Silent Hill 3 to trzecia odsłona popularnej serii gier z gatunku survival horror. Ukazała się ona 23 maja 2003 roku, stając się bestselerem wśród użytkowników Playstation 2, a także zyskując sobie status „najambitniejszej” produkcji z cyklu. W odróżnieniu od poprzednich części, gracz tym razem wciela się w postać 17-letniej dziewczyny, a nie dorosłego mężczyzny. Schemat rozgrywki jest jednak generalnie dość podobny. Główna protagonistka, nastoletnia Heather Mason, budzi się w tajemniczym, odrealnionym miejscu. Początkowo uzbrojona jedynie w nóż, będzie musiała stawić czoła najstraszniejszym kreaturom, a także rozwiązywać zagadki.
Podobnie jak w przypadku pierwszych dwóch tytułów w z serii, do ekipy realizatorskiej powrócił Akira Yamaoka – autor zarówno muzyki, jak i efektów dźwiękowych. Silent Hill 1 oraz Silent Hill 2 bez dwóch zdań utwierdziły jego wysoką pozycję w branży gier komputerowych, co dla artysty nie umiejącego czytać nut było niemałym osiągnięciem. W pierwszej części Japończyk wykorzystał z powodzeniem wpływy industrializmu, w drugiej natomiast, poza oczywiście budowaniem odpowiedniego klimatu, położył nacisk na warstwę melodyczną, efektom czego powstały takie przebojowe utwory, jak Theme of Laura, czy Promise. A co w takim razie ma nam do zaoferowania od strony muzycznej trzecia część gier spod znaku Silent Hill?
Jak wspomina sam Yamaoka, na potrzeby Silent Hill 3 chciał stworzył dużo bardziej „realistyczną” muzykę w porównaniu do wcześniejszych gier. Tym samym ścieżka dźwiękowa nie czerpie już pełnymi garściami z takich gatunków, jak ambient, dark-ambient, czy industrializm, które na każdym kroku starały się podkreślać paranormalną aurę. Oczywiście nie jest też tak, że takowych brzmień na omawianym soundtracku nie usłyszymy w ogóle, niemniej Japończyk wyraźnie obiera kurs w stronę progresywnego rocka, który jego zdaniem brzmi bardziej naturalnie. I tak też Yamaoka rozpisał swoją muzykę przede wszystkim na gitary elektryczne, perkusję oraz syntezatory. Zauważalny jest też udział fortepianu, który nadaje kompozycjom lirycznego pierwiastka.
W ten sposób score Yamaoki jawi się jako kontemplacyjne, głównie rockowe granie, które tworzy przed słuchaczem letargiczy nastrój, w pewnej mierze nasuwający na myśl poprzednie gry. Elektroniczny beat lub też powolny, perkusyjny rytm towarzyszy nam na przestrzeni wielu kawałków. W kilku miejscach natrafimy na samplowane instrumenty, takie jak flet poprzeczny, wiolonczela, czy cała sekcja smyczkowa. Naturalnie to wszystko po to, aby zbudować atmosferę nerwowości i trwogi. Jakkolwiek tylko nieliczne utwory towarzyszą rozgrywce, albowiem przez większość jej czasu Yamaoka operuje ciszą (ilustrację otrzymały przede wszystkim cut-sceny). Wtedy też do „głosu” dochodzi jego praca na polu inżyniera dźwięku, do której podchodzi z taką samą werwą, jak do komponowania muzyki. Niech dowodem na to będzie fakt, że w celu stworzenia odgłosów dla jednego z potworów, nagrał ryki nosorożców, które następnie poddał stosownej, elektronicznej obróbce.
Najważniejszym wyróżnikiem recenzowanej płyty jest szersze wykorzystanie piosenek, które można powiedzieć tworzą drugą, po instrumentalnej, płaszczyznę tej ścieżki dźwiękowej. Jest to pewna innowacja w porównaniu do poprzednich dwóch tytułów Silent Hill, ponieważ dotychczas pojawiły się one tylko w utworze Esperandote (aczkolwiek nie była to kompozycja Yamaoki) z „jedynki”. Do wykonania tych partii Japończyk poszukiwał piosenkarki, której śpiew zbliżony byłby do PJ Harvey, brytyjskiej wokalistki rockowej, lub Shirley Manson, frontmenki szkockiej grupy Garbage. Jak się okazało, kompozytor nie musiał długo szukać. Wybór padł na Mary Elizabeth McGlynn, aktorkę podkładającą głos głównej bohaterce gry. O napisanie tekstów oraz wykonanie jednego utworu poproszono z kolei amerykańskiego piosenkarza, Joe Romersa. Co ważne, współpraca Yamaoki z McGlynn i Romersem była na tyle owocna i satysfakcjonująca, że dwójka ta powróciła przy kolejnych częściach Silent Hill, do których muzykę napisał Japończyk.
Użycie piosenek może się okazać dla niektórych dość kontrowersyjnym posunięciem. Przede wszystkim takie silnie rockowe kompozycje, jak You’re not Here, czy I Want Love (Studio Mix) trochę nie pasują do reszty materiału i burzą mozolnie budowany klimat. Lepiej wypadają natomiast Letter – from the Lost Days oraz I Want Love ze względu na ich bardziej liryczny i senny charakter. Najlepiej prezentuje się jednak, przynajmniej w mojej opinii, Hometown, w którym usłyszymy głos Romersa. Ścieżka ta bazuje zresztą na świetnym Silent Hill Theme z pierwszej gry.
Problemy zaczynają się, gdy przyjrzymy się bliżej warstwie melodycznej. Niestety nie znajdziemy tutaj zbyt pamiętnych tematów, co tyczy się zarówno sfery instrumentalnej, jak i wokalnej. Yamaoka wydaje się skupiać jedynie na osiąganiu konkretnych barw brzmieniowych, aniżeli komponowaniu wpadających w ucho motywów. Dlatego też przy pierwszy kontakcie z tym albumem, muzyka trochę zlewa się w jedną całość. Zresztą takowe wrażenie potęgowane jest przez jednostajność – Japończyk buduje większość utworów na podobnym, nieśpiesznym tempie. Urozmaiceniem są recytowane przez główną bohaterkę zdania, które w subtelny sposób dodają kompozycjom niepokoju. Warto wspomnieć jeszcze o kawałku Prayer, z dziwacznymi, elektronicznymi wokalami. Ich geneza jest zresztą całkiem ciekawa. Otóż pracując nad Silent Hill 3, Yamaoka potrzebował do swojej muzyki niskich, basowych dźwięków. Pewnego dnia oglądał w telewizji program o voodoo, popularnej na Haiti religii. Audycja tłumaczyła min. jak wyglądają tamtejsze obrządki. Odgłosy kapłanów z tychże ceremoniałów tak spodobały się Japończykowi, że ten postanowił je wykorzystać w swoim utworze.
Reasumując, soundtrack z Silent Hill 3 to bardzo dobra praca Akiry Yamaoki. Jest ona na pewno kolejną intrygującą cegiełką do unikatowego, muzycznego świata tego cyklu. Być może jednak nie zaskarbi sobie takiej przychylności odbiorców, jak poprzednie dwie części, głównie ze względu na brak jakiś szczególnie reprezentatywnych utworów. Do tego dochodzi jeszcze pewna jednostajność i nadmiar materiału, które mogą niekorzystnie wpłynąć na odbiór. Najważniejsze jednak, że Japończyk nadrabia konsekwencją w budowaniu charakterystycznego, świetnego klimatu, który od zawsze był sercem serii Silent Hill.
Inne recenzje z serii: