Nie da się ukryć, że wiele japońskich gier z drugiej połowy lat 80-tych wyróżniały charakterystyczne motywy muzyczne. Koji Kondo w 1985 roku skomponował legendarny temat do Super Mario Bros, a rok później stworzył świetną melodię do innego, popularnego tytułu – Legend of Zelda. Również w 1986 roku Koichi Sugiyama napisał do gry Dragon Quest łatwo wpadający w ucho, fanfarowy motyw główny, którego symfoniczna aranżacja szybko zaczęła gościć na salach koncertowych. Do tego grona już wkrótce miał dołączyć nikomu nieznany, zaledwie 28-letni Nobuo Uematsu.
Mowa tutaj oczywiście o grze Final Fantasy, do której Uematsu skomponował ścieżkę dźwiękową. Jej pomysłodawcą i projektantem był Hironobu Sakaguchi. Firma Square, w której pracował, chyliła się wówczas ku upadkowi, a on sam otrzymał zadanie zrealizowania ostatniej gry. Stąd też wzięła się jej nazwa – w dosłownym tłumaczeniu „ostatnia fantazja”. Jednak RPG okazał się być strzałem w dziesiątkę i już wkrótce Square stało się jednym z najważniejszych koncernów na rynku.
Uematsu, muzyk-samouk, trafił do Square w 1985 roku. Od tamtego czasu zaczął często komponować ścieżki dźwiękowe do powstałych tamże gier komputerowych. Traktował to jednak głównie jako dodatkowo zajęcie, dzięki któremu mógł zarobić więcej pieniędzy – na co dzień bowiem pracował w jednej z tokijskich wypożyczalni muzycznych. Niestety Japończyk nie mógł się pochwalić w owym czasie większymi sukcesami w branży – większość tytułów przechodziła praktycznie bez echa. Jak łatwo się domyślić, stan ten zmienił się wraz z przyjęciem angażu do Final Fantasy, które było dla niego dokładnie 16-tym projektem.
Soundtrack z pierwszej i drugiej części Final Fantasy został najpierw wydany przez wytwórnię Polystar w 1989 na jednej płycie, która nosiła nazwę All Sounds from Final Fantasy I i II. Na album trafiły wszystke utwory napisane przez Uematsu oraz dwie dodatkowe ścieżki, będące czymś w rodzaju bonusowych suit. Ponadto, w 2002 roku, ukazała się rearanżacja tych kompozycji (dokonana przez Uematsu i Tsuyoshiego Sekito), która została stworzona z okazji premiery Final Fantasy Origins, czyli kompilacji dwóch pierwszych gier z serii dostosowanych do użytkowania na Playstation. W niniejszym tekście przyjrzymy się jednak muzyce z krążka Polystar.
Uematsu wprowadza nas w świat Final Fantasy kultowym już preludium, niekiedy określanym jako temat kryształów, potężnych żywiołów. Kilkanaście na przemian opadających i wznoszących się nut stało się jednym z najbardziej rozpoznawalnych, muzycznych symboli serii. Co ciekawe, Uematsu stworzył go rzutem na taśmę w niespełna 10 minut, specjalnie na życzenie Sakaguchiego, który potrzebował już na finiszu prac jeszcze jednej kompozycji. Nie jest to jednak zasadniczy temat przewodni serii, albowiem zapoznamy się z nim dopiero w piątej ścieżce. W tej lekkiej, zwiewnej melodii Uematsu udało się zaszczepić pierwiastek przygody, z jaką gracz ma przecież do czynienia. Japończyk sam zresztą określa ten motyw kwintesencją cyklu i najważniejszą kompozycją w karierze.
W podobnej – nieskomplikowanej i chwytliwej – melodyce utrzymane jest wiele innych motywów. W zasadzie większość soundtracka to prawdziwa wylęgarnia tematów i pomniejszych temacików, na co dobrymi przykładami są chociażby Overlord Music, Garland’s Temple, czy liryczne Sorrow . Jest to znamienity dowód na niezwykły zmysł melodyczny Uematsu, a przecież jeszcze lepsze i bardziej pamiętne motywy miał dopiero napisać do kolejnych części Final Fantasy. Problemów nastręcza jednak konstrukcja poszczególnych ścieżek. Z racji anachroniczności gry, większość utworów jest bardzo krótkich – docelowo miały bowiem zostać zapętlone w trakcie wirtualnej zabawy z bohaterami gry Sakaguchiego.
Muzyka Uematsu jest relatywnie prosta, zarówno od strony melodycznej, jak i aranżacyjnej, co w pewnej mierze wynikało z ograniczonych możliwości sprzętowych. Utwory są generalnie zbudowane na wyrazistej linii melodycznej oraz skromnym podkładzie, którego stanowią niezbyt wyszukane pasaże (np. bas Albertiego). Taki zresztą był przykaz Sakaguchiego. Japoński informatyk nie chciał, aby muzyka w Final Fantasy brzmiała tak, jak we wspomnianym wcześniej Dragon Quest, gdzie Sugiyama poszedł w stronę znacznie bardziej złożonych i klasycznych stylizacji. Uematsu zrobił więc to, co do niego należało, przy czym skupił się na melodyce. I właśnie w tym tkwi siła i przyczyna sukcesu tej muzyki.
Obraz płyty nie zmienia się, gdy przechodzimy do score’u z drugiej części gry. Uematsu znów prezentuje słuchaczowi chwytliwe melodie oraz kilka żwawszych kawałków. Zmiana dokonuje się jednak polu tematu przewodniego. Lekki, awanturniczy motyw z „jedynki”, Japończyk zastępuje melodią dużo bardziej poważną i pewnym sensie mroczną. Ponadto po raz pierwszy usłyszymy tutaj słynny, wesolutki temat ptaszka Chocobo, z którego Uematsu będzie korzystał przy wielu kolejnych grach z serii. Nowością są też dwa cytaty z muzyki klasycznej – walc Straussa i fragment Jeziora Łabędziego Czajkowskiego.
Słuchanie mocno już archaicznych brzmieniowo kompozycji Uematsu na pewno nie będzie łatwym zadaniem dla odbiorców ceniących sobie tradycyjne, filmowe partytury. Mimo to należy zaznaczyć, że był to jeden z kamieni milowych w historii muzyki z gier komputerowych, a w dodatku wiele tematów muzycznych z omawianej płyty pojawiło się w następnych grach spod znaku Final Fantasy. Z tychże względów omawiany krążek należałoby w pierwszej kolejności traktować jako branżową ciekawostkę, ale taką naprawdę wartą uwagi.
Inne recenzje z serii: