Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Akira Ifukube

Kingu Kongu Tai Gojira (King Kong kontra Godzilla)

(1962/1993)
-,-
Oceń tytuł:
Wojtek Wieczorek | 08-11-2015 r.

Osiem lat studio Toho kazało czekać na kolejną część Godzilli. Tym razem Japończykom udało się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i zrealizować również film o King Kongu, który to mieli w planach dawna. Niestety, różnice artystyczne, problemy budżetowe i zmiany we wczesnych koncepcjach na opowieść o Kongu mocno odbiły się na jakości końcowego materiału. Nie pomógł również fakt, że szefujący ekipie zajmującej się efektami wizualnymi Eiji Tsubayara nalegał, by film poszedł w lżejszym i bardziej komediowym kierunku. Pomysł ten został podchwycony przez producentów, którzy uznali, że pomoże to im poszerzyć swoją publiczność o dzieci i dzięki temu zwiększyć zyski. Na stołek reżysera powrócił Ishiro Honda, ale trudno powiedzieć, jak duży miał wpływ na końcowy obraz – wcale nie był on zadowolony z degradowania potworów do roli groteskowych wrestlerów.

Wraz z Hondą do projektu powrócił Akira Ifukube. Co ciekawe, praktycznie nie nawiązywał on nie tylko do pracy Masaru Sato z drugiej części, ale nawet do własnych tematów z pierwszego filmu o potworze (pomijając kopie ze swoich prac symfonicznych i koncertowych). Na uwagę zasługuje przede wszystkim temat Konga/Wyspy Faraona, który otwiera zarówno płytę, jak i film. Opiera się on na dynamicznym rytmie smyczków w metrum czteroćwierciowym, do którego po chwili dochodzą kolejne melodie na trąbkę i chór. Ten ostatni element wyróżnia się na tle muzycznego uniwersum Godzilli, ponieważ tym razem wyśpiewuje tekst (prawdopodobnie w języku Ainów lub w jakimś polinezyjskim dialekcie), a nie tylko przeciągłe samogłoski. Ponadto śpiewy stylizowane na rytualne pieśni tubylców przewijają się przez cały soundtrack i stanowią ciekawą stylizację, podkreślającą prymitywną kulturę mieszkańców wyspy.

Najważniejszym jednak tematem ścieżki jest nowy temat Godzilli. Obok charakterystycznego marszu z pierwszej części, stał się on kolejnym ikonicznym elementem składającym się na wizerunek potwora. Po raz pierwszy można usłyszeć w utworze Godzilla’s Resurection. Prowadzony przez basowe blachy temat ten będzie już nieodłącznie towarzyszył bestii podczas powolnego marszu przeciwko japońskim wojskom, lub też innym adwersarzom w każdym niemal filmie serii. O popularności tematu świadczą dziesiątki parodii, odniesień w popkulturze, a nawet w muzyce popularnej, np. hip-hopowe remixy (właśnie dzięki nim trafił on również do bijącej rekordy wyświetleń wśród nastoletnich użytkowników portalów społecznościowych suity Radzimira Dębskiego).

Poza tymi tematami, przez cały soundtrack przewijają się liczne marsze i drobniejsze motywy akcji. O ile te pierwsze sprawują się bez zarzutu, o tyle muzyka ilustracją kolejne starcia potworów, lub też budująca atmosferę grozy, raczej nie zadowoli wielu słuchaczy. Najgorzej wypada tutaj prawdopodobnie nadużywany motyw wykorzystujący glissanda na puzony, po raz pierwszy pojawiający się podczas starcia Konga i ośmiornicy. O ile stylistycznie wspomniane glissanda są ciekawym sposobem na oddanie oślizgłości i ociężałości gigantycznego głowonoga, o tyle używanie go w zdecydowanie zbyt wielu momentach filmu (i ścieżki) zwyczajnie męczy i odstrasza słuchacza.

Trudno jest stwierdzić, do jakiego stopnia „na poważnie” traktował tę ilustrację Ifukube. Liczne dysonujące dźwięki elektrycznych organów lub syntezatora, stanowiące stały bas w większości utworów akcji, z jednej strony wpisują się w schemat gatunku i takich filmu jak Mothra, z drugiej strony mogą świadczyć o chęci podkreślenia przez kompozytora kiczowatych elementów obrazu i potraktowaniu go jako kompletnie campowy projekt. Z kolei utwory źródłowe, underscore, a nawet motyw Godzilli mogą świadczyć o uderzaniu w komediowe tony obrazu. Dość ciekawie wypada w tym kontekście ten ostatni temat – o ile w popkulturze utarł się on jako złowieszcza i przerażająca muzyczna sygnatura potwora, działająca na podobnej zasadzie, co marsz Dartha Vadera z Gwiezdnych Wojen, o tyle taka interpretacja świadczyłaby o tym, że w pierwotnym założeniu miał być on kompletnie przeszarżowanym i groteskowym potraktowaniem tej postaci. Niezależnie od intencji kompozytora, temat wyznaczył standard zarówno kolejnym filmom o Godzilli, jak i całemu gatunkowi Kaiju.

Bez wątpienia największą wadą płyty jest fatalny montaż, co jest zresztą standardowym problemem soundtracków tej serii. Tracklista to w zasadzie complete score, wrzucony bez większego składu i edycji na płytę (jedynym zabiegiem świadczącym o jakimkolwiek wysiłku podjętym przez producentów, jest ułożenie utworów chronologicznie i zostawienie na koniec alternatów i utworów źródłowych). Co więcej, na rynku istnieje kilka różnych wydań score’u, które różnią się praktycznie detalami, za każdym razem popełniając te same grzechy. Ze względu na taką formę wydania, płyta jest niezwykle męcząca, odstraszając bardzo dużą powtarzalnością fragmentów, zwłaszcza tych atonalnych, we właściwie niezmienionych aranżacjach (standard u kompozytora). Na albumie znajdziemy również utwory źródłowe, napisane do innych filmów wytwórni Toho. Pierwszy z nich został skomponowany przez Sei Ikeno, który swoją karierę zaczynał jako współpracownik Ifukube przy pierwszym filmie o Godzilli. Rozbrzmiewa on w mieszkaniu Fumiko i jest to bardzo przyjemny jazzowo-bluesowy utwór na fortepian, saksofon i perkusję, napisany do filmu Use the Handcuffs. Z kolei drugi utwór, napisana przez Hatchiro Matsui do Southern Island Tale piosenka, powinna zostać zakazana przez konwencję Genewską . Na niektórych wydaniach znajdziemy jeszcze jeden utwór Ikeno, z tego samego co wcześniej filmu. Jest to zgrabnie zaaranżowany i zorkiestrowany marsz, ale raczej nie pozostaje on w pamięci i nie wyróżnia się niczym szczególnym, więc jego brak nie zrobi większości słuchaczy żadnej różnicy. Na rynku znajdziemy również wydanie dwupłytowe, ale trudno powiedzieć do kogo jest ono adresowane, biorąc pod uwagę fakt, że te dwie płyty różnią się prawie tylko formatem (mono/stereo), a już przy jednopłytowych wydaniach powtarzalność materiału woła o pomstę do nieba (czyżby właśnie o to modlili się podczas burzy tubylcy z Wyspy Faraona?)

Trudno jest też ocenić tę pracę w kontekście filmowym. Ilustracje kolejnych części tej serii rządzą się pewnymi prawidłami, które na tym etapie dopiero się klarowały. Ikoniczna „antyfanfara” dla potwora, razem z marszami ilustrującymi przygotowania i walki wojska na stałe zagoszczą w filmach o wielkim jaszczurze, dodatkowo na uwagę zasługuje wysiłek podjęty przy pisaniu utworów chóralnych. Z drugiej strony kiczowate użycie organów, elementy slapsticku i męczące glissanda i dysonanse sprawiają, że film ogląda się jeszcze trudniej i mimo stosunkowo krótkiego czasu trwania, dłuży się on niesamowicie. Pytanie też jak traktować groteskowe sceny pojedynków oprawione poważną muzyką? Biorąc pod uwagę kontrast między paletą tematyczną a underscorem, całość sprawia wrażenie, jakby Ifukube napisał „za dobre” tematy do filmu, a potem starał się do niego dopasować poziomem (biorąc pod uwagę jego metody komponowania, chyba nikt by nie był zaskoczony, gdyby się okazało, że najważniejsze tematy przepisał ze swoich prac koncertowych, a resztę dodał po obejrzeniu filmu).

Niestety, soundtrack jako całość, mimo bardzo dobrych tematów, wypada blado na tle reszty serii. Ocena byłaby zdecydowanie wyższa, gdyby płyta została zgrabnie wydana – np. ograniczając materiał do trzydziestu minut. Na niską ocenę składa się też jakość samego filmu, w kontekście którego muzyka ta stanowi dziwny miks świetnych tematów, przerastających obraz swym poziomem, poważnych ilustracji zbytnio kontrastujących z absurdalnością oglądanych scen, nadużywanych efektów i bezmyślnie powielanych rozwiązań, a także na wskroś campowego underscore’u, który bez wątpienia jest jednym z niewielu momentów, w których muzyka i film zbiegają się pod względem poziomu. Soundtrack ten ma więc w zasadzie wartość głównie historyczną, ze względu na sławny temat potwora, ale o ile dany słuchacz nie jest zainteresowany takimi ciekawostkami, to wszystkie najważniejsze tematy znajdzie w ciekawszych aranżacjach, wykonaniach i jakości dźwięku nie tylko na innych soundtrackach serii, ale również na licznych składankach, suitach, czy twórczości koncertowej i filmowej Akiry Ifukube.

Inne recenzje z serii:

  • Gojira
  • Gojira No Gyakushu
  • Godzilla: The Best of 1984-1995
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze