brutalny i bardzo dramatyczny. Dlatego też chyba tak ewidentnie wyróżnia się w nim śliczny temat miłosny, naznaczony niewątpliwą nutą wojennej traumy, który swoje apogeum osiąga w finale ścieżki dźwiękowej. Francuski mistrz w znany tylko sobie sposób podkreśla go eterycznym chórkiem, który wynosi ten utwór daleko poza ramy zwyczajnego 'love theme’u’.
Melodia, która już w 1963 dorównywała urodą zjawiskowej Brigitte Bardot w filmie Jean-Luc Godarda „Pogarda”, szerszy rozgłos zyskała jednak dopiero po 3 dekadach, o to za sprawą Martina Scorsese, który umiejętnie wykorzystał ten utwór w głośnym „Kasynie”. Utwór, który okrasił jeszcze swoim pięknem „Reprise” Joachima Triera czy dodał nutki erotyzmu reklamie Chanel z Julie Ordon, stanowi dziś jeden z najbardziej zmysłowych i znanych tematów w karierze Franuza. Sama melodia, mimo, iż z pozoru prosta, to poprowadzona przez przepiękne smyczki, niesie ze sobą niesamowicie potężny ładunek emocjonalny i stanowi kwintesencję lirycznego stylu tego kompozytora.
Choć najbardziej charakterystyczną aranżacją głównego tematu z „Dnia delfina” wydaje się być ta rozpisana na klawikord, to jednak naszym zdaniem, najpiękniej i najbardziej emocjonująco brzmi on właśnie w „Nocturne”, rozpisany na smyczki, dęte drewniane oraz harfę. Ten przecudnej urody utwór, po części prekursor innego wielkiego tematu (o którym trochę niżej), pozwala cieszyć się swoim pięknem nie tylko na płycie, ale i w filmie, gdzie wyeksponowany jest w najlepszy z możliwych sposobów i nic nie zagłusza tej wspaniałej muzyki, towarzyszącej głównemu bohaterowi i jego delfiniemu przyjacielowi, pływającym przy świetle księżyca.
Utwór, którego rozmach inscenizacyjny można osiągnąc chyba tylko raz na karierę. Poruszający lament na cześć ofiar wojny, wykonany w filmie przez orkiestrę symfoniczną i solowe skrzypce. Choć nie jest to może koncert na miarę wybitnych dzieł muzyki poważnej, to na gruncie muzyki filmowej może się równać największym dramatycznym dokonaniom takich tuzów jak John Williams, Bernard Herrmann czy Ennio Morricone. Wypracowany, skąpany w potężnych emocjach temat przewodni jest jak na standardy gatunku dziełem niezwykle rozbudowanym, które zdaje się ewoluować i przeobrażać bez końca, ukazując nieskończone możliwości muzycznej wyobraźni francuskiego mistrza.
Jazz w muzyce filmowej kojarzy się z określonymi gatunkami i ich specyficzną atmosferą. Jak się jednak okazuje, można sięgnąć po saksofon, napisać lekko jazzujący temat i cudownie połączyć go z orkiestrową liryką. Rezultat umiejscowić można gdzieś na pograniczu tradycyjnej filmowej muzyki orkiestralnej i popu – dawka melancholii, nostalgii i przytulnego optymizmu sprawiają jednak, że temat ze Zbrodni serca jest czymś więcej niż tylko rzemieślniczą przygrywką do przewrotnej, humorystycznej opowieści o trzech siostrach. Eklektyczny, twórczo łączący gatunki utwór jest dzięki temu nie tylko ewenementem na polu amerykańskiej komedii, ale również jednym z najbardziej porywających dokonań Georgesa Delerue, jednym z tych dzieł, które potwierdzają, że jego talent był uniwersalny i błyszczał zarówno na gruncie europejskim, jak i w warunkach hollywoodzkich.
– PART II: TRACK 7 (fragment)
Finałowy fragment jednej z najsłynniejszych kompozycji w karierze Delerue. Przepojona sakralnością muzyka osiąga w ostatniej na płycie ścieżce swoją kulminację – do pięknego tematu głównego dodany zostaje eteryczny chór, tak doskonale znany z twórczości kompozytora, tutaj wynoszący całość niemalże pod Niebiosa. Cały utwór skonstruowany jest oczywiście wedle deleruowskiej receptury, osiągającej tu mistrzowskie rezultaty – liryczna introdukcja tematu pobocznego na instrumenty dęte drewniane przechodzi w ciężkie emocjonalnie smyczki z domieszką chóru. Jest tu i nutka magii, tragedii jak i nadziei oraz oczywiście religijnego uniesienia. Bez wątpienia jedne z najcudowniejszych czterech minut jakie Francuz kiedykolwiek spreparował na potrzeby kina. Przy pomocy Boskiego natchnienia? Kto wie, kto wie…
Aby ułożyć tę trzydziestkę musieliśmy iść na niejeden kompromis i niejeden utwór z żalem pominąć, (już nie wspominając o tych niezasłużenie niewydanych kompozycjach, do usłyszenia tylko w filmach). Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, Drodzy Czytelnicy, byście sami poznawali kolejne znakomite fragmenty twórczości mistrza znad Sekwany. Możemy zagwarantować, że jeśli znaleźliście w powyższej trzydziestce coś, co Wam się spodobało, co Was wzruszyło, co do Was trafiło, to z dużą liczbą niewymienionych tu dzieł czeka Was jeszcze wiele emocji i radości z obcowania z piękną muzyką. Jeśli zaś jesteście trochę obeznani z kompozycjami Delerue, to zachęcamy do komentowania i wpisywania własnych propozycji najlepszych utworów, zwłaszcza jeśli te nie znalazły się na naszej liście.
A na koniec jeszcze nasze Delerue TOP 30 w 10-minutowym skrócie. Dla tych, którzy nie lubią dużo czytać i klikać i dla tych, którzy to zrobili, ale ciągle im mało. 🙂
Wcześniejsze odsłony TOP 30: