Akira Ifukube bez wątpienia nie mógł narzekać na brak zleceń w latach 60-tych. Nawet gdyby nie liczyć innych projektów filmowych i muzyki współczesnej, japoński kompozytor wciąż miał mnóstwo pracy dzięki studiu Toho i wieloletniemu parnerstwu z reżyserem Ishiro Hondą. W 1964 współpraca obu panów zawocowała dwoma kolejnymi filmami o Godzilli – jednym, w którym mierzy się z Mothrą, oraz drugim, zatytułowanym Gidorah – Trójgłowy Potwór. Dla fanów serii niewątpliwie film ważny, ze względu na pierwsze pojawienie się jednego z najbardziej znanych przeciwników Godzilli – Gidory, jednak dla przeciętnego zjadacza chleba tytuł ten będzie raczej trudny do przejścia. Niestety, w dużej mierze winę za to ponosi muzyka.
O ile na tym etapie seria coraz silniej zmierzała w stronę groteski i autoironicznego pastiszu – dość powiedzieć, że w filmie pojawiają się cztery różne potwory, rozmawiajace ze sobą, negocjujące oraz zachowujące się jak nadąsane dzieci, ważnym elementem fabuły jest księżniczka z innej planety, a humor pojawia sie również w dialogach – o tyle ilustracja japońskiego kompozytora pozostaje śmiertelnie poważna. Sprawia to, że absurdalne sceny walk i rozmów potworów, zamiast bawić widza (co zdaje się być założeniem twórców – z drugiej strony, jest to japoński film sprzed pięćdziesięciu lat, więc któż może wiedzieć, co filmowcy mieli w głowach ;)) zwyczajnie go męczy i podsuwa natrętne myśli o wciśnięciu przycisku „stop”.
Również w formie albumowej muzyka prezentuje się kiepsko – prace filmowe Ifukube rzadko grzeszą oryginalnością, tym bardziej w kontekście takiej serii, jak Monster Movies studia Toho, gdzie leitmotywika zostaje w zasadzie sprowadzona do nachalnych repetycji tych samych tematów w niezmienionych aranżacjach, i nie inaczej jest tym razem. Oczywiście, nie jest to płyta całkowiecie pozbawiona nowego materiału – pojawia się tu choćby nowe instrumentarium, takie jak theremin, odrobina egzotyki, przywodząca na myśl prace koncertowe kompozytora, a także nowe tematy dla potworów – niemniej jednak ilość starego materiału zdecydowanie góruje nad nowym.
Rzeczone tematy to motyw Gidory, który Ifukube zaczyna od fantastycznego, dysonującego wybuchu sekcji dętej, a następnie przechodzi w złowrogie, powolne interwały. Niestety, jakość, a także wykonanie sprawia, że na tym wydaniu trudno w pełni docenić ten temat. Dodatkowo pojawia się nowy motyw Mothry, a także nowa pieśń strażniczek jaja Mothry, która jest chyba najciekawszą i najprzyjemniejszą częścią płyty – podobnie jak w przypadku poprzedniej ścieżki, kompozytor pokazuje, że poza wielką symfoniczną orkiestrą świetnie też sobie radzi z nieco eterycznym duetem wokalnym.
Pewną zaletą płyty jest fakt, że trwa ona jedynie czterdzieści minut, mimo to przez cały ten czas słuchacz, bombardowany kolejnymi wybuchami blach, kotłów, perkusji, oraz nieustannymi repetycjami tematu Godzilli, Rodana, czy Gidory, jest wystawiony na próbę. Nie pomaga również ani jakość, ani wykonanie nagrania – wiele utworów wydaje się być zagranych dość niechlujnie, dodatkowo rzadko kiedy uświadczymy tutaj sekcji smyczkowej – czyżby studio poskąpiło budżetu na orkiestrę?
Soundtrack ten bez wątpienia jest jednym z gorszych w całej serii, nie tylko nie pomaga w niczym filmowi, ale wręcz psuje jego odbiór. Również wersja płytowa będzie wyzwaniem nie tylko dla regularnego słuchacza, ale także dla fanów zarówno soundtracków z tej franczyzy, jak i twórczości Ifukube. Zarówno stare jak i nowe tematy lepiej przesłuchać w aranżancjach z późniejszych nagrań, a ten album pozostawić najwytrwalszym „badaczom” serii.
Inne recenzje z serii: