Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Powell

Stop-Loss

(2008)
-,-
Oceń tytuł:
Tomasz Ludward | 27-04-2020 r.

Stop-loss to kontrowersyjny przepis nakazujący amerykańskim weteranom wojennym przymusowy powrót do służby, jeśli armia się o nich upomni. I choć program oficjalnie dobiegł końca w roku 2011, będąc zainicjowany po zamachach w Nowym Jorku, zdołał objąć ponad 13.000 żołnierzy.

Temu zjawisku przygląda się Kimberly Peirce, dokładając kolejny element w powojennej układance, jakiej podjęli się reżyserzy w reakcji na konflikt w Afganistanie oraz Iraku. Sam film, niestety, plasuje się kilka gwiazdek niżej niż chociażby świetnie przyjęte dokonania Kathryn Bigelow (Hurt Locker, Zero Dark Thirty). Stop-Loss to bowiem dość konwencjonalna opowiastka o grupce młodych weteranów, wracających w rodzinne strony. Po skończeniu służby i patriotycznym przywitaniu, bohaterowie muszą stawić czoła powojennej traumie, próbując odnaleźć się w nowej-starej rzeczywistości. Towarzyszą temu litry alkoholu, powiewająca flaga Ameryki i wyśpiewywane na całe gardło country, gdyż akcja dzieje się w Teksasie. Gdy nagle pada rozkaz o nagłym powrocie do służby, nie wszyscy chcą się mu podporządkować.

W tle tej historii usłyszymy kompozycję Johna Powella, kompozycję inną niż wszystkie jego poprzednie dokonania. Nie tylko dlatego, że daleko jej od przebojowych orkiestracji, ale głównie z powodu powagi z jaką Powell podszedł do tematu. Ta ścieżka wpisuje się w świetny i szalenie zróżnicowany 2008 rok, kiedy to, utożsamiany, poniekąd słusznie, ze światem animacji, Anglik dał upust swojej kreatywności produkując Jumper, P.S. I Love You czy Kung-Fu Pandę – każdy projekt inny, każdy nieschodzący poniżej pewnego poziomu. W tym zestawieniu Stop-Loss, nie będący przecież kinem rozrywkowym, wypada interesująco, dając nadzieję na muzyczny język, którym Powell posługiwał się w swoim małym arcydziele, jakim jest United 93 – poprzednie ogniwo z World Trade Center w tle.

To co jest zadaniem partytury Powella, to fizyczne przedłużenie wojny, poza granicami Iraku. Jej charakter ocieka patriotyzmem i przywiązaniem do patosu. Jest to jednak patos stłumiony, w którym kompozytor komunikuje pacyfizm, aniżeli nawołuje do wojenki, wymachując przy tym werblami i marszami. Od samego początku – od utworu Michelle’s House – dostajemy ścieżkę dźwiękową w formie militarnego hymnu, zawieszonego na jednym prostym motywie, który będzie przebiegał przez album kilkukrotnie. Powell aranżuje go na trąbkę, pianino i smyczki, i używa bez wyraźnego kontekstu, jeśli chodzi o toczące się na ekranie wydarzenia. Ma on nakreślić sytuację postaci, a także oddać atmosferę teksańskiego miasteczka, żyjącego wokół losów swoich bohaterów. Pomimo, że temat jest dość intensywnie rozsiany po Stop-Loss, nie nudzi.

A to dzięki serii atrakcyjnych utworów, które nadają całości dynamizmu. Tu warto zwrócić uwagę na Going AWOL, którego perkusyjna linia melodyczna zaczerpnięta została z serii o Jasonie Bournie oraz na Squad Book, gdzie Powell wyraża ducha południa poprzez ostre elektryczne gitary. Trochę mniej interesująco wypadają nawiązania do United 93 w Pool Trips oraz leniwe, całkiem niepotrzebne, improwizacje na gitarę z utworu Brandon Meets Josh.

Poza tym niewiele można by dodać do muzyki Powella, gdyby nie zaskakujący finał, zarówno filmowy, jak i muzyczny. Ponad siedmiominutowy The Greatest Tragedy odstaje od pozostałych, dość skrupulatnie poszatkowanych czasowo, fragmentów. Zatytułowana dość przewrotnie, ta śmiała suita dodaje produkcji dodatkowego smaczka, a słuchaczom argumentu, żeby pozostać ze Stop-Loss na dłużej. Dochodzi w niej do sprytnego zabiegu – Powell, unikając wojny, nie mówi o niej dosłownie. Od początku maskuje ją dosyć skromną dźwiękową amunicją, aż w końcu dochodzi do niebezpiecznego momentu, kiedy wojna znów jawi się przed bohaterami na wyciągnięcie ręki. W takim ujęciu The Greatest Tragedy pęcznieje w uszach, znajome fragmenty nakładają się, powstaje przejmująca kompozycja, którą, już w kontekście twórczości Powella, nie trudno wymieniać jako jeden z jego bardziej udanych utworów.

To niestety nie może zacierać nam obrazu tej skromnej partytury. Stop-Loss to refleksja nad weteranami wojny w Zatoce, oszczędna i nie łatwo zapadająca w pamięć. Za jej stworzeniem stoi jednak John Powell, który rzadko pisze swoje prace na kolanie. Należy docenić inne ujęcie tematu oraz chwilowe zboczenie z rozrywkowej ścieżki. Warto również odnotować jej finał, dzięki któremu ta, raczej zapomniana ścieżka, ma szansę przetrwać w bogatym skądinąd portfolio Anglika.

Najnowsze recenzje

Komentarze