Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Goldsmith, James Horner, Elliot Goldenthal

Alien Trilogy, the (kompilacja)

(1996)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 27-12-2011 r.

W dobie otaczających nas, fanów i kolekcjonerów muzyki filmowej, wszelakich wydań kompletnych, rozszerzonych, definitywnych itp., koncept kompilacji najważniejszych tematów z serii (a wtedy jeszcze trylogii) Obcy może dziwić a i wywołać uśmieszek politowania. Jednak gdy weźmiemy kontekst i czas wydania tej bardzo ciekawej płyty, produkcję Roberta Townsona z wytwórni Varese Sarabande należy docenić bardziej, co będę chciał osiągnąć poniższą recenzją.

Townson w latach 90-ych był mocno aktywny na polu ponownych nagrań starych (ale też i nowszych) ścieżek dźwiękowych oraz tworzenia kompozytorskich kompilacji. Wystarczy przypomnieć re-recordingi klasycznych pozycji Herrmanna, dokonanych przez The Royal Scottish National Orchestra (w dalszej części tekstu będę używał skrótu RSNO) pod batutą Cliffa Eidelmana, Joela McNeely czy też Johna Debneya (Powrót do przyszłości, Superman). Wraz z wyżej wymienionym Eidelmanem i szkocką RSNO postanowił w 1996 roku nagrać album poświęcony słynnej serii science-fiction Obcy. Równie legendarna jest jej otoczka muzyczna. Do pierwszej odsłony jedną ze swoich najciekawszych partytur skomponował Jerry Goldsmith, do drugiej nominowaną do Oscara, agresywną muzykę akcji popełnił James Horner (nie wspominając o czytelnych imitacjach z Goldsmitha w warstwie horrorowej…), wtenczas „gorące” nazwisko na mapie hollywoodzkich kompozytorów. Wreszcie do trzeciej, muzykę, którą wdarł się do czołówki stworzył Elliot Goldenthal. Każdy z nich coś wniósł, każdy stworzył zapadające w pamięci utwory czy też tematy, każdy bezsprzecznie ubogacał opisywany przez siebie film i obcą sagę, będąc nierozerwalnym czynnikiem sukcesów tych obrazów s-f.

Eidelmanowi i mającej swoją siedzibę w Glasgow RSNO dość wiernie udało się zrekonstruować brzmienia poszczególnych partytur. Nagranie jest szczegółowe, technicznemu wykonaniu orkiestry nie można raczej niczego zarzucić. Czuć tu pochylenie się szczególnie nad technicznymi aspektami prac Goldsmitha oraz Goldenthala i próbę jak najwierniejszego odtworzenia specyfiki ich brzmień. Najwięcej miejsca na kompilacji poświęcono protoplascie – czyli muzyce z Obcego: Ósmego pasażera „Nostromo”. Było ku temu kilka powodów. Do czasu powstania tego wydawnictwa, na rynku oficjalnie istniał tylko (również wydany przez Varese) album z muzyką powtórnie nagraną przez Goldsmitha i londyńśką National Philharmonic z jego preferowaną „wizją” muzyki; część score’u Amerykanina została odrzucona, zastąpiona muzyką klasyczną, bądź jego własnymi kompozycjami z min. Freuda. Technicznie rzecz biorąc, album ów nie był odpowiednikiem faktycznej muzyki, która znalazła się w obrazie Scotta, tak sugestywnie budując nastrój zagrożenia i kosmicznego oddalenia. Wreszcie, była dostępna w ograniczonym nakładzie. Townson wraz z Eidelmanem sięgnęli „do korzeni” i przede wszystkim nagrali (była to premiera na nośniku oficjalnym) oryginalne napisy początkowe, pełne atonalnych, kreujących grozę fraz orkiestrowych i efektów akustycznych. Co prawda, sam mistrz Goldsmith preferował swoją 'romantyczną’ wersję, która oczywiście nadal jest świetna, ale osobiście wolę opcję wybraną przez Ridleya Scotta, tworzącą niesamowity klimat. Podobnież, po raz pierwszy na krążku znalazła się odrzucona muzyka „akcji” wraz z utworem Breakaway. To intensywny, niemal popadający w furię Goldsmith w najwyższej formie. Nie mogło zabraknąć również świetnego The Landing, typowego dla Goldsmitha utworu budowanego na zasadzie zwiększanego napięcia i muzycznego sensu odkrycia, ze sceny podchodzenia statku kosmicznego na orbitę planetoidy, z której wysyłany jest tajemniczy sygnał.

Kiedyś mój alienowy faworyt – muzyka Hornera z Obcego: Decydujące starcie – reprezentowany jest przez trzy utwory. Nie zabrakło napisów początkowych, gdzie twórca Braveheart tak ładnie kopiował Arama Chaczaturiana, a jednocześnie prawie tak dobrze jak Goldsmith oddawał pustkę i chłód kosmicznej przestrzeni. Jest i faworyt fanów – Futile Escape, choć zamiast niego wolałbym podrasowane większą dawką dramaturgii Going After Newt z oryginalnego soundtracka. Na finał inny utwór-legenda: Bishop’s Countdown. Partytura Hornera dostarcza dużą dawkę emocji, rozmachu i ekscytacji, jest z pewnością najłatwiejsza w odbiorze dla przeciętnego słuchacza, jednak dziś w moich prywatnych rankingach ustępuje nieco maestrii, wirtuozerii i klimatowi stworzonemu przez jego kolegów na literkę G. Jej militarystyczna specyfika mile łechce, ale nie pociąga tak jak fragmenty z części I i III i nieco burzy nastrój kompilacji jako całości.

Partytura Elliota Goldenthala powraca do mrocznej stylistyki Goldsmitha. Jest to najcięższy „kawałek” trylogii, brzmienia czasami bardzo awangardowe i stawiające przed słuchaczem wyzwanie. Na szczęście na tą kompilację wybrano chyba trzy najciekawsze utwory z oryginalnego score’u. Wspaniałe jest Lento, wykorzystujące delikatne, chłopięce soprano w wykonaniu Matthewa Munro, śpiewającego łacińskie frazy Agnus Dei. Zarówno druga połowa tego utworu jak i Candles in the Wind wykorzystują formy XX-wiecznej muzyki atonalnej. Dla niektórych rzeczy nie nadające się do słuchania, dla niektórych fascynujące – przede wszystkim w połączeniu z mrocznym, depresyjnym klimatem Obcego 3. Cóż, kto chce poznać Elliota Goldenthala, musi się zmierzyć z tego rodzaju rzeczami. Jako deser zaserwowane zostaje nam zwieńczenie trylogii i najprawdopodobniej pojedynczy, najwybitniejszy przekrojowo utwór – słynne Adagio. Eidelmanowi udaje się uzyskać emocjonalną potęgę porównywalną z oryginałem zdobywcy Oscara za Fridę. W ogóle, szkockim muzykom znakomicie udało się oddać klimat a przede wszystkim techniczne wykonanie ścieżki z trzeciej części. Podejrzewam, że nie każdy skład muzyczny dałby radę…

Tak jak we wstępie napisałem – dziś, gdy mamy dostęp do kompletnych wydań ścieżek dźwiękowych z I i II części Obcego (Intrada oraz Varese), a także z czwartej (La-La Land), kompilacja ta może nie budzić większych emocji, ale kilkanaście lat temu bez wszechogarniającego dostępu mediów cyfrowych i zupełnie innej sytuacji na rynku soundtracków, była mile widzianą ciekawostką i suwenirem z trylogii o ksenomorfach. To w zasadzie cała esencja muzyki z tych trzech filmów science-fiction, a biorąc pod uwagę historyczny kontekst i mizerię jaką dziś produkuje się do tego rodzaju kina – szczyt dokonań w tym gatunku. Biorąc pod uwagę całą produkcję albumu, pietyzm z jakim dokonano szczególnie rekonstrukcji odrzuconej muzyki Goldsmitha, techniczną trudność każdej z trzech pozycji a także stanięcie na wysokości zadania przez RSNO, należy temu wydaniu przyklasnąć. Pudełko wsadzone jest w gustowny kartonik z tłoczonym motywem ksenomorfa, w środku natomiast znajduje się 16-stronnicowa książeczka z tekstami Kevina Mulhalla. Jeden z najlepszych re-recordingów i kompilacji na rynku soundtracków.

Inne recenzje z serii:

  • Prometheus
  • Alien Covenant
  • Alien
  • Aliens – The Deluxe Edition
  • Alien 3
  • Alien 3 – Expanded Edition
  • Alien: Resurrection
  • Alien: Resurrection – Expanded Edition
  • Alien vs. Predator
  • AVPR: Aliens vs Predator – Requiem
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze