Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Goldsmith

Looney Tunes Back in Action (Looney Tunes: Znowu w akcji)

(2003)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 15-04-2007 r.

Dorobek reżyserski Joe Dantego do dziś pozostaje niezbyt imponujący, zdominowany w ostatnich latach przez produkcje telewizyjne, nazbyt okazjonalnie i z nazbyt mizernym na ogół skutkiem zahaczający o sale kinowe. Spośród szerokoekranowych filmów sygnowanych tym nazwiskiem jedynie Gremliny sprzed 20 lat okazały się obrazem na tyle udanym, by zagościć na dłużej w pamięci widzów i pozostać klasyką komedii SF. Podobnie stały współpracownik Dantego przy kinowych produkcjach, kompozytor Jerry Goldsmith, jedynie na potrzeby opowieści o kosmatym Gizmo i inwazji obleśnych stworków przygotować zdołał wyróżniającą się ścieżkę dźwiękową, aczkolwiek tym razem już w odróżnieniu od kolegi-reżysera, także i w pozostałych projektach utrzymał zadowalający poziom jakościowy. Po kilku latach milczenia, w roku 2003, panowie ponownie spotkali się na planie przy kolejnej głupawej komedii, Looney Tunes: Back in Action, która dzięki wywodzącym się (dosłownie) z kultowych kreskówek głównym bohaterom miała powtórzyć sukces nakręconego w identyczny sposób i z identycznymi postaciami animowanymi Kosmiczny Mecz. Tematyka dla dzieci, ale bez moralnego zacięcia dawnych produkcji Disneya. Jak to Goldsmith wielokrotnie w swojej karierze doświadczył, także i ta produkcja poniosła finansową klapę. Kompozytor natomiast potwierdził, że powoli wychodzi z będącego rezultatem zupełnego braku inspiracji dołka artystycznego, datującego na rok 2001. Wystarczyła po prostu lekka odmiana od gatunku akcji.

Goldsmitha choćby lekko zainspirowanego słucha się z niekłamaną przyjemnością. Wówczas i melodyka wydaje się ciekawsza, i akcja posiada większe zacięcie, pojawia się większe zróżnicowanie w teksturze muzycznej, na które składa się przede wszystkim lepiej wykorzystana i znacznie szersza gama instrumentów, wykraczająca poza werble i pokaźną sekcję dętą. Fragmentarycznie doświadczyliśmy tego w bardzo udanej Sumie Wszystkich Strachów, przewyższającej większość ostatnich dokonań Goldsmitha na polu sensacji przynajmniej o klasę; Looney Tunes: Back in Action kontynuuje ów trend. Przede wszystkim, jest to kompozycja bardzo eklektyczna, z jednej strony stanowiąca ukłon w stronę Carla Stallinga, słynnego autora oprawy muzycznej do kreskówek o Króliku Bugsie, bardzo slapstick’owa zatem, z drugiej natomiast pełna nawiązań także do innych gatunków muzycznych, z dominacją bluesa. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy wspomniany eklektyzm obniża słuchalność partytury w formacie albumowym, ponieważ całość, podobnie jak większość wydań Goldsmitha, zamyka się w zgrabnych czterdziestu minutach. Pierwsze spotkanie z płytą może zaskoczyć, może także zniechęcić, ponieważ kompozytor żongluje gatunkami w zawrotnym tempie, odradzam jednakże natychmiastowe odłożenie jej na półkę. Już przy drugim podejściu ścieżka dźwiękowa prezentuje się o wiele spójniej, a całość łączy się, tworząc indywidualne brzmienie, bez rażących przeskoków pomiędzy stylami.

Praca Goldsmitha góruje nad przeciętną partyturą komediową nie umiarem w humorze (bo od początku do końca jest bardzo zabawnie), ale odpowiednim zaserwowaniu wszystkich elementów komediowych, od tradycyjnego mickey-mousingu, po groteskę i ironię. Nie cechuje jej nużąca cukierkowatość, komentuje ona obraz raczej z perspektywy osoby dorosłej, niż z punktu widzenia naturalnego odbiorcy filmu Dantego, czyli dziecka, dlatego też gatunkowa lekkość nie brzmi infantylnie. Gwarantuje dobrą zabawę, bez popadania w banał. Sympatycznie tym samym przedstawia się chociażby quasi-poważny, napisany z dużą dawką humoru złowrogi temat pod koniec Dead Duck Walking, nieodłącznie kojarzący mi się ze starym zamczyskiem, siedzibą głównego szwarccharakteru. Tak ironiczna dosłowność pozwala partyturze rozśmieszyć słuchacza nawet w oderwaniu od obrazu, bez dialogów i komediowych sytuacji. Fragment ten świadczy również o olbrzymim postępie w dziedzinie elektroniki, jakiego Goldsmith dokonał w latach 90-tych, bowiem wszystkie jego projekty XXI-ego wieku w tym aspekcie prezentowały bardzo wysoki i co ważniejsze, równy poziom. Pozbawione eksperymentów, ale nareszcie w pełni słuchalne…

Podobnie humorystyczny wyraz posiada zawarta na albumie muzyka akcji. The Bad Guys razem z Car Trouble tworzą ekscytujący duet, stanowiący wręcz esencję akcji Goldsmitha. Kompozytor oparł je o jeden wyraźny temat utrzymany lekko w poetyce westernu, dodał big-beat’ową perkusję przywodzącą na myśl lata 70-te, gitarę i szaleńcze smyczki, otrzymując imponującą, nie tylko jak na zwyczajną komedię, sekwencję pościgu. Bez wątpienia oba te utwory godne są uwagi każdego miłośnika muzyki filmowej, a powinny usatysfakcjonować również tych przeciwników Goldsmitha, którzy uważali jego prace za zbyt schematyczne i przewidywalne. Car Trouble zrywa z wypracowanymi przy okazji Total Recall schematami. Miłośnikom twórczości Jerry’ego natomiast polecam finał Out of the Bag, bedący przyjemnym nawiązaniem do wspominanych wyżej, popularnych Gremlinów. Zabawy przy Looney Tunes: Back in Action jest co niemiara, już od samego początku, gdy w klimat obrazu wprowadza nas klasyczny temat Carla Stallinga z kreskówek o Bugsie i reszcie ekipy.

Partytura do komedii Dantego była ostatnią ścieżką dźwiękową Jerry Goldsmitha (uzupełnioną co prawda o kilka minut autorstwa Johna Debneya), którą usłyszeć można było jako ilustrację filmu. Po raz ostatni więc sala kinowa rozbrzmiała kompozycją tytana muzyki filmowej, najprawdziwszej legendy i człowieka, który wpłynął na całe pokolenia swoich następców. Dziwnym trafem to właśnie ścieżka dźwiękowa do naiwnej, dziecinnej komedii okazała się tą ostatnią kompletną, napisaną z przeznaczeniem dla kina i tak też wykorzystaną. Słuchając jej trudno było sobie wyobrazić, by Goldsmith, wracający do wysokiej formy twórczej, przegrać mógł walkę z białaczką. Kompozycja ta brzmiała tak żywo, posiadała tak olbrzymią dawkę pozytywnej, młodzieńczej niemal energii, napisana została z tak wyraźną radością i zaangażowaniem, że nikt nie mógł się spodziewać, iż kilka miesięcy później dla wiecznie radosnego i pełnego humoru seniora muzyki filmowej nadejdzie nieoczekiwany kres…

Inne recenzje z serii:

  • Looney Tunes: Back in Action: The Deluxe Edition
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze