John Powell

Still: A Michael J. Fox Movie (Nieustannie: historia Michaela J. Foksa)

(2023)
Still: A Michael J. Fox Movie (Nieustannie: historia Michaela J. Foksa) - okładka
Tomasz Ludward | 05-06-2023 r.

W jednym trzeba się zgodzić z Johnem Powellem. Jeśli kompozytor spędza pięć miesięcy nad czterdziestominutową ścieżką, daleko nie zajedzie. No chyba że jest się Johnem Powellem i na taki komfort po prostu można sobie pozwolić, tworząc powoli, szukając odpowiednich melodii i poznając swojego bohatera.

Przy tej samej okazji Powell przyznaje, że powodem, dla którego nigdy wcześniej nie pisał do dokumentu, jest nadmiar filmów fabularnych. Z charakterystyczną otwartością mówi, że nie miał z góry założonego planu, jak oddzielić te dwa gatunki filmowe. Na próżno zatem szukać w Still rozłożystego, ciężkiego do identyfikacji underscore’u, którym często oblewa się dokumenty i w konsekwencji spycha score na dalszy plan.

Z muzycznego punktu widzenia Still jest w założeniu dwutorową opowieścią, w której rezerwuje się miejsce dla kariery Micheala J. Foxa oraz jego choroby. Żadna z tych dróg nie zakłada nostalgii oraz przesadnej dramaturgii. To zresztą była jedna z próśb samego Foxa – żadnych płaczliwych skrzypiec, skazujących go na jeszcze większe cierpienie niż to, przez które przechodzi na co dzień. A zatem wyjścia są dwa. Odpowiadają kolejno złu i dobru. Pierwsze dochodzące do nas dźwięki to nieprzyjemne dla ucha cięcia – efekt bliskiego przykładania instrumentów do mikrofonu – ponaglane elektroniką i kakofonią sampli, zgrzytów i mechanicznych uderzeń. Tak Powell identyfikuje chorobę Parkinsona, czyli zło. To coś nieznanego, groteskowego, wywracającego procesy poznawcze. Potwierdzają to zaburzające percepcje utwory Pinky oraz Is This What You Want?, oba gryzące się niemiłosiernie z melodyjną częścią Still, której jest zdecydowanie więcej.

 

W zabawny sposób wprowadza pewien rygor do ćwiczeń aktora i skomplikowanego systemu poruszania się w obliczu nieuleczalnej choroby

Całe dzieciństwo, pierwsze kroki w zawodzie i pierwszy sukcesy Foxa to zalążek dobra, być może lepszego świata. Ta część jest dynamiczna, miejscami skoczna, flirtująca nie tylko z animacyjnym dorobkiem kompozytora, ale również baletem i muzycznym uniwersum samego Wesa Andersona (Hollywood Struggle, The Audition). Utwory te przypominają pościg, w tym wypadku za karierą, w którym uciekający i goniący to ta sama osoba – młody aktor dobijający się do fabryki snów. A ta obwarowana jest latami 80. popem, elektronikiem i Powrotem do przyszłości, czyli prawdziwym debiutem Foxa na dużym ekranie. Nie mogło przy tej okazji zabraknąć tematu Alana Silvestriego, w roli, na szczęście, jedynego aktu nostalgii związanej z muzyką ilustracyjną.

 

 

Motorem napędowym ścieżki, ale też samego dokumentu ma być radość i wdzięczność, bo to właśnie tych pozytywnych wartości jest w obrazie Davisa Guggenheima najwięcej. I w tym miejscu, zanim jeszcze zabrałem się do odsłuchu soundtracku, zapaliła się lampka. Dwadzieścia lat temu Powell napisał swoją muzyczną ilustrację do I Am Sam – dramatu, w którego centrum również znajduje się osoba dotknięta chorobą. W podobnym, choć zdecydowanie bardziej hollywoodzkim stylu, Anglik oswajał nas wówczas z upośledzeniem umysłowym w osobie Sama – dorosłego na poziomie rozwoju siedmiolatka, walczącego o prawa o opiekę nad córką.

Muzycznie obie te ścieżki łączy parę instrumentów, ale to, co wydaje się im przyświecać w kadrze, to lekkość, radość i ciągłe napawanie nadzieją. W Still wszystkie te wartości wybrzmiewają pod postacią pianina i skrzypiec, ale – idąc niejako na kompromis z Michaelem J. Foxem – prowadzonych w wysokiej, unikającej rzewności, tonacji. Co i tak może wydawać się dość ckliwe, bowiem solowe pianino u Powella bywało często rezerwowane dla filmów romantycznych, choć grało też ważną rolę w Stop-Loss. Tutaj jego dźwięki dają nam temat Tracy, który jest jednocześnie tematem ruchu, a raczej posuwania się Foxa na przód w fizycznym i umownym sensie. Podczas gdy eksplozja kariery to gitary i energia, życie prywatne i choroba to klawisze, nieśpieszny rytm i droga tak jak w Being a Father czy Home to TV. Ten drugi utwór przypomina marsz. W zabawny sposób wprowadza pewien rygor do ćwiczeń aktora i skomplikowanego systemu poruszania się w obliczu nieuleczalnej choroby. I to jest ta lepsza droga – zaskakująco nieskrępowana, pozwalająca Powellowi na zabawę i bycie tam gdzie Fox.

Gdybyśmy pokusili się na skonfrontowanie tych dwóch dróg, to za materię posłużyć nam może utwór Parkinson’s Yeah!, moim zdaniem najlepszy w zestawieniu. Powell spaja nim ponury motyw Parkinsona z fenomenalnym finałem, w którym smyczki cudownie zlewają się z pianinem. A to, z kolei, jawnie adresuje jedynego zwycięzcę tego umownego pojedynku. Bo Still Johna Powella to bardzo udane wejście w dokument. Ten wcześniej nieodkryty przez niego świat wydaje się błyskawicznie oswojony. Być może kluczowym czynnikiem ukazał się tutaj czas, a może po prostu John Powell wciąż pozostaje jednym z najzdolniejszych i najlepszych kompozytorów, który zapragnął odkryć nowe terytorium. Zresztą, jeden z powodów dla których pojawił się w projekcie, to fakt, że jest doświadczonym kompozytorem filmowym łapiącym nić porozumienia z filmowym aktorem. Tylko tyle i aż tyle.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.