Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Klaus Badelt

K-19 The Widowmaker (K-19)

(2002)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Muzyka komponowana na potrzeby filmów o łodziach podwodnych niemal zawsze wyróżnia się na tle innych komercyjnych przedsięwzięć. Często zastanawiałem się czym jest to spowodowane. Wydaje się iż specyficzna atmosfera zamknięcia i klaustrofobii pomaga w wykreowaniu bardziej wyrazistej muzyki, muzyki która poprzez skrępowanie obrazu metalowym kadłubem okrętu, łatwiej trafia do widza. Z drugiej strony kompozytor tworzący na potrzeby filmu o podwodniakach ma możliwość stworzenia patetycznych, patriotyczno brzmiących tematów, tematów które wyróżnia morska swoboda, tematów które zawsze trafiały do szerokiej publiczności (szczególnie tej o duszy słowiańskiej)

K-19 to kolejny film wpisujący się w długą serię morskich opowieści. W odróżnieniu jednak od poprzedników (Polowanie na Czerwony Październik, Karmazynowy Przypływ, U-571) nie jest fikcyjnym produktem fabryki snów, a u podstaw scenariusza leżą autentyczne wydarzenia, jakie rozegrały się podczas pierwszego rejsu, „przeklętego okrętu atomowego” K-19. W czasie owej testowej misji dochodzi do awarii reaktora. Dowódcy aby przeżyć i jednocześnie nie wywołać nuklearnej wojny decydują się na naprawę zepsutej usterki. Nie licząc się z niczym…

Mimo tego, że za produkcję odpowiedzialni byli Amerykanie, całość zrealizowano bardzo skrupulatnie, sugestywnie kreując postaci głównych bohaterów (w tych rolach Harrison Ford i Liam Neeson). Co więcej udało się uniknąć nachalnych uproszczeń, jakich często dopuszczają się twórcy hollywoodzkich filmów dopasowujących historię świata do poziomu reprezentowanego przez typowego obywatela USA. Duża w tym zasługa ciekawej muzyki za którą odpowiedzialny był Klaus Badelt, etatowy wyrobnik Zimmera, który po sukcesie The Time Machine zasmakował w indywidualnych projektach. Długo zastanawiałem się co powoduje, iż producenci tak chętnie korzystają z usług młodego Niemca. Odpowiedź może leżeć w swoistej bezstylowości, jaką reprezentuje ten kompozytor. Badelt jest do szpiku kości eklektyczny, co z punktu widzenia artystycznego jest wadą, jednak z punktu widzenia producentów ta zdolność pisania w stylu Zimmera, Hornera, czy Goldsmitha urasta do rangi największej zalety. Szczególnie w czasach wszędobylskiej tyranii temptracku.

Największą zaletą partytury jest bez wątpienia jej wykonanie. Dzięki temu, że płytę nagrała oryginalna rosyjska orkiestra (osławiona wspaniałymi wykonaniami dzieł Borodina Czajkowskiego, Verdiego sanktpetersburska Kirov Orchestra), pod batutą uznanego Velery Gergieva, całość brzmi wiarygodnie. Nie ma tu zgrzytu jaki słyszeliśmy w Polowaniu na Czerwony Październik, w którym świetna struktura muzyczna stworzona przez Basila Poledourisa, poważnie nadszarpnięta została właśnie przez sztucznie amerykańskie wykonanie (przede wszystkim partii chóralnych). Widać wyraźnie, że Badelt wyciągnął poważne wnioski z doświadczeń twórcy Conana i skomponował muzykę która nie tylko brzmieniowo wyraża specyfikę narodu radzieckiego (wnikliwy researching), ale co więcej ma ona również słowiańską duszę, a to ogromna zaleta. Kompozytor nie złamał tutaj decorum i nie podłożył naiwnego hollywoodzkiego plumkania, lecz stworzył klasycznie brzmiący koncert (już tytuły pierwszej części płyty mówią nam o tym). Niewątpliwym plusem płyty jest także szlachetny temat patetyczny (przewijający się przez całą płytę jednak w pełnym brzmieniu możemy go podziwiać właściwie jedynie w utworze Journey w którym prócz pełnej splendoru orkiestry słyszymy także masywny chór). Należy jedynie żałować że fatalny montaż tegoż tracku wybitnie utrudnia rozkoszowanie się czystym, rosyjskim śpiewem.

Pozornie zatem jest to muzyka świetna. Napisana z wyczuciem, nagrana po mistrzowsku, wykonana arcyciekawie. Niestety bliższe analizy obnażają wady tejże partytury. Przede wszystkim uderza owa bezstylowość. Utwory nie niosą niemal w ogóle indywidualnego piętna kompozytora. Badelt nie tylko powiela schematy „mediaventurowskie” (Peacemaker, Gladiator, Hannibal), ale przede wszystkim kopiuje klasykę i to chyba bardziej niż swojego mistrza z MVT. Na topie mamy więc Mahlera (znów odwołanie do Adagietto – Fate Adagio II), a także na dokładkę Holsta i Prokofiewa (War – Allegro III Missile Launch – The Rescue). Owe „inspiracje” stają się jeszcze bardziej wyraźne dzięki klasycznemu wykonaniu Kirov Orchestra, mistrzowsko prowadzonej batutą Gergieva. Paradoksalnie w filmie najlepiej wypadają utwory najbardziej sztampowe stworzone z połączenia zimmerowskiego dramatyzmu z holstowskim barbarzyństwem (War – Allegro III Missile Launch – The Rescue). Wraz z dynamizmem zdjęć rozgrywających się w specyficznej duchocie okrętu podwodnego tworzą bardzo interesujący klimat, klimat który jednak każdemu miłośnikowi muzyki filmowej zbytnio przypomina coś co określamy mianem „gladiator sound”.

Oprócz kompozycji Badelta (zarówno w filmie jak i na wydaniu płytowym) umieszczono bardzo ciekawy zestaw utworów skomponowanych przez Richarda Einhorna. Voices of Light to muzyka niejako wtórnie towarzysząca niememu filmowi Carla Dreyera Pasja Joanny d’Arc. Piszę wtórnie, albowiem film pochodzi z roku 1928, natomiast Einhorn skomponował swoją muzykę w roku 1985 jako rodzaj „opery” do tegoż filmu. Powstałą kompozycję charakteryzowała niebywała eteryczność i poetyka wyrazu. Nic więc dziwnego, że utwory ilustrujące poczynania dzielnej Dziewicy Orleańskiej zostały podłożone pod najbardziej dramatyczny emocjonalnie moment produkcji, a mianowicie samobójczą naprawę reaktora, jakiej dokonali żołnierze radzieccy. Bez wątpienia obok głównego tematu to właśnie „Voices of Light” stanowią najlepsze fragmenty muzyczne jakie pojawiają się K-19.

Jak zatem ocenić to co stworzył Badelt? Generalnie jest to ścieżka średnia, którą przed uznaniem za słabą broni jedynie arcyświetne wykonanie. Rzadko kiedy we współczesnej muzyce filmowej możemy podziwiać tak emocjonalne i pełne szczerości nagrania. Szkoda tylko, że osoby odpowiedzialne za montaż muzyki na płycie, pokpiły sprawę czyniąc z partytury Badelta zbyt nużącą, nadmiernie wydłużoną i słabo wyeksponowaną przeszkodę dla masowego słuchacza.

Najnowsze recenzje

Komentarze