Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
David Arnold

007 – World is Not Enough (Świat To Za Mało)

(1999)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Nie tylko Brosnan cieszył się sympatią osób odpowiedzialnych za tworzenie serii przygód agenta 007. Po Jutro Nie Umiera Nigdy wysoki kredyt zaufania od producentów otrzymał kompozytor ścieżki dźwiękowej, David Arnold. Stworzył tam bowiem stosunkowo nowatorską oprawę, która przeszła do kanonu najlepszych partytur bondowych. Zestawienie ze sobą tradycyjnej, orkiestrowej tekstury z nowoczesnymi brzmieniami elektronicznymi zaowocowało piorunująca mieszanką, na wskroś inwazyjną, a przy tym w miarę ścisło trzymająca się ducha prac Barry’ego. Kwestia ponownego angażu była więc bezdyskusyjna. Powodów do dyskusji dostarczył natomiast sam efekt ponownego zderzenia się Brytyjczyka z Jamesem Bondem. Jak na ironię, to co decydowało o wysokim stopniu atrakcyjności muzyki z Jutro Nie Umiera Nigdy stało się w przypadku kolejnej odsłony powodem do krytyki. Chodzi mianowicie o łączenie konwencji orkiestrowych z elektroniką, która (najogólniej rzecz ujmując) narzuca się i jest jałowa jak gleba na Saharze.

Dalekich wypraw wgłąb płyty nie będziemy musieli organizować, by nabrać piachu w buty. Przesłuchawszy standardową już dla bondowskich ścieżek piosenkę promującą, zostaniemy rzuceni w wir szaleńczej, trochę nazbyt przekombinowanej akcji. Zaczyna się niewinną introdukcją Show Me The Money, która po triumfalnych fanfarach ustępuje miejsca techno-orkiestrowym pląsom w Come In 007, Your Time Is Up. Chcąc jakoś zobrazować to, rzekłbym, że stylistycznie błądzą one gdzieś w okolicach dokonań Juno Reactora i Davisa nad Matrixami, technicznie jednak plasują się o kilka klas niżej, tak na poziomie całkowicie przeciętnego action-score z kuźni MV. Martwi nie sam fakt opierania się Arnolda na tak „specyficznym” backgroundzie, tylko częstotliwość z jaką to robi, a zdarza mu się to nazbyt często. Właściwie ciężko wyodrębnić tu poza fragmentami Submarine utwory nie skażone tą formą wyrazu. Przekłada się to na stopień zaabsorbowania ścieżką, który w drugiej połowie albumu zostanie mocno zachwiany. Kompozycja nacechowana jest monotonnością i przerostem formy nad treścią. Sama sprawność poruszania się pomiędzy instrumentami symfonicznymi ulega częściowej degradacji podług poprzedniego dzieła, chociaż patrząc ogólnie, już nie tylko na „action-score”, orkiestracje w wykonaniu Dodda potrafią niejednokrotnie zaskoczyć pomysłowością. Nieco inaczej sytuacja przedstawia się, gdy pod uwagę weźmiemy również film. Widowiskowy charakter obrazu silnie oddziałuje na pracę Arnolda i odwrotnie. Stymulowane elektroniką tempo akcji znajduje swoje uzasadnienie w licznych scenach pościgów, strzelanin i tego typu wizualnych smaczków.

Pomysłowość jednakże do najmocniejszych atutów ścieżki Świat To Za Mało nie należy. Po stosunkowo nowatorskim w swej klasyczności Świat To Za Mało, Arnold zdaje się oddawać pasji przeżuwania sprawdzonych konwencji. Gdyby nie powiew świeżości w palecie tematycznej i kilku odstających od reszty utworów, partytura ta zasługiwałaby na miano przekrzywionej kalki poprzedniej. Dużo nowego wprowadza temat przewodni filmu, którego melodia poza samym „score” kształtować będzie piosenkę promującą w wykonaniu Garbage. Ze wszystkich aranżacji słyszanych na dysku najbardziej w pamięć zapada Welcome To Baku, gdzie kompozytor dodał całkiem fajnie brzmiący wokal żeński. Chwilę oddechu od poganianej przez sample orkiestry serwuje z kolei temat Elektry – kolejnej krótkiej niczym noc przesilenia letniego miłości Bonda. Miejsca dla utworów dramatycznych, takich jak Elektra’s Theme Arnold poświęca stosunkowo mało, a szkoda, bo tak na dobrą sprawę tam właśnie ścieżka się rehabilituje. Dobrą okazją do regeneracji sił przez nadciągającą kolejną dawką action-score jest również jazzowy kawałek Casino. Podobnym, jazzowym akcentem płytę zamyka piosenka Only Myself to Blame. Czy to jednak wystarczy, by przeżyć kolizję z albumem bez większego szwanku?
To za mało.

Niestety stosunkowo dużo niewygód będzie musiał znosić potencjalny słuchacz po drodze. Największą z nich jest długość soundtracku, który by mieścił się w granicach dobrej przyswajalności powinien być odchudzony o jakieś 15 minut. Nie uchroniło by to rzecz jasna ścieżki przed względną przeciętnością jaka zeń wypływa. Winę za takowy stan rzeczy ponosi ewidentnie David Arnold, który nieco spoczął na laurach po sukcesie Jutro Nie Umiera Nigdy. A szkoda, bo talentu mu nie braknie i kto wie co byłby w stanie nowego wprowadzić, gdyby tylko odrobinę mocniej przyłożył się do swojego zadania. Smutne jest również, że kolejne dwie ścieżki, tudzież Śmierć Nadejdzie Jutro i Casino Royale nie przełamują tendencji zniżkowej jaka tu się narodziła. Z tegoż powodu względną satysfakcję obcowania z kompozycją czerpać będą głównie entuzjaści serii przygód agenta 007, lub poszukująca niezobowiązującej muzycznej rozrywki społeczność. Jednak jak dla mnie…

to za mało.

Inne recenzje z serii:

  • Blood Stone (vg)
  • From Russia With Love
  • Goldfinger
  • Thunderball
  • You Only Live Twice
  • On Her Majesty’s Secret Service
  • Diamonds Are Forever
  • Goldeneye
  • Tomorrow Never Dies
  • World Is Not Enough – Expanded Edition
  • Die Another Day
  • Die Another Day – Expanded Edition
  • Casino Royale
  • Quantum of Solace
  • Skyfall
  • Spectre
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze