Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joel Goldsmith

Stargate SG-1: The Best of

(2001)
-,-
Oceń tytuł:
Mariusz Tomaszewski | 15-04-2007 r.

Notka od kompozytora…

„W piątym sezonie Stargate SG-1 jest taka scena, kiedy SG-1 (główni bohaterowie serii – przyp. rec.) wchodzi do dużego grobowca, w którym spotykają jakąś prastarą istotę, albo znajdują jakąś tajemniczą arkę… mniejsza z tym. Chodziło o to, aby nadać całości przepychu. To miał być grobowiec potężnego patriarchy, więc wszędzie miały się przelewać bogactwa. Fani znudzili się już tekturowymi dekoracjami z wcześniejszych sezonów, stąd też nadszedł moment, gdy MGM (producent serii – przyp. rec.) musiało sypnąć kasą. Serial nie był w tym czasie na tyle popularny, aby utrzymywać się wyłącznie ze sprzedaży plakatów i temu podobnych fantów. Oczywistym jest, że fundusze były na wyciągnięcie ręki – trzeba było tylko znaleźć sposób, aby wyciągnąć je od fanów (ludzie noszący rondle na głowach jako hełmy, ubierający mamine sukienki jako togi, zbierający się na konwentach – przyp. rec.). I tak światło dzienne ujrzał soundtrack o dumnej nazwie The Best of Stargate SG-1.

Najpierw był sobie film sci/fi o tym samym tytule co nasz wspaniały serial, tyle, że bez SG-1. Przyznaję, że David (David Arnold – przyp. rec.) odwalił tam kawał dobrej roboty. Na tyle dobrej, że producenci przy pilocie zażądali dokładnej kopii tej muzyki. Naturalnie nie mogłem się na to zgodzić, uwłaczałoby to mej twórczej duszy… Nagraliśmy więc partyturę Davida od tyłu i wmontowaliśmy ją do serialu. Efekt był… na tyle zadowalający, że się mnie nie pozbyto. Wydano również z tego soundtrack… chyba tylko po to, żeby ludzie mieli kopie zapasowe oryginału Davida.

I kiedy ucichła wrzawa po moim dziele, Brad (Brad Writght, jeden z producentów serii – przyp. rec.) zadzwonił do mnie i powiedział, że wydadzą kolejny soundtrack, tym razem z całego pierwszego sezonu. Na pytanie, czemu tylko z pierwszego, nie otrzymałem żadnej satysfakcjonującej mnie odpowiedzi. Od razu też dowiedziałem się, że materiał wypełniający krążek ma zajmować ponad godzinę. Koń by się uśmiał, bo dobrego materiału mojego autorstwa w pierwszym sezonie jest około minuty… wliczając w to temat przewodni Davida. Na szczęście przyszło zapewnienie, że inni doceniają moją pracę na tyle, ażeby tylko połowa krążka należeć mogła do mnie. Druga część, a właściwie to pierwsza zawierać miała materiał napisany przez innych nic nie znaczących kompozytorów, którzy niesłusznie otrzymawszy szansę nie wykorzystali jej na tyle, aby mnie wygryźć… Jak to o świadczy o ich poziomie!?

Moja muzyka w serialu jeszcze jakoś się prezentuje. Zawsze przy ostatecznym montażu przypilnuję, żeby efekty dźwiękowe były wystarczająco głośne, aby zagłuszyć brzmienie mych nut. Na płycie jest już o to trochę trudniej… Wracając do tego ‘wydanego z czysto artystycznych pobudek’ albumu, to zawiera on w sobie 9 suit z 9 odcinków, plus muzykę towarzyszącą napisom początkowym jak i końcowym… jak by ktoś nie potrafił tego wydedukować ze spisu. Nie oczekiwałbym na waszym miejscu jakiś tematycznych arcydzieł. Ot napisz mi teraz cudowną, epicką muzykę, kiedy reżyser przychodzi do ciebie i mówi znudzonym głosem: „…wchodzą na wzniesienie, kamera unosi się za ich plecami, przed nami jest green screen i plastykowe wrota, nadlatuje wróg, zaczynają biec kierunku wrót, wybierają sekwencję, wtedy Mark zaczyna kręcić wrotami najszybciej jak potrafi i zarazem najdelikatniej jak potrafi, żeby się nie rozleciała ta tandeta…” (Mark to człowiek z ekipy odpowiedzialny za kręcenie wrotami – przyp. rec.). Ja na to „aha” i tak powstaje pyszna ilustracja muzyczna. Przyznaję, że przemawia przeze mnie skromność, gdyż za epizod The Nox byliśmy nominowani do nagrody Emmy w kategorii… (tu fanfary) ‘najlepsza muzyka’. Statuetki ostatecznie nie otrzymaliśmy, chociaż gdyby wiedzieli gdzie ten temat powstał, to pewnie by nam nawet nominacji nie dali. Zdradzę tylko tyle, że to miejsce ma wiele wspólnego z jedzeniem, i nie jest to jadalnia.

Nie spodziewajcie się też orkiestry, bo nas na nią po prostu nie stać. Głownie więc plumkamy sobie na keybordach udając ‘żywe’ instrumenty i wszyscy są szczęśliwi. Zastanawiałem się, czy opisać by tu poszczególne utwory, ale szczerze mówiąc, jak lubicie serial to i tak to kupicie (albo jak was znam darmozjady, ściągnięcie z Internetu – a potem, ‘jakie to kiepskie dekoracje mają, a te efekty rodem z Commodore 64’). To, co może przykuć uwagę na albumie, to pozostałości po partyturze Davida z pełnometrażowego filmu albo z mojej napisanej od tyłu do pilota. Reszta z małymi wyjątkami to ilustracyjne zapchaj-dziury, które nie zaoferują nic przeciętnemu melomanowi. Trochę nieskromnie z małą dawką kokieterii powiem, że w późniejszych epizodach z muzyczką jest dużo lepiej, ale serial odniósł tak ogromy sukces, że figurki całkiem nieźle się sprzedają i nie potrzeba wydawać kolejnych soundtracków. Co jak co, ale jeśli miałbym do wyboru kukiełkę MacGyvera albo płytę z muzyką, to raczej nie jest to żaden wybór. Jak znam życie, skończy się pewnie na tym, że nakręcą tego z dziesięć sezonów, a nie wydadzą nic z mojej muzyki w tym czasie. Taki ci los kompozytora pracującego dla telewizji… TATO, JESTEM PRAWIE TAK DOBRY JAK TY!*

Pomijając wszelkie wady i brak tak przecenianej oryginalności, całkiem przyjemnie się tego słucha. Jeśli komuś przypadła do gustu partytura z filmu, lubi serial, albo to i to, to (3 ‘to’ pod rząd :] ) może jakimś szczęśliwym zbiegiem okoliczności znajdzie tu coś dla siebie. Jeśli nie, to hak wam wspak – mógłbym napisać, ile dostaję $ za jeden epizod, ale tego nie zrobię ze względu na waszą kruchą psychikę. Miałem na tego covera zapełnić dwie strony, ale nie mam pojęcia co tu jeszcze mogę napisać, więc zamilknę. Pewnie i tak mi ten tekst skrócą o połowę, żeby gdzieś wsadzić – kolejne – zdjęcie Amandy (Amanda Tapping, aktorka grająca w SG-1 – przyp. rec.). Tak więc ahoj żeglarze i życzę miłych wrażeń podczas słuchania kilkudziesięciu-sekundowych sampli, bo na całość się raczej nie skusicie… prawda? A może jednak? 😉 ”

Joel Goldsmith

PS. Podziękowania dla Davida Arnolda, który nie zainteresował się tym serialem. Dzięki tobie… mam pracę!

* Joel Goldsmith jest synem znakomitego kompozytora Jerry’ego Goldsmitha.

Inne recenzje z serii:

  • Stargate
  • Stargate – The Deluxe Edition
  • Stargate SG-1: Children of the Gods
  • Stargate: Atlantis
  • Stargate: The Ark of Truth
  • Stargate: Continuum
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze