Zapraszamy Was na trzecią odsłonę naszego cyklu TOP 30, w którym to przedstawiamy sporządzone wspólnymi redakcyjnymi siłami rankingi 30 naszych ulubionych, najciekawszych, tych które uważamy za najlepsze i najbardziej wartościowe, utworów wybranego kompozytora muzyki filmowej. W tej części Basil Poledouris. Niespełna rok temu świat obiegła tragiczna wiadomość o jego śmierci. Basil jednak wciąż żyje w Nas, dzięki swojej wspaniałej twórczości o czym przekonuje miedzy innymi poniższa lista.
Śliczny, dynamiczny temacik, płynący wiodącą trąbką, która jak żaden inny instrument potrafi kibicować zakochanej osadzie wioślarskiej.
Znakomity dramatyczny utwór, wypełniony charakterystycznymi dla Basila smyczkami, który z wielką klasą opowiada XIX wieczną historię.
Ojciec Conana wykuwa miecz, a Poledouris wykuwa jeden ze swoich najsłynniejszych tematów. 24 (!) waltornie, do tego smyczki i bębny otwierają film w najlepszy z możliwych sposobów.
Bardzo ładny, stylizowany walc jako temat przewodni dla telewizyjnej adaptacji wyciskacza łez pióra Danielle Steele; schematyczny co prawda, ale standard ów w wykonaniu Poledourisa nabiera klasy i elegancji.
Cudowny, ciepły i melancholijny utwór na fortepian, otwierający jedną z najbardziej osobistych prac Basila. Początkowo pogodny, uroczy, skąpany w blasku nadziei, wkrótce nabiera przepełnionego smutkiem, niezwykle tragicznego wyrazu.
Poledouris pokazuje tym razem, że potrafi pisać nie tylko pełną rozmachu muzykę symfoniczną, ale gdy trzeba, jest w stanie uciec od patosu i monumentalizmu – a to za sprawą przepełnionej dramaturgią solówki na wiolonczelę, z barokowym, bachowskim wręcz tematem.
Łagodna aranżacja głównego tematu w pierwszej części utworu, przechodzi w pewnym momencie w kilkunastosekundowy dynamiczny fragment akcji. Krótki, ale tak świetny, że cały utwór na długo zapada w pamięć.
Temat niby banalny, ale napisany z takim rozmachem i tak zorkiestrowany, że utwór ten stanowi świetną, pełną heroizmu ilustrację kosmicznego desantu. Tylko chwytać karabin i dalej na robale!
Utwór niczym los samych orek: po troszę radosny, po troszę smutny, wzorcowy przykład muzyki Poledourisa do kina familijnego. Kawałek niekoniecznie głębokiej, ale bardzo przyjemnej muzyki.
Dwuczęściowy niejako temat przewodni tajwańsko-chińsko-hongkongskiej superprodukcji. To ta jego druga część, prosta w melodii i środkach ale niezwykle klimatyczna i przekonująca, jest tu najbardziej atrakcyjna.
Basil Poledouris żeglujący razem z bohaterami filmu Caroll Ballard. Utwór stopniowo rozkręcający się od leniwej ciszy na morzu, aż do pełnego szkwału, którym kompozytor dmucha słuchaczom w uszy, przy pomocy patetycznego tematu zwycięstwa, tematu pełnego radości, rywalizacji i prawdziwego zapachu oceanu.
Najstarszy z zamieszczonych na naszej liście utworów, a jednocześnie jeden z najładniejszych tematów Basila Poledourisa. Słodka melodia stanowiąca ilustrację do przesłodzonego romansu dwojga nastolatków na bezludnej wyspie, jest równie urodziwa, co piętnastoletnia wówczas odtwórczyni roli Emmeline. Brooke Shields dziś nie ma już może tego dziewczęcego uroku, ale utwór Poledourisa jak najbardziej go zachował.
Może stwierdzenie, że jest to najbardziej osobista ścieżka w karierze kompozytora jest przesadą, ale sam Poledouris przyznaje, że skomponowal ją niedługo po śmierci ojca. Kameralny dramat Emilio Esteveza o weteranie z Wietnamu, który dekonstruuje atmosferę domu rodzinnego otrzymał odpowiednio kameralną oprawę. Prosta muzyka, która jest poruszająca właśnie poprzez swoją prostotę i powściągliwość. Ta suita zbiera niemal wszystkie tematy ścieżki.
Ostatnie sceny sportowego filmu muszą być niezapomniane. Także muzycznie. Poledouris za pomocą niezwykłego połączenia orkiestry, chóru i agresywnej gitary elektrycznej, sprawił że „końcowe przyłożenie” w wykonaniu Kevina Costnera, nawet u miłośników sportów domowych (czytaj: szachy, brydż sportowy, w ostateczności seks z małżonkiem) wywołuje dopływ adrenaliny.
Liryczna, skąpana w uroczych tematach odsłona historii króla Learoyda, subtelna, elegancka, w swym romantyzmie puszczająca oko do Johna Barry’ego i jego twórczości. Utwór nieco w cieniu swoich epickich kolegów, ale będący duchem partytury i reprezentujący jej najbardziej humanistyczną stronę. Obok przygody i wojny zatem – uczucia, wzruszenie i muzyczny zachwyt pięknem.
Basila już w latach 80-tych okrzyknięto mistrzem muzyki akcji, kolejna dekada kompozytorowi upłynęła pod znakiem kompozycji nieco spokojniejszych, jednak jedynie do czasu filmu Verhoevena. Tango Urilla to jedno z najciekawszych i najbardziej ekscytujących dzieci Poledourisa, korzystające hojnie z dobrodziejstw orkiestry, pełne furii i wściekłości. Drapieżna muzyka akcji na najwyższym światowym poziomie.
Limitowane wydania score z tego słabo znanego w Polsce filmu sci-fi, osiągały na aukcjach niebotyczne wprost ceny. Sama rzadkość odgrywała tu pewnie rolę główną, ale rarytasem nie może być przecież płyta ze słabą muzyką. Lights Out ma w sobie to, co w Cherry 2000 najlepsze: niezwykły, lekko zwariowany klimat, tajemniczość i świetną melodykę budawaną przy pomocy elektroniki wspomaganej tradycyjną orkiestrą… a może na odwrót?
Podobno Bille August nie chciał zbyt skomplikowanej ścieżki a komponujący pierwszą wersję Gabriel Yared skarżył się, że reżyserowi muzyka spodobała się dopiero wtedy, kiedy kontrabasy i wiolonczele grały to samo. Na szczęście Poledourisowi pozwolił napisać coś bardziej ambitnego. Dzięki temu otrzymaliśmy ścieżkę o bardzo klasycznej konstrukcji i z tym właśnie przepięknym tematem. Poza piękną melodią na uwagę zasługuje także jego wykonanie.
Poledouris i Verhoeven. Moc symfoniki w przedziwnym (i chyba najbliższym prawdy) średniowiecznym kostiumie. Poemat dla pobojowiska pokrytego trupami i krwią zastygłą w błota galarecie. Taniec średniowiecznych łotrzyków i szubrawców. Szaleńczy, upojny a do tego perfekcyjnie wykonany przez, jak zawsze wspaniałą, London Symphony Orchestra.
Dziś mało kto o tym utworze pamięta. I to nie tylko ze względu na zapomniany film z jakiego pochodzi, ale przede wszystkim ze względu na znikomą dostępność samej partytury (kiepskiej jakości bootleg). Niemniej jednak każdy, kto pozna ten fragment dostrzeże jego zwiewną, folkową moc wygraną przez flety, skrzypce i orkiestrę z wyraźnie dominującymi perkusjonaliami.
Muzyczna epopeja, znakomicie wpisująca się w wykreowane przez Poledourisa na potrzeby serialu uniwersum, przykład konstrukcyjnej maestrii amerykańskiego kompozytora. Monumentalna podróż po wzniosłych tematach, która w niezwykle efektowny sposób towarzyszy malowniczej wyprawie kapitana Woodrowa Calla z Montany ku pustkowiom Teksasu. Wzruszające, pełne tęsknoty i piękna, niezapomniane preludium do finału opowieści… ale finał to już zupełnie inna historia.
Temat Morza Południowochińskiego, jak nazywa go sam kompozytor, to epickość czystej wody. Nieskomplikowana, ale jakże wpadająca w ucho i zapadająca w pamięć fanfara została bezbłędnie połączona z egzotycznymi fletniami. John Millius oczekiwał, by Poledouris zawarł w tym temacie, jak sam to ujął, „conradowski” obraz Borneo, romantyzm, klimat azjatyckich peryferiów oraz XIX-wieczną wrażliwość. Słuchając tego wzniosłego fragmentu można stwierdzić, iż kompozytor swe zadanie wykonał w 100% a nawet z nawiązką.
Umiejętności aktorskie Arnolda Schwarzeneggera raczej nie pozwalają mu na wiarygodne zaprezentowanie na ekranie głębokich, romantycznych uczuć. Czego jednak gubernator Kalifornii nie był w stanie pokazać, wyśmiecie dopowiedział swoją muzyką Basil Poledouris. Kompozytor udowodnił w Conanie, iż jest twórcą kompletnym, który nie tylko potrafi napisać monumentalną muzykę bitewną, ale i przecudnej urody, delikatny, klasyczny w formie temat miłosny, rozpisany głównie na sekcję smyczkową. Uczta dla uszu i duszy.
Banjo i muzyka akcji? Wolne żarty? Oto w Quigley Down Under Basil Poledouris udowadnia, że nawet taki instrument można wpleść pomiędzy orkiestrę z dominującymi dęciakami. I to tak, że trudno sobie już wyobrażać action-score do tego „australijskiego westernu” bez niego. A tak poza tym, to muzyka akcji Poledourisa w najlepszym wydaniu, czyli fantastyczne orkiestracje i melodyka zamiast ilustracyjności. Świetnie to brzmi w filmie i równie dobrze poza nim. Czegóż chcieć więcej?
Basil godnym spadkobiercą muzycznych tuzów westernu! O ile Lonesome Dove jako całość skąpane jest w romantyzmie i nostalgii, to ten utwór stanowi kwintesencję heroicznej americany, ze spektakularnym tematem na czele i wulkaniczną dawką energii, dobywającą się z niedużej, ale brzmiącej niczym dwie pełne orkiestry grupy muzyków. Na deser krótka, nieco komediowa meksykańska wstawka po drodze, która dodaje tylko radosnego entuzjazmu całości, entuzjazmu jakiego nie powstydziłby się nawet mistrz gatunku Elmer Bernstein.
Pierwsza adaptacja powieści Toma Clancy’ego w reżyserii Johna McTiernana charakteryzowała się sprawnym rzemiosłem, dobrą grą aktorską i świetną muzyką Basila Poledourisa. Można się czepiać samego wydania, które nie zawiera części najlepszych fragmentów, ale nie można odmówić rozmachu znakomitemu Hymnowi, który kompozytor skomponował do napisów początkowych. Aż chce się wstąpić do Armii Czerwonej. Chociażby po to, by pokazać tym reakcyjnym Jankesom jak NAPRAWDĘ śpiewa się po rosyjsku.
Utwór o dwu obliczach: z jednej strony w swojej subtelnej liryce wręcz intymny, po chwili zaś, podjęty przez orkiestrę, romantyczny w jak najbardziej epickim stylu – pokazujący, że Conan to nie tylko naprężone muskuły i krwawa hekatomba, ale też ludzkie uczucia i szlachetność. Temat jako część kompozycji może i poboczny, ale natychmiast zapadający w pamięć i jeden z najpiękniejszych, jakie Poledouris w swojej karierze napisał. ”Otwarty step, rączy koń, sokół w dłoni i wiatr we włosach”…
W historii Igrzysk Olimpijskich wiele jest utworów muzycznych opisujących sportową walkę, szlachetną rywalizację, patos wygranej. Ale tylko Poledouris jak dotąd potrafił opisać całą tradycję greckich igrzysk tak kompletnie. Hipnotyczna procesja z darami dla bogów (wygrana łagodnymi partiami fletów), szybko przeradza się w sportowy taniec (masywnie wsparty chórem i orkiestrą) w którym zawodnicy prezentują swe umiejętności, a w którym kompozytor łączy brzmienia greckie ze współczesną hollywoodzką tematyką tworząc ponadczasowy pomost między antycznymi olimpiadami, a wskrzeszonymi przez Pierre’a de Coubertaina igrzyskami ery nowożytnej.
Czym Poledouris zjednał sobie wielu wiernych fanów? Po pierwsze tematyką, po drugie orkiestracjami, po trzecie odbiegajacą od tradycyjnej ilustracji muzyką akcji i po czwarte wykorzystaniem ludowej stylistyki i melodyki. Oto utwór, który wszystkie te elementy ma dopracowane do perfekcji. Niezwykle melodyjna ilustracja bitwy w cudowny sposób wykorzystuje tu folkowe piękno, świetnie zaranżowane na budapesztańską orkiestrę z małym egzotycznym dodatkiem. Ten sposób pisania muzyki Poledouris zaprezentował już przy A Whale for the Killing, ale to w tej partyturze, w tym właśnie utworze, dopracował go do perfekcji.
W kinie epickim pisze się zwykle według pewnych prawideł, a Poledouris na starcie swojej kariery prawidła te miał już chyba we krwi, bowiem ilustracja bitwy stoczonej z wojownikami Thulsy Dooma na kurhanach to prawdziwe arcydzieło, majstersztyk nie tylko symbiozy dźwięku z obrazem, ale również, a może przede wszystkim, niezależnej muzycznej narracji. Scena modlitwy tytułowego bohatera, przeplatana ujęciami szarżujących jeźdźców, to kompozytorski geniusz, a przecież już po chwili dołącza się nieśmiertelny Riders of Doom, tworząc w ten sposób utwór, który z powodzeniem można by rozważać w rankingu najbardziej efektownych fragmentów muzyki filmowej napisanej na potrzeby Hollywoodu.
Filmik poświęcony pamieci Basila Poledourisa. 10 minutowy rajd po najsłynniejszych fragmentach muzycznych amerykańskiego kompozytora na tle fragmentów filmów, które zilustrował – na portalu YouTube.
I to tyle. Choć Poledouris nie był tak płodnym kompozytorem jak Morricone czy Goldsmith, to i tak (jak zwykle) można by w tym miejscu dodać, że kolejna 30-stka mogłaby wcale nie być gorsza od tej, bo choćby sam słynny Conan Barbarzyńca ma w sobie jeszcze kilka znakomitych utworów i tak po prawdzie, to mógłby zająć niemal połowę miejsc z naszego TOP. My chcieliśmy jednak sięgnąć też po inne, czasem niesłusznie zapomniane fragmenty twórczości Basila i przypomnieć je Naszym Czytelnikom. Tradycyjnie już w komentarzach czekamy na Wasze opinie i propozycje ulubionych utworów Poledourisa.
Wcześniejsze odsłony TOP 30: