Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Murray Gold

Doctor who (sezon 4)

-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 27-12-2008 r.

Brytyjczycy znowu w ekstazie. Ulice ozdobione plakatami, półki sklepów z multimediami uginające się od ciężaru płyt DVD i CD, a centra dla najmłodszych przepełnione plastikowymi figurkami i pluszowymi zabawkami… Gwiezdne Wojny znów w natarciu? Skądże znowu! To efekt triumfalnego pochodu jaki od 4 lat odbywa po Wyspach nowa odsłona kultowego niegdyś serialu Doctor Who. Czwarty sezon, który „dzielił i rządził” widownią w pierwszej połowie 2008 roku pozostawił oprócz kolejnego rekordu oglądalności stacji BBC także wzmożony apetyt na więcej. Prawdę powiedziawszy dzieło to swoją popularnością wykroczyło dalece poza granice Wielkiej Brytanii i obecnie jest jednym z najlepiej sprzedających się seriali na świecie, o który walczą tak prestiżowe stacje jak chociażby Sci-Fi. Do Polski także dotarł jeden sezon, jednakże nie znalazł tu zbyt wielu entuzjastów. Nie ma się czemu dziwić, wszak groteska jaka wylewa się z każdej minuty serialu nie zawsze przemawia do widowni przyzwyczajonej do importowanej zza oceanu klasycznej przygody s-f. Jednakże ciężkie w odbiorze początki, przez które trzeba się przedrzeć, owocują wspaniała zabawą jaką serwuje publiczności czwarta odsłona Doctora Who. Kto dotrwał do tego momentu, wie o czym mówię. Ci którzy zrazili się początkami… Cóż, wiele stracili.

Stracili również ci, którzy nigdy nie mieli styczności z oprawą muzyczną do tej serii. Nie bez przesady można byłoby nazwać ją jednym z najbardziej spektakularnych zjawisk muzycznych ostatnich lat dedykowanych telewizyjnej produkcji. O historii i genezie powstania zarówno nowej wersji serialu jak i muzyki rozpisywał się nie będę, ponieważ odrobiłem już swoją lekcję w recenzjach poprzednich ścieżek Doktora. Wypada tylko zasygnalizować, że rozpoczęta w 2005 roku wspaniała muzyczna podróż Murray’a Golda trwa nadal, i pomimo paru zastojów jakie da się zauważyć po drodze, kompozytorowi nie brakuje woli do kontynuowania swojej pracy. To tak w esemesowym skrócie. Przejdźmy jednak do szczegółów.

Olbrzymi sukces soundtracków do pierwszych trzech sezonów serialu sprawił, że Silva Screen wywalczyła sobie również prawo do wydania oprawy muzycznej z czwartej serii. Płyta, oprócz kawałków z trzynastu odcinków Doktora zawiera również suitę z dodatku świątecznego Voyage of the Damned, który de facto zarzuca pomost pomiędzy trzecim, a czwartym sezonem. I tak, z ponad 7-godzinnego materiału muzycznego skomponowanego na potrzeby nowych epizodów, otrzymujemy blisko 80-minutowy, skrzętnie przemontowany zestaw suit. Jak się one prezentują? Przyjrzyjmy się sprawie bliżej…

Płytę otwiera temat przewodni, który w sezonie czwartym uległ drobnym orkiestracyjnym modyfikacjom. Zamyka ją ta sama melodia, wzbogacona o parę taktów, a skomponowana na potrzeby napisów końcowych. Jednakże najlepsza część partytury dopiero przed nami, bowiem zaraz po tematycznej wizytówce Doctora rzuceni zostajemy w wir muzycznej akcji i to tej zdolnej najbardziej zainteresować fana serialu. Pojawienie się w dodatku świątecznym z 2006 roku (Uciekająca Panna Młoda przyp. red.) postaci Donny Noble, wprowadziło wiele splendoru do przygód tytułowego głównego bohatera. Rzecz jasna miało to swoje odzwierciedlenie już w ścieżce dźwiękowej do trzeciego sezonu, gdzie symbolicznie, aczkolwiek uraczeni zostaliśmy całkiem fajną suitą z UPM. W najnowszym soundtracku o wiele częściej dane nam jest obcować z tematyką owej dynamicznej i wybuchowej Brytyjki. Nie jest to tym samym jedyne paliwo napędzające muzykę akcji. Takich czynników jest wiele i zależą one od wielu czynników, zmiennych. Specyfika serialu, balansującego na granicy widowiskowego science-fiction, a czystej groteski wyśmiewającej ten gatunek stawia Golda w sytuacji, w której znaleźć on musi złoty środek pomiędzy orkiestrową epiką, a komediowym dźwiękonaśladownictwem. Swobodne pasaże jakie doskonale transportują widzą od sceny do sceny, od odcinka do odcinka dają się odczuć najbardziej w ramach filmowych. W soundtracku, gdzie sfera wizualna nie odgrywa większego znaczenia, kunszt ilustratorski Golda rozbija się o gusta słuchacza. A te raczej ciężko zaspokoić dobrym rzemiosłem… ilustracyjnym. Do całościowego spojrzenia na wartość estetyczną albumu wrócimy jeszcze w dalszej części recenzji. Tymczasem spójrzmy na paletę tematyczną.

Sezon czwarty, to liczne powroty. Powroty do lansowanych w ciągu poprzednich trzech lat pracy Golda tematów. Pomijając wspominaną wyżej postać Donny Noble, największą uwagę przykuwają: muzyczny element opisujący poczynania Daleków oraz pewien temat, który początkowo miał służyć jako background do trailerów trzeciego sezonu, a pod koniec serii ewoluował do magnetycznego i porywającego tematu akcji Doktora i Marty Jones. Powracamy również do samego Doktora – tego mrocznego, tajemniczego, który w czwartym sezonie ulega kolejnym przeobrażeniom, co doskonale uwypukla skomponowany na nowo temat.

Abstrahując od licznych nawiązań jakie usłyszymy wertując zawartość płyty, na uwagę zasługuje także kilka nowych melodii, jak chociażby te słyszane w epizodzie Silence In the Library z tematem River Song na czele. Prawdę powiedziawszy największą furorę, przynajmniej w pierwszej części płyty, robi suita partytury z dodatku świątecznego Voyage of the Damned, ipso facto słusznie wyróżniona przez BAFTA w minionym roku. Niemałe zainteresowanie wzbudzają także fragmenty pochodzące z epizodu Midnight, a kreowane na modłę Herrmanowskiej muzyki grozy. Atonalne pasaże orkiestrowe z jednej strony szpecą zharmonizowaną jak do tej pory linie melodyjną soundtracku, z drugiej stanowią doskonałe odzwierciedlenie transgatunkowości i wielobarwności muzycznego tworu Golda, jak również jego talentu do radzenia sobie w rozwiązywaniu różnych zagadnień ilustracyjnych. Dużo miejsca, co jest raczej zrozumiałe, ścieżka dźwiękowa poświęca materiałowi muzycznemu z trzech ostatnich odcinków serialu, obfitujących w niespotykaną do tej pory dramaturgię, napięcie i… szaloną akcję. Osiem ostatnich kawałków na płycie (nie licząc tematu wyjściowego) pochodzi właśnie z tego trzyczęściowego wydarzenia i szczerze powiedziawszy stanowią chyba najmocniejszą część partytury. Wśród nich znajdziemy również Song of Freedom – chóralny kawałek zamykający czwarty sezon, który zrobił w Brytanii wielką furorę. Osobiście bardziej podoba mi się tematyczny pierwowzór tejże piosenki, Songs of Captivity and Freedomw pięknym wykonaniu Marka Chambersa.

Chyba wystarczy już kadzenia…

Wszystko to, z punktu widzenia osoby, która miała styczność z serialem prezentuje się fajnie. Parę utworów można było co prawda wyrzucić, ponieważ pełnią rolę efemerycznych zapychaczy przestrzennych, ale ogólny wizerunek płyty nie jest najgorszy. Co jednak będzie mógł powiedzieć o tym krążku taki Iksiński, któremu w ręce wpadło płyciwo CD, ale już DVD z serialem niestety nie? Że jest chaotyczny, brak mu logicznej ciągłości? Jest miejscami zbyt śmiały, innym razem wręcz usypiający? Prawdą jest, że to produkt kierowany do konkretnego grona słuchaczy i choć soundtrack do trzeciego sezonu mógł tą tendencję chwilowo przyćmić swoją przebojowością, Doctor Who season 4 to powrót do pierwocin.

P. S.: Na końcu wypada jeszcze skomentować samą jakość nagrania. Odpowiedzialny za nie, Jake Jackson, jak zwykle spartolił robotę na całej linii, a robi to dosłownie od pierwszego utworu zapisanego na potrzeby nowego Doctora Who. Wyraźnie słyszane na płycie przegłosy wynikłe z nadmiernego wysługiwania się cyfrowymi limiterami i expanderami wciskają cała masę muzyczną do tzw. studni, gdzie dźwięk jest niesamowicie skrępowany. Nie czuje się tego, gdy mamy do czynienia z pojedynczymi instrumentami, ale gdy „odzywa” się cała orkiestra, a do tego nie daj Boże chór, z głośników wylewa się niezbyt przyjemna lura dźwiękowa. Temu panu już podziękujemy!

Inne recenzje z serii:

  • Doctor Who (sezon 1 i 2)
  • Doctor Who (sezon 3)
  • Doctor Who (sezon 5)
  • Doctor Who (sezon 6)
  • Doctor Who (sezon 7)
  • Doctor Who (sezon 8)
  • Doctor Who (sezon 11)
  • Doctor Who (sezon 12)
  • Doctor Who: Series 4 – The Specials
  • Doctor Who: A Christmas Carol
  • Doctor Who: The Day of the Doctor & The Time of the Doctor
  • Doctor Who: The Doctor, The Widow and the Wardrobe & The Snowmen
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze