Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Marco Beltrami

Terminator 3: Rise of the Machines (Terminator 3: Bunt Maszyn)

(2003)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Terminator poczynił sporą rewolucję na amerykańskim rynku filmowym w 1984 roku. Sukces obrazu był tak duży, że praktycznie już w pierwszym weekendzie wyświetlania zwróciły się koszta produkcji. Krytyka chwaliła sobie dzieło Camerona, a widzowie oczarowani futurystyczną wizją końca świata maszerowali stadami do kin. Aż 7 lat trzeba było czekać na sequel, ale efekt końcowy przeszedł chyba najśmielsze oczekiwania. Terminator 2 przerósł treścią pierwszą część, rewolucjonizując przy tym standardy światowe w dziedzinie efektów specjalnych. Powstanie trzeciej części było zatem kwestią czasu. Dosyć sporego zresztą czasu, bo dwunastu lat. Zdawać by się mogło, że analogicznie dane nam będzie obejrzeć kolejny wyśmienity obraz, tymczasem twórcy rozczarowali. Pierwszym zawodem była rezygnacja Camerona z kierowania projektem na planie, kolejne wychodziły w trakcie pochodu filmu po światowych kinach. Klimat pierwszego i drugiego filmu uleciał gdzieś w “trójce” niczym powietrze z przedziurawionego balona, a w fabułę wdarł się banał i kicz. Sam obraz zdaje się być wymówką do pokazania kolejnych możliwości komputerowych efektów specjalnych. Jedynie końcówka filmu zaskakuje pomysłowością, choć i tu dają się zauważyć tanie chwyty odpowiedzialnych za produkcję otwierające scenariuszową furtkę do następnych części. Jaka będzie część 4? Łatwo się domyśleć…

Każdy kto interesuję się choć trochę kinem lub muzyką filmowa, zapewne kojarzy muzykę bądź to sam temat przewodni Brada Fiedela do Terminatora. Z oczywistych względów oczekiwano więc, że muzyczną trylogię zakończy również ta sama osoba która ją rozpoczęła. Przyznam, że troszkę obawiałem się, gdy dotarła do mnie informacja o tym, że “trójkę” przyjdzie skomponować komu innemu. Drobnym uspokojeniem była może filmografia mającego się nią zająć Beltramiego wskazująca na najwyższe predyspozycje Amerykanina do podołania powierzonemu mu zadaniu. Beltrami, mimo iż pokaźnym warsztatem nie może się pochwalić udowadnia z partytury na partyturę, że wyobraźni mu nie brakuje, a w klimat filmu (o ile odpowiada on jego możliwościom gatunkowym) potrafi wczuć się doskonale. Tak samo jak obraz Mostova podług poprzednich części różni się znacznie, tak i partytura odstaje nieco od swoich pierwowzorów. Marco co prawda poszedł drogą, którą wytyczył wcześniej Fiedel zrzucając największy ciężar ilustracji na elektronikę. Z drugiej strony zaopatrzył partyturę coś czego z całą pewnością brakowało kompozycjom Brada – orkiestrę. Takie lawirowanie pomiędzy syntetycznym, a naturalnym dźwiękiem ożywiło znacznie muzyczną stronę Terminatora czyniąc partyturę bardziej przystępną dla słuchacza zmierzającego się z nią poza obrazem.

Płytę otwiera ilustrujący pierwsze trzy minuty filmu A Day in the Life. Patetyczny początek z wysuwającym się na czoło chórem przechodzi po chwili w mroczną, epicką końcówkę, która pół roku po premierze T3 posłuży Beltramiemu jako temat przewodni do Ja Robot. Ów bardzo magnetyczny utwór okazuje się w miarę dalszego eksplorowania zawartości albumu jednym z zaledwie kilku wartych większej uwagi. Z pewnością na takową zasługuje ”action-score” słyszany w: TX’s Hot Tail, Graveyard Shootout czy Kicked in the Car. Słyszane tam orkiestrowo-elektroniczne fantazyjne wariacje przewyższają jakością analogiczną, trochę skostniałą muzykę akcji z T1 i T2. Ale nie tylko w sferze technicznej czujemy postęp. Przeobrażeniom uległa także paleta tematyczna. Beltrami nie zrezygnował zupełnie z tematyki Fiedela. Po prostu zmodyfikował ją nieco. Przykładem niech tu będzie temat przewodni znany nam z rytmicznych, syntetycznych, metaliczno-perkusyjnych uderzeń. Kompozytor zmienił po prostu rytmikę tych uderzeń z systemu 2-1-2 na 2-2-2-2. W przeciwieństwie do Brada, Beltrami skąpo korzysta ze swojego tematu, wychodząc z nim naprzeciw słuchaczowi raptem kilka razy. O wiele częściej do głosu dochodził będzie leitmotiv Connora przyjmujący w Terminatorze 3 nadrzędną rolę. Ta prosta jak drut, ale bardzo emocjonalna melodia, którą będziemy mogli posłuchać w suicie JC Theme, pojawia się w najdramatyczniejszych i najbardziej emocjonalnych (o ile można mówić o takich;p) momentach filmu. Interesującym zjawiskiem jest suita T3 fantastycznie stapiająca w sobie oba wyżej opisane tematy. Metaliczne uderzenia robią tu za podkład rytmiczny, a połączone sekcje smyczkowe i dęte prowadzą temat Connora, który w ostatnich kilkunastu sekundach ustępuje nasilającym się syntetycznym bębnom oraz charakterystycznemu dla wszystkich części Terminatora “przeciąganemu” samplowi budującemu atmosferę grozy. Warto jeszcze na chwilę zatrzymać się przy tym niepozornym samplu. Beltrami dodaje w swojej kompozycji alternatywną wersję tego (można by rzec) motywu, wstawiając w miejsce elektroniki przetworzony żeński głos. W praktyce ilustruje on TX.

W połączeniu z obrazem Mostova muzyka Beltramiego sprawuje się dobrze. Wymyślne sample elektroniczne zestawione z orkiestrą tworzą ciekawy background do tej śmiałej, futurystycznej wizji buntu maszyn. Problemem, zresztą ciągle powtarzającym się w tego typu kompozycjach, jest słuchalność takiego materiału na płycie. Varese, próbując poradzić sobie z nużącym underscore nie omieszkało namieszać nieco w partyturze szatkując ją niemiłosiernie, a następnie łącząc w kilka bloków muzycznych. Powstały w wyniku tego dźwiękowy kocioł potrafi niejednokrotnie odepchnąć swoją nachalnością. Dodatkowo nóż w kieszeni otwiera tani zabieg komercyjny na jaki zdecydowało się Varese, umieszczając na końcu dysku dwie całkowicie rozbijające posępną atmosferę kompozycji piosenki. Płytę od klęski ratuje kilka naprawdę świetnych utworów akcji oraz 3 genialne suity tematyczne: JC Theme, T3 i The Terminator (wariacja Beltramiego na temat Fiedela). Czy to jednak wystarcza by sięgnąć po soundtrack? Środowiska delektujące się ortodoksyjnym kinem s-f lub pokrewną z nim muzyką filmową na pewno będą zadowolone z tego krążka. Całej reszcie polecam ten soundtrack bardzo umiarkowanie.

P.S.: Istnieje jeszcze wydanie “promo” skupiające w sobie kompletną partyturę do Terminatora 3 + utwory alternatywne. Przyznam szczerze, że spędzenie przed nim półtorej godziny wymaga niesamowitej cierpliwości i odporności na przynudzający undersocre, ale cóż to będzie znaczyć dla prawdziwych entuzjastów serii…?

Inne recenzje z serii:

  • Terminator
  • Terminator 2: Judgment Day
  • Terminator: Sarah Connor Chronicles
  • Terminator: Salvation
  • Terminator: Genisys
  • Terminator: Dark Fate
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze