Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bill Conti

Karate Kid Part II, the

(2020)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 14-02-2021 r.

Film Karate Kid w reżyserii Johna G. Avildsena stał się w 1984 roku prawdziwym hitem. Zrealizowany za niespełna 10 milionów dolarów przyniósł ponad dziesięciokrotne zyski i mnóstwo pozytywnych opinii ze strony krytyków. Nie dziwne, że producenci postanowili kuć przysłowiowe żelazo. póki było gorące. Jeszcze w tym samym roku ruszyły prace nad scenariuszem, a premiera filmu zatytułowanego po prostu Karate Kid II (The Karate Kid Part II) odbyła się w czerwcu 1986 roku. Za kamerą po raz kolejny stanął Avildsen, a historię nakreślił scenarzysta pierwszego filmu, Robert Mark Kamen. I choć trzon głównej obsady został zachowany, czyli tytułowy młodzieniec oraz jego sensei, to jednak film dostarczył sporo świeżości, a to przez wzgląd na zmianę lokacji w jakiej rozegrała się akcja. Kalifornijską scenerię wymieniono bowiem na orientalną Okinawę, gdzie bliżej mogliśmy przyjrzeć się korzeniom pana Miyagiego. Ta wyprawa, choć podyktowana osobistą tragedią mentora, pociągnęła za sobą pewne konsekwencje w postaci odnowienia starych waśni leżących w cieniu dawnej miłości. Młody Daniel również angażuje się emocjonalnie z lokalną pięknością, co staje się zarzewiem konfliktu z synem oponenta Miyagiego. Do czego to wszystko prowadzi? Chyba większość z nas miała okazję obejrzeć film Avildsena, więc dalsze zagłębianie się z meandry fabularnie nie ma tu najmniejszego sensu. Zresztą fabuła wydaje się tylko kliszą okraszonej sukcesem „jedynki”. O sile tej produkcji stanowi jednak całe to egzotyczne otoczenie i przerzucenie uwagi widza w kierunku tajemniczej, ale fascynującej postaci pana Miyagiego.



Do projektu powrócił również Bill Conti, kompozytor oprawy muzycznej do pierwszego Karate Kid. Ścieżka dźwiękowa, choć często kontrowana sporą ilością wykorzystanych w filmie piosenek, pod względem konstrukcyjnym prezentowała się bardzo okazale. Nie tylko odwoływała się do młodzieńczego zapału, ale i wiekowej mądrości, która emanowała z postaci podstarzałego sensei. Wszystkie te pomysły z powodzeniem mogły być wykorzystane w drugiej odsłonie Karate Kid, ale nie obyło się bez pewnych tarć – głównie wewnętrznych. Już przy okazji Rocky’ego Conti doświadczył solidnego rozczarowania, kiedy kontrowano wszystkie jego nowe pomysły zrodzone na potrzeby sequela. W myśl zasady, że skoro coś sprawdza się bardzo dobrze, to po co szukać zamienników, z takim samym podejściem mierzył się podczas tworzenia ścieżki dźwiękowej do drugiego Karate Kid. Kompozytor wrócił więc do opracowanych wcześniej idei, ale w nieco innej kolejności. Jakiej?



Skoro teraz w centrum uwagi postawiony został Miyagi i jego rodzinne perypetie, to właśnie temat starego mistrza stał się osią wokół której budowana była cała narracja. A skoro takowy skonstruowany był w ornamencie orientalnych aranży, automatycznie wymowa całej ścieżki dźwiękowej ukierunkowana została na tego typu brzmienia. Szkoda że po drodze przez konflikt w terminarzu nie wypaliła współpraca z Gheorghem Zamfirem, który na potrzeby pierwszego soundtracku wykonywał mistrzowsko swoje partie na fletni Pana. Tym razem kompozytor musiał posłużyć się samplowanymi nagraniami dokonanymi na potrzeby poprzedniego filmu. Mimo wszystko efekt końcowy wydaje się całkiem satysfakcjonujący. Tym bardziej, że obok wspomnianego wyżej instrumentu pojawia się cała gama egzotycznych brzmień nie tylko strunowych, ale i perkusyjnych. Jest również miejsce na powrót do tematu Daniela LaRusso, ale w całokształcie oprawy muzycznej nie odgrywa on większego znaczenia. O wiele bardziej znaczący wydaje się motyw miłosny związany z relacją młodzieńca z Kumiko. Delikatna melodia łącząca zachodni styl budowania atmosfery romantycznej ze wschodnimi naleciałościami sprawdza się tu wybornie. Równie dobrze radzą sobie minorowe melodie skojarzone z dwoma antagonistami głównych bohaterów – Sato oraz Chozenem. Nie są one może na tyle charakterne, aby stać się wizytówką partytury, ale świetnie wpisują się w ten orientalny zestaw brzmień. W ten sposób niespełna godzinna oprawa muzyczna do drugiego Karate Kid stała się dosyć istotnym elementem filmowej narracji. A mniejszy niż w poprzedniej części udział piosenek w budowaniu zaplecza muzycznego, sprawiło, że kompozycja Billa Contiego miała okazję bardzo wyraźnie zaznaczyć swoją obecność w trakcie filmowego seansu.


Ta zauważalność była zapewne solą w oku niejednego miłośnika muzyki filmowej, który przez długie lata nie miał sposobności spróbować swoich sił z kompozycją Contiego poza doświadczeniem filmowym. Co prawda w momencie premiery filmu na rynku pojawił się oficjalny album soundtrackowy, ale poza fragmentem ilustrującym burzę i bohaterski czyn Daniela nie znalazł się tam żaden inny z oryginalnej ilustracji. Dopiero wydany w roku 2012 przez Varese Sarabande, specjalny, czteropłytowy box, rekompensował tę stratę. Na niespełna 50-minutowym krążku znalazło się większość materiału stworzonego na potrzeby filmu. Na kompletny zestaw musieliśmy poczekać do roku 2020, kiedy to nakładem La-La Land Records został opublikowany cały filmowy score. Limitowane do trzech tysięcy sztuk wydawnictwo poza chronologiczną prezentacją muzyki z filmu oferuje również zestaw kilku bonusów. Są to najczęściej alternatywne wykonania, choć miłym akcentem jest również prezentacja tematu miłosnego Daniela i Kumiko. Niewiele ponad 60-minutowy album jest wiec głównie ukierunkowany na doświadczenie filmowe. Jak się więc broni w kontekście statystycznego odbiorcy?



Na pewno jeżeli oczekiwalibyśmy takiej różnorodności stylów i brzmień, jakie serwowała nam „jedynka”, to możemy się czuć zawiedzeni. Aczkolwiek na wstępie nie wydaje się to takie oczywiste. Skoro film przypomina wydarzenia z emocjonującego finału pierwszego Karate Kid, to siłą rzeczy nie mogło zabraknąć tu szczpty patetycznego, iście hollywoodzkiego grania. Kiedy jednak akcja przenosi się na Okinawę, wtedy następuje powolne wyciszenie. I taki stan trwa niemalże przez większość ilustracji. Dopiero sekwencja zatytułowana Miyagi’s Attack ożywia tę nieco ospałą, choć piękną muzykę. Kulminacją tego wszystkiego jest oprawa do sceny burzy, w której Daniel wykazuje się nie lada odwagą. Filmową prezentację ścieżki dźwiękowej kończymy natomiast ilustracją zwycięstwa chłopaka nad Chozenem.



Powiedzmy sobie szczerze, że ścieżka dźwiękowa do Karate Kid II nie jest żadnym odkryciem. Nowych motywów jest tutaj stosunkowo niewiele, a jeżeli już się pojawiają, to pełnią rolę bardziej marginalną w stosunku do tych, które wybrzmiały już w „jedynce”. Odmienność brzmienia tej pracy w porównaniu do pierwszego soundtracku polega po prostu na przerzuceniu uwagi z Daniela na Miyagiego. Dodatkowym bodźcem jest tutaj sceneria w jakiej rozgrywa się akcja. I to właśnie miłośnikom takich orientalnych brzmień ten soundtrack najbardziej przypadnie do gustu. Ja osobiście wolę wracać do pierwowzoru lub finalnego rozdziału sagi Daniela i Miyagiego. Ale o tym w kolejnym tekście…

Inne recenzje z serii:

  • The Karate Kid
  • The Karate Kid Part III
  • The Next Karate Kid
  • Cobra Kai (season 1)
  • Cobra Kai (season 2)
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze