Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bear McCreary

Godzilla: King of the Monsters (Godzilla: Król Potworów)

5,0
Oceń tytuł:
Wojtek Wieczorek | 24-06-2019 r.

“Niech żyje król!” – fraza, którą można uznać za motto najnowszego filmu o Godzilli, dla niektórych nabierze ironicznego, a dla innych wręcz desperackiego wydźwięku, gdy spojrzymy na zarobki owej produkcji. W tej chwili trudno uznać ten okrzyk za coś innego, niż pobożne życzenia włodarzy Legendary Pictures, którzy zainwestowali w projekt 170 milionów, a po trzech tygodniach od premiery wciąż nie wyszli nawet na zero. Filmowi na pewno nie pomogły niskie oceny krytyków, mieszane wrażenia widzów po poprzedniej części i zbyt długi okres oczekiwania na sequel. Czy obraz zasługuje jednak na tak słaby wynik?

Jednym z głównych zarzutów pojawiających się wobec pierwszej części, wyreżyserowanej przez Garetha Edwardsa, była mała ekranowa ilość czasu Godzilli i walk potworów, których to kosztem większość filmu dla siebie zagarnęły nijakie i drętwe postacie ludzkie. Michael Dougherty zdecydowanie wziął sobie tę krytykę do serca – wprawdzie jego postacie są równie nijakie (a te, które nie są, są zwyczajnie irytujące), ale tytułowe potwory dostają zdecydowanie więcej czasu ekranowego. Mimo, że CGI nie powala (smoki w ostatnich sezonach Gry o Tron wyglądały mniej kreskówkowo), to stoi na w miarę przyzwoitym poziomie. Reżyser rekompensuje niedoskonałości efektów wieloma świetnymi wizualnie pomysłami – co drugie ujęcie ze starć tytanów nadawałoby się do trailera lub na plakat. Za największą wadę filmu można by uznać prowadzenie historii i postaci, które w zasadzie służą tylko do ekspozycji i tłumaczenia kolejnych kroków fabularnych w zabójczym tempie. Aktorzy wyjaśniający kolejne wątki nie mają nawet czasu na oddech między kolejnymi linijkami tekstu, przez co widz może się zgubić w natłoku informacji. Trudno się zorientować kto kiedy do kogo strzela, a ze śmierci niektórych postaci można zdać sobe sprawę tylko dlatego, że od dość dawna nie pojawiły się na ekranie. Dla wielu widzów nie będzie to jednak miało aż tak dużego zdarzenia, gdyż nie dla fabuły na ten film przyszli, a na brak wizualnej uczty zdecydowanie nie można narzekać.

Jednym z najczęściej chwalonych elementów produkcji jest też score Beara McCreary’ego, którego Dougherty był wieloletnim przyjacielem oraz fanem jego soundtracków z Battlestar Galactica. Kompozytor zaczął pracę nad produkcją ponad rok temu, a jednym z pierwszych kroków miało być nagranie nowej bazy sampli perkusyjnych i zredefiniowanie podejścia do niej. Czy zabieg ten się powiódł? Bezpiecznie byłoby powiedzieć, że połowicznie, bowiem bez wątpienia udało się nagrać całkiem ładne sample.

Kolejnymi działaniami, które kompozytor ciekawie i wnikliwie opisuje na swoim blogu, były wybór, aranżacja i skomponowanie nowych tematów. McCreary dla każdego potwora rozważał użycie oryginalnych tematów napisanych dla studia Toho (w przypadku tytułowego bohatera – również tematu Desplata z poprzedniego filmu), jak i napisanie całkiem nowych. Ostatecznie również i tutaj koncepcje spotkały się w pół drogi, bowiem dla Godzilli i Mothry wykorzystano tematy napisane przez Akirę Ifukube i Juki Kosekiego, natomiast dla Ghidory i Rodana kompozytor stworzył nowe motywy. Elementem spajającym nowe tematy ze starymi jest ludzki głos – przede wszystkim chóralne okrzyki bębniarzy Taiko, którym jako tekst służyły imiona potworów (w angielskiej i japońskiej wersji). Kompozytor stworzył również oryginalne poematy przetłumaczone przez językoznawcę na starobabiloński. W filmie przewija się popularny w produkcjach Toho wątek starożytnych cywilizacji czczących potwory, toteż McCreary myślał o swojego rodzaju modlitwie w najstarszym znanym języku. Stworzył też oddzielny temat dla owych ludów, który jest jednym z najciekawszych dodatków do nowej bazy leitmotywicznej.

Również jako modlitwę kompozytor widział temat Ghidory, a konkretniej modlitwę do liczby trzy, korelującą z wyglądem potwora. Osadzony w metrum 9/8, nowy temat składa się z inspirowanego Musorgskim ostinata na smyczki, grzmiących, basowych blach oraz buddyjskiej mantry (śpiewający ją mnisi składają się na kolejny rodzaj chóru). W mniej bobmastycznych aranżacjach, które mają budować tajemniczość i mitologię potwora, melodia powierzana jest grającym w unisonie chińskim instrumentom – erhu i zhonghu. Trudno porównywać wersję McCreary’ego z tematem Ifukube – bez wątpienia traci on na swej masywności. Trudno jednak wyobrazić sobie ślamazarny i “ociężały” temat złotego smoka w nowoczesnym, hollywoodzkim filmie, tym bardziej w kontekście zmienionego originu bestii. I o ile motyw ten wpisuje się w hollywoodzkie standardy, to ów chór, dzięki swej rytmice, łączy go niejako ze stylem Ifukube, przywodząc na myśl jego temat dla Varana i różne dzieła pozafilmowe.

W dużo większym stopniu Hollywoodzkimi standardami stoi temat Rodana, czerpiąc jednak z dobrych wzorców. Militarystycznie brzmiąca rytmika i werbel przywodzą na myśl Futile Escape z Aliens Hornera, a trójkowy podział rytmiczny może się kojarzyć z Hound Attack Debneya z Predators. Sama dzikość ognistego ptaka jest wspaniale oddawana przez wyjące rogi, a wrażenia masywności dopełnia pochód blach w basie. Kompozytor dodaje tutaj również latynoską perkusję, akcentującą miejsce akcji. Pierwsze pojawienie się olbrzymiego pteranodona to bez wątpienia jedna z najlepiej umuzycznionych sekwencji w filmie i prawdopodobnie wielu widzów wskaże ją jako swoją ulubioną pod tym względem.

Kompozytor tworzy też kilka pomniejszych motywów – poza wspomnianym tematem starożytnych cywilizacji, pojawia się też temat rodzinny dla głównych bohaterów oraz temat zespołu badawczego Monarch. Pierwszy z nich to ciepła, ale dość banalna melodyjka, zazwyczaj grana na instrumentach klawiszowych. Drugi z kolei składa się z małej fanfary i ostinata, które miało przybliżać score brzmieniem do współczesnych blockbusterów.

I właśnie w owych ostinatach tkwi jeden z największych problemów Króla Potworów. O ile to z tematu Monarch można jeszcze jako tako uznać za nawiązanie do score’u Desplata ze względu na użycie tercji, to jednak używanie różnorakich, niepowiązanych z żadnym z tematów ostinat w wielu utworach akcji sprawia, że dużo sekwencji nie różni się wiele od dowolnego hollywoodzkiego “every score’u”. To, w połączeniu z samplowaną perkusją, sprawia, że skojarzenia z RCP są w wielu miejscach aż nazbyt silne.

Oczywiście, ostinato ostinatu nierówne, i samo ich użycie nie jest niczym złym – ba, przecież muzyka Ifukube, w tym i ta do serii o Godzilli, ostinatami stoi! W tym przypadku problematyczne są raczej samo wykonanie i aranżacje, czego przykładem jest sam marsz Godzilli. McCreary często cytuje go niepełnej formie, redukując do roli samego rytmu na smyczki i perkusję. O ile teoretycznie takie spajanie score’u jest pomysłem całkiem fajnym i słusznym, w praktyce brzmi bardziej jak kolejna odsłona Transformersów niż coś, co ma nawiązywać do jednego z najbardziej poważanych japońskich kompozytorów.

Nie znaczy to jednak, że nawiązania Beara są nieudane. Bez wątpienia McCreary bardzo wnikliwie przestudiował muzykę Ifukube – wnikliwe ucho wyłapie z kolejnymi odsłuchami sporo nawiązań do oryginalnych soundtracków. Odświeżone tematy Godzilli, zwłaszcza w połączeniu z chórem, i potężnymi blachami są jednymi z najbardziej “ciarogennych” elementów produkcj. Temat Mothry, mimo, że niewiele różniący się od oryginału Kosekiego, w pełni oddaje siłę i piękno wielkiej ćmy, dodając jej nawet bardziej lirycznego sznytu. W filmie świetnie wypada też pierwsze pojawienie się Ghidory ze smyczkami imitującymi syrenę alarmową (rozwiązanie kojarzące się z niektórymi zabiegami Ifukube znanymi choćby z Godzilla vs. Destruktor), agresywnymi waltorniami i fantastycznym “bass dropem”, oraz końcowe wykorzystanie tematu starożytnych cywilizacji ze świetną progresją na krzyczący chór. Niestety, poza opisanymi sekwencjami (i lirycznym Goodbye, Old Friend, w którym trzeci już rodzaj chóru śpiewa poemat McCreary’ego), większość scen wypada dość anonimowo – muzyka w żadnej scenie nie kiksuje, ale w wielu robi raczej za tapetę sklejającą kolejne sekwencje montażowe. Ostatecznie jednak film zawiera wystarczającą dużą liczbę scen, w których muzyka tworzy “efekt wow”, by zyskać całkiem wysoką ocenę za jej rolę w obrazie.

Prezentacja albumowa ma się jednak nieco gorzej – przypominają mi się czasy, gdy jeszcze parę lat temu starsi stażem redakcyjni koledzy narzekali na montaż płyt Tylera i Hornera, którzy wyciskali limit nałożony przez pojemność płyty CD “do ostatniej kropli”, ładując na nie siedemdziesiąt osiem minut materiału. Niestety, platformy streamingowe nie dają żadnych ograniczeń. Ponadto coraz częściej soundtracki z blockbusterów, gdy już są tłoczone, to od razu na dwóch płytach, toteż oficjalny album to w zasadzie complete score z Króla Potworów, składający się na dziewięćdziesiąt siedem minut muzyki – o jakieś czterdzieści za dużo. Wydanie można by spokojnie odchudzić o dłużący się underscore i co bardziej “łupankowe” elementy muzyki akcji.

Na płycie znajdziemy również cover piosenki Blue Oyster’s Cult Godzilla z wokalistą System of a Down Serjem Tankianem oraz sekcją rytmiczną zespołu Dethklok (w filmie słychać ją na napisach końcowych). Rezultat współpracy nosicieli koziej bródki jest równie mieszany, co cały score. Dociążone riffy w połączeniu z chóralnymi okrzykami dodają piosence mnóstwa energii, jednak wokal Tankiana, mimo, że bez wątpienia świetny techniczne i bardzo charakterystyczny, jakoś do tego wszystkiego zwyczajnie nie pasuje.

Gdyby porównać kompozytora do kucharza, score do KOTM byłby wtedy czymś w rodzaju spaghetti bolognese. Tematy potworów to fantastyczne mięcho, chór to całkiem smaczny sos, natomiast wsparte perkusją ostinata to niestety rozgotowany niemal do stanu rozpadu makaron. I o ile ten pierwszy składnik jest jak najbardziej warty uwagi, to w ostatecznym rozrachunku kucharz odmierzył go za mało, jak na taką ilość makaronu. Co nie zmienia faktu, że jak ktoś lubi spaghetti, to i tak nie będzie narzekał – zwłaszcza, gdy jest naprawdę głodny.

Inne recenzje z serii:

  • Gojira
  • Gojira No Gyakushu
  • Godzilla: The Best of 1984-1995
  • Kingu Kongu tai Gojira
  • Gojira tai Mosura
  • San daikaijû: Chikyû saidai no kessen
  • Kaijű Daisenso
  • Gojira, Ebirâ, Mosura: Nankai no daiketto
  • Kaijűtô No Kessen: Gojira No Musuko
  • Shin Gojira
  • Gojira Tai Hedorah
  • Godzilla (2014)
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze