Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Murray Gold

Doctor Who (sezon 6)

(2011)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 25-01-2012 r.

Niewiele spośród telewizyjnych periodyków pochwalić się może taką muzyczną spuścizną, jak Doctor Who. Pomijając nawet stare przygody ekscentrycznego Władcy Czasu, reaktywacja serialu, która nieprzerwanie trwa od roku 2005, przyniosła fanom wiele interesujących muzycznych wrażeń i sporą (jak na telewizyjny produkt) ilość albumów soundtrackowych. Jest się zatem z czego cieszyć! Oprawa muzyczna do Doctora, jak rzadko która w swoim gatunku, poszczycić się może zarówno wspaniałymi tematami, epickim brzmieniem, jak i niebanalnym wykonaniem. Nie dziwi zatem pojawienie się na rynku w tak krótkim czasie (niespełna 5 lat), aż sześciu osobnych wydawnictw prezentujących dokonania Murray’a Golda na tym polu. Tak drobiazgowe potraktowanie muzycznej płaszczyzny, z jednej strony jest nie lada gratką dla entuzjastów Doctora, z drugiej zaś pokazuje, że upływający czas nie jest łaskawy dla wyobraźni kompozytora. I choć dalej wszystko stoi pod znakiem epickiej muzycznej przygody, to jednak po sześciu latach daje się odczuć pewnego rodzaju zmęczenie materiału.

Trudno się dziwić. Tylko solidna rewolucja tematyczna, jaka miała miejsce w piątym sezonie uchroniła go od powielania ciągle tych samych wzorców. Genialna w swojej prostocie, ilustracja muzyczna, w sposób niebywały dla wielu seriali związała się z warstwa wizualną, ale poza obrazem nie potrafiła już tak mocno przekonać do siebie. Winą za taki, a nie inny stan rzeczy obarczyłem zbyt mocno rozdrabniających się nad prezentowanym materiałem muzycznym, wydawców. Jeżeli już wtedy można było mieć obiekcje co do słuszności tworzenia dwupłytowego soundtracku, to prawdziwy problem przyszedł wraz z szóstym sezonem Doctora, gdzie ani scenariusz, ani wyobraźnia kompozytora nie dawały wielkiego pola do popisu. Efektem tego jest 2,5-godzinny, bardzo nierówny soundtrack, który z jednej strony niemalże w zupełności wyczerpuje potencjał partytury, z drugiej jednak podważa ten pierwotny, rozrywkowy charakter projektu. A wszystko zaczęło się tak pięknie…

I faktycznie, pierwsze dwa epizody szóstej serii Doctora to genialne wręcz dzieło – zarówno filmowe, jak i muzyczne – tak dynamiczne i wypełnione treścią, jak mało który odcinek z poprzedniego sezonu. Muzyka, choć zdaje się już powoli zjadać swój własny ogon, dzielnie dotrzymuje kroku specyficznemu, „brytyjskiemu” montażowi. Zatem pierwsze dziesięć utworów na płycie, to (poza drobnymi wyjątkami) patetyczny i, co najważniejsze, apetyczny action score i suspense. Do najciekawszych fragmentów zaliczyć należy utwór Help Is On Its Way, gdzie sekcja dęta wspierana przez gitary elektryczne dokonuje tu bezpardonowego pastiszu popularnych szpiegowskich ilustracji muzycznych, ot chociażby tych traktujących o agencie 007. Murray Gold, pomimo całkiem sporego doświadczenia i bogatego warsztatu, nie unika bardzo sugestywnych klisz. Na przykład pisząc oprawę do odcinka The Curse of the Black Spot mocno inspirował się popularną serią Piraci z Karaibów, co ewidentnie da się odnotować nie tylko analizując ten fragment pod kątem melodyjnym, ale i aranżacyjnym. W przeciwieństwie do Zimmera, Murray Gold większy nacisk kładzie jednak na ilustracje. Niemniej pośród wielu mniej absorbujących kawałków da się wyszczególnić coś ciekawszego, ot na przykład temat Syren z utworu Deadly Siren.

Od kilku już lat daje się również zauważyć pewną niepokojącą tendencję. Gdy fabuła Doctora schodzi na mało istotne dla głównych bohaterów sprawy, bądź odnosi się tylko do pojedynczych opowiastek budowanych na motywie grozy, wtedy Murray Gold pisze jak zaprogramowany robot. Tworzy mało skomplikowane tapety muzyczne – tapety bez polotu i wyraźnej linii melodyjnej. Underscore to pięta achillesowa tego kompozytora, a ukierunkowanie scenariusza na tego typu treści, sprawiło, że szósty sezon Doctora niewiele może nam zaoferować pod względem muzycznym. Epizody The Rebel Flesh / The Almost People skutecznie o tym przekonują, bo poza twardym akcentem w Double Doctor i liryczną suitą Loving Isn’t Knowing, reszta proponowanych nam kawałków niczym specjalnym się nie wyróżnia.


Trochę inaczej sytuacja przedstawia się z utworami wieńczącymi pierwszy krążek. Epizod A Good Man Goes to War stał się ostoją dla wielu lirycznych, romantycznych wręcz tematów, które oczywiście musiały zaistnieć na albumie soundtrackowym. Posłuchajmy chociażby ładnego River’s Waltz, czy pięknego wokalu w Melody Pond… Odcinek ten to jednak w głównej mierze akcja i to nie byle jaka! Zupełnie niezrozumiałym wydaje się zatem fakt, że wydawcy potraktowali tutaj action score jak zło konieczne, umieszczając na płycie tylko jeden jedyny fragment – Pop. A gdzie się podziało, towarzyszące scenie przejmowania kontroli nad stacją pułkownika Mantona, ciekawe ostinato na temat Doktora i chórem w tle?

Nie mniejszym zaskoczeniem okazała się zawartość drugiego krążka. No cóż, po całkiem ciekawym starcie z epizodu Let’s Kill Hitler (imponuje między innymi kawałek Terror Of The Reich), następuję solidne załamanie nastroju. Z dynamicznej i nie stroniącej od patetycznych tematów, przygody, rzuceni zostajemy w leniwą do granic możliwości ilustrację, czasami zakrawającą nawet o sound design. Po raz kolejny wychodzi tu kwestia bezradności kompozytora wobec niezbyt absorbujących wątków fabularnych. Utwory pochodzące z odcinków Night Terrors, The Girl Who Waited, Closing Time oraz The God Complex można było skompresować na tym albumie do niezbędnego minimum, ograniczyć ich obecność do skromnych suit, bądź jednego najważniejszego tematu budującego muzyczny wizerunek każdego z epizodów. Zamiast tego mamy ponad półgodzinną przeprawę przez toporną, underscore’ową teksturę.

Odrobinę ożywienia przynosi ostatnie osiem utworów, czyli ilustracja odcinka zamykającego ten sezon Doctora. 5:02 PM przywołuje na myśl pełne „pumpinu”, epickie chóralno-orkiestrowe tematy z pierwszych trzech serii. Czegoś takiego, szczerze powiedziawszy, zabrakło na tym albumie soundtrackowym. Zabrakło przede wszystkim w partyturze do szóstego Doctora!

Myślę, że dobrą rekompensatą i nie najgorszym zwieńczeniem tego wszystkiego jest bonusowy utwór pochodzący z odcinka Day of the MoonThe Majestic Tale. To nic innego, jak oprawiony w chór i smyczkowe ostinato, temat Doktora. Ciekawe, czy zastosowane tutaj powolne wyciszanie końcówki zamiast twardego zakończenia frazy, symbolizować miało „nieskończony” charakter przygód naszego głównego bohatera? A może był to zwykły kaprys ludzi odpowiedzialnych za edycję albumu?

Cóż, wiele pytań można by było kierować pod adresem ekipy technicznej lub samych wydawców. Ot na przykład takich, czemu materiał zawarty na płycie po raz kolejny brzmi jakby masteringu dokonywano stado amatorów na domyślnych wtyczkach darmowego edytora muzycznego? Niezrozumiałym jest dla mnie, czemu brzmienie tak epickiej ścieżki dźwiękowej marnuje się bezmyślnością ekipy gloryfikującej do przesady potęgę kompresorów i limiterów. Wydawcy też nie grzeszą roztropnością. Ciągle zdają się zapominać, że większość miłośników serialu swoją uwagę woli skoncentrować na tym, co najistotniejsze, bez zbędnego wnikania w niemalże każdy meander „produktu”. Czemu o tym mówię? Ponieważ po raz kolejny chęć dorobienia wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Choć nie ulega wątpliwości, że szósty sezon Doctora Who nadal jest produktem stricte rozrywkowym, to muzyka Murray’a Golda, nie oszukujmy się, straciła nieco na swojej przebojowości. Po co więc tworzyć średniej jakości dwupłytowy album miast całkiem solidnego jednopłytowego soundtracku? To pytanie pozostawiam do Waszych indywidualnych przemyśleń.

Inne recenzje z serii:

  • Doctor Who (sezon 1 i 2)
  • Doctor Who (sezon 3)
  • Doctor Who (sezon 4)
  • Doctor Who (sezon 5)
  • Doctor Who (sezon 7)
  • Doctor Who (sezon 8)
  • Doctor Who (sezon 11)
  • Doctor Who (sezon 12)
  • Doctor Who: Series 4 – The Specials
  • Doctor Who: A Christmas Carol
  • Doctor Who: The Day of the Doctor & The Time of the Doctor
  • Doctor Who: The Doctor, The Widow and the Wardrobe & The Snowmen
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze