Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bernard Herrmann

Bernard Herrmann: The Film Scores (kompilacja)

(1996)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 07-03-2015 r.

Kompilacje – któż ich nie lubi? Pytanie nieco przekorne, bo po prawdzie szczególnie zaawansowani słuchacze muzyki filmowej często deprecjonują a nawet gardzą ich faktem istnienia. Niesłusznie oczywiście, bowiem często są znakomitym wprowadzeniem w danego kompozytora czy też podgatunek muzyki filmowej. Swoją rolę spełniają przede wszystkim pod kątem twórców mało znanych czy też pochodzących z lat minionych. „Składaków” Bernarda Herrmanna można znaleźć na rynku sporo. To przede wszystkim albumy poświęcone jego twórczości do filmów Alfreda Hitchocka, pozycje dotyczące danych typów filmów (np. Fantasy czy Mysterious World of Bernard Herrmann) i kompilacje przekrojowe. Duża część z nich to naturalnie re-recordingi, które stoją na bardzo wysokim poziomie realizacji. Szczególnie moim zdaniem wyróżnia się wydany w 1996 album, o prostym i wyrazistym tytule Bernard Herrmann: The Film Scores. Muzykę wykonuje Los Angeles Philharmonic Orchestra pod batutą jej ówczesnego dyrektora, słynnego Fina Esy-Pekki Salonena. I co ciekawe, to nie twarz Herrmanna a właśnie Salonena zdobi okładkę płyty. O uznaniu twórców dla twórcy świadczy fakt, że nagranie to zalicza się do całej serii nagrań klasyki, którą Fin nagrał i wydał pod egidą Sony Classical. Jednym słowem – niszowo zazwyczaj traktowana muzyka filmowa dostąpiła elitarnego miejsca pośród słynnych dokonań repertuaru klasycznego. Pokazuje to bez wątpienia, że Herrmann był w istocie jednym z największych artystów w historii gatunku, choć nie zawsze doceniany za jego życia.

Album Salonena jest specyficzny jeszcze pod jednym względem. Cechuje go dyscyplina stylistyczna. Fin wybrał na kompilację przede wszystkim kompozycje dramatyczne i ze swoistą ciężką, mroczną atmosferą. W odróżnieniu od innych kompilacji Herrmanna nie ma tu w zasadzie muzyki o lżejszym tonie czy też awanturniczo-fantastycznej (np. jego prace do filmów Raya Harryhausena). Modelowym przykładem jest naturalnie Psychoza – score, bez którego chyba żadna składanka Herrmanna obyć by się nie mogła. Znajdziemy tu ponad 20 minut legendarnego score’u, podzielonego tak jak to jest min. w re-recodingu Varese na kilkanaście krótkich utworów. Imponuje precyzja i odtworzony mroczny, ponury klimat oryginalnego zamysłu Herrmanna. Wspomniany re-recording Joela McNeely’ego jest znakomity, ale Salonen chyba bardziej wgłębił się w „ducha” Herrmanna. Więcej na temat tej pozycji można znaleźć w analizie naszego redakcyjnego kolegi Pawła Stroińskiego.

Druga równie hojnie zaprezentowana tu praca, mianowicie Fahrenheit 451 w reżyserii Francoisa Truffauta, jest dużo mniej znana, aczkolwiek to bardzo interesująca muzyka. Dziesiątka utworów została zatytułowana Suita na skrzypce, harfę i perkusję i oczywiście takie instrumentarium tam głównie znajdziemy. Fahrenheit absorbuje przynajmniej w kilku momentach. Mistyczne, kreujące aurę niesamowitości smyczki w asyście idiofonów przypominają słynny Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia, rozmarzone sekwencje w rytmie walca wprowadzają element fałszywego spokoju, „przybrudzone” skrzypce dramatyzmu, zaś w finale otrzymujemy smutną quasi-elegię. Trzecia praca, która zaprezentowana została w szerszym spektrum to niesławna Rozdarta kurtyna. Niesławna, albowiem jest to tytuł, przy którym drogi zawodowe Herrmanna i Hitchocka się rozeszły, a muzyka tego pierwszego została odrzucona i zastąpiona pracą Johna Addisona. Reżyser oraz Studio Universal zażyczyło sobie muzyki pogodnej, z nawiązaniami do popu oraz jazzu, jednak popularny „Bennie” nie miał zamiaru iść na kompromis. Torn Curtain w ujęciu Herrmanna to przede wszystkim gwałtowna, brutalna muzyka akcji w stylu Strawińskiego oraz mroczny, klimatyczny underscore, który z pewnością pasował do tej szpiegowsko-politycznej opowieści. Nie jest to muzyka, którą kompozytor wygra wielu fanów, ale jeszcze raz ukazuje, że jego trudny, uparty charakter wynikał z zasad, które sobie narzucił jako artysta a nie wyrobnik…

Elementy owej pogodności na kompilacji w wykonaniu muzyków z Los Angeles możemy znaleźć natomiast w dwóch utworach z Marnie. Tu ilustracja jest bardziej melodramatyczna, z nutką pewnego rodzaju słowiańskiego szaleństwa. Energii wykonania nie poskąpiono także dwóm słynnym uwerturom. Pierwsza to ta z Człowieka, który wiedział za dużo. Film jak na Hitchocka dość przeciętny, ale muzycznie znany ze słynnego prologu, w którym orkiestrą na ekranie dyryguje sam Herrmann. Spektakularne zrywy orkiestry i utrzymany klimat powagi tworzą pasjonujący utwór, który perfekcyjnie otwiera płytę. Interpretacja Salonena jest niezawodna i grzmiąca potęgą symfonicznego brzmienia. Jednym z moich największych herrmannowskich faworytów od dawna była uwertura z Północ, północny-zachód. To Herrmann niezwykle awanturniczy, buzujący energią (kotły, trąbki, tamburyna), pobudzający wyobraźnię, z techniczną złożonością i z pewnym nawet heroicznym zacięciem. Można sobie wyobrazić efekty gdyby dano mu dziś do zilustrowania film o jakimś superherosie. W pewnym sensie tego rodzaju styl jest zapowiada muzykę Johna Williamsa w dwie dekady później.

Selekcję zamykają dwie bardziej nastrojowe kompozycje. Pierwsza to prawdopodobne opus magnum Herrmanna, czyli muzyka z Zawrotu głowy. Dostajemy tu trzy chyba najbardziej znane sekwencje z tej ścieżki. Tajemnicze preludium, dramatycznie pobudzające Nightmare i jeden z najlepszych miłosnych utworów wszechczasów czyli Scene d’Amour. Przymiotnik „miłosny” to oczywiście spore uproszczenie, albowiem utwór ten to kwintesencja mrocznego romantyzmu Herrmanna ze swoimi spazmatycznymi kulminacjami orkiestry i melancholijnymi wyciszeniami. Zachęcam do wnikliwej analizy tej pozycji dokonanej przez Marka Łacha. Klasyką jest oczywiście również Taksówkarz, ostatnia praca kompozytora przed śmiercią w 1976 roku. Zdystansowany saksofon, świetny sentymentalny temat główny a także unikalne orkiestrowe budowanie napięcia za pomocą instrumentów dętych i perkusji tworzą z pewnością jedną z najbardziej charakterystycznych prac kompozytora. Interpretacja LAPO jest bardzo dobra, aczkolwiek w tym przypadku zabrakło mi nieco depresyjnego, smutnego jednak wydźwięku oryginału.

Bernard Herrmann: The Film Scores to kompilacja w zasadzie perfekcyjna. Cieszy, iż twórcy zrezygnowali z epizodycznego przedstawienia muzyki z wielu filmów, przy których pracował Herrmann a skupiono się na kilku istotnych (i na tle gatunku w większości wybitnych) pozycjach, prezentując je w bardziej rozszerzonej, quasi-koncertowej formie. Mamy przez to do czynienia z właściwie w całości znakomitym muzycznie materiałem (nieznacznie poziomem odstają jedynie Marnie i Torn Curtain), znakomicie odtworzonym w interpretacji Salonena i jego orkiestry oraz wyprodukowanym od strony technicznej. Kolejna przewaga tej pozycji to oczywiście jakość dźwięku, biorąc pod uwagę, że oryginalne ścieżki z tak odległego czasu powstania brzmią dziś już nieco „archiwalnie”. Album ten to również świetny start dla wszystkich tych, którzy chcą rozpocząć przygodę z Herrmannem, tym bardziej, że jest bardzo łatwo dostępny za przystępną cenę nawet w polskich sklepach internetowych. Wydaniu towarzyszy 24-stronicowa książeczka w trzech językach z tekstem o kompozytorze. Na rynku istnieje jak wspominałem kilka innych bardzo dobrych tego rodzaju wydawnictw poświęconych Herrmannowi (min. obszerne Citizen Kane: The Essential Bernard Herrmann Silvy czy Bernard Herrmann Film Scores Milanu pod batutą Elmera Bernsteina), ale właśnie ta wydaje mi się jest tą „naj” i stworzoną z największym pietyzmem.

Najnowsze recenzje

Komentarze