Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

Wybieramy najlepsze soundtracki Patricka Doyla

Szkocki kompozytor zaczynał swoją karierę jako aktor, a samym komponowaniem zajął się na dobre, gdy poznał Kennetha Branagha i dołączył do jego Renaissance Theatre Company. I tak Patrick Doyle zachwyca nas swoją muzyką od ponad 30. lat. Z okazji zbliżającego się koncertu w Polsce, typujemy naszym zdaniem jego najlepsze ścieżki, w dowolnej kolejności, chcąc przybliżyć dorobek meastro dla tych, którzy nie wiedzą gdzie zacząć lub znają raptem kilka ścieżek dwukrotnie nominowanego do Oscara kompozytora.

Pojedynek (2007)

Pierwszy pojedynek był wystawną, odrobinę zwariowaną partyturą, gdzie Jon Addison w pełni wyłożył swój instrumentalny warsztat. W samym Overture można wychwycić trzy różne melodie scalone przewrotną fanfarą. Doyle, tak jest zresztą reżyser remake’u, odrzucili cały ceremoniał i zamknęli głównych bohaterów przedstawienia w chłodnych i nasyconych elektroniką ścianach posiadłości poczytnego pisarza, któremu wizytę składa kochanek jego żony. Doyle operuje muzycznym skalpelem. Przecina gęstą atmosferę charakterystycznym pianinem i smyczkami, którym bliżej do Cartera Burwella niż Brytyjczyka. To zaskakująco kameralna oprawa, która nadaje teatralnym dialogom wyrachowania, powolnie zagęszczając intrygę.

Henryk V (1989)

Debiut kinowy Doyle’a, napisany na poziomie, którego wielu kompozytorów z latami doświadczenia w pisaniu do filmów mogłoby pozazdrościć. Odrobina średniowiecznych stylizacji, motoryczny temat zagrożenia, oraz ujmująca, miejscami niemal Golden Age’owska liryka świetnie ilustrują ekranizację dramatu Szekspira, a po przesłuchaniu fragmentów skomponowanych pod przemowę Henryka i bitwę pod Agincourt aż ma się ochotę walczyć za Anglię. Na dokładkę kompozytor występuje również w roli śpiewaka intonującego Non Nobis, Domine, odsłaniając kolejny ze swoich licznych talentów.

Wielkie nadzieje (1998)

Jedna z najbardziej znanych prac Patricka Doyla, co kompozytor zawdzięcza nie tylko pięknej tematyce, ale również uniwersum muzyków, których zatrudnił do jej stworzenia. Chyba najbardziej pamiętliwie wypada w tej stawce John Williams – Australijczyk o dość dezorientującym imieniu wsparł Doyla pięknymi gitarami, kształtującymi tożsamość tej ścieżki. Klasykiem o niesłabnącej sile rażenia pozostaje jednak utwór Kissing in the Rain. Buzująca od emocji melodia potrafi porwać nie tylko swoją dynamiką, ale również głosem Miriam Stockley. Jeśli mielibyśmy wskazać prawdziwy singiel w dyskografii kompozytora, byłoby to właśnie Kissing in the Rain.

Życie Carlita (1993)

Siódma kompozycja w dorobku Doyla powstała dla samego Briana de Palmy. To posępna, klimatyczna praca z absolutnie piękną uwerturą, która utorowała muzyczną drogę dla późniejszych klasyków takich jak Frankenstein. Kompozytorsko, Brytyjczyk sygnalizuje swoją wszechstronność. Nie stroni od wesołych dźwięków pianina w jazzowy Where’s My Cheescake? oraz muzyki akcji przebijającej się przez Grand Central. Z punktu widzenia dorobku jednak, to Życie Carlita wpisało się w soundtrackowym DNA za sprawą pięknej elegii, otwierającej i niejako kończąc to udane słuchowisko.

Rozważna i romantyczna (1995)

To moje pierwsze spotkanie z Doylem. W pełni klasyczna partytura zachwyca różnorodnością melodii, tempem i funkcjonalnością w obrazie. Licząc od jego premiery, czyli blisko trzydziestu lat, wiele było podobnych prób z klasyką, nie tylko traktujących prozę Jane Austen, ale ogólne gatunkowo kino kostiumowe. Niewielu jednak ścieżkom udało się wykrzesać podobną romantyczność i słuchalność. Doyle jeszcze parokrotnie brał za materiał wyjściowy literaturę, ale nigdy w tej materii nie powtórzył sukcesu filmu Anga Lee. Zasłużona nominacja do Oscara.

Frankenstein (1994)

Doyle na przestrzeni swojej kariery nieraz udowadniał swoją wszechstronność – doskonale czuje się zarówno w eklektycznych stylizacjach do dramatu miłosnego, minimalizmie skomponowanym na potrzeby dramatu sportowego, czy wejściu w estetykę RCP. Jednak ze wszystkich ścieżek największym rozmachem może się poszczycić bombastyczna ilustracja do mocno teatralnej ekranizacji Frankensteina. Monstrualne ryki blach, potężna perkusja, i dramatyczne smyczki to najbardziej charakterystyczne elementy ścieżki, osiągające swoje apogeum w monumentalnym The Creation. Jednak podobnie jak tytułowy bohater, przy dokładniejszym obcowaniu z soundtrackiem możemy docenić jego liryczną stronę, fantastycznie wyrażoną w pięknym temacie miłosnym.

Sprzedawca śmierci (1993)

Powstała na podstawie powieści Stephena Kinga opowieść o tajemniczym mężczyźnie, w rzeczywistości diable. Patrick Doyle okrasił w sposób przewrotny. Odwołując się do dorobków Mozarta czy Verdiego, a następnie filtrując wszystko przez swój styl, napisał requieum, mszę żałobną, wykorzystując jej trzy części – „kyrie”, „sanctus” i „dies irae”. Muzyka imponuje mrokiem, posępnością oraz przeszywającą partiami orkiestrowymi i chóralnymi. To z pewnością jedna z najbardziej monumentalnych ścieżek dźwiękowych w dorobku Doyle’a.

Hamlet (1996)

Hamlet to kolejna po Henryku V adaptacja dramatu Williama Szekspira, która zapisała się złotymi głoskami w dyskografii Patricka Doyle’a. Choć nie brakuje jej ładunku dramatycznego, wydaje się daleka od nasączonych tragizmem partytur Williama Waltona czy Ennio Morricone, którzy wcześniej mierzyli się z historią fikcyjnego duńskiego księcia. Muzyka Doyle jest jaskrawa, patetyczna, niemal heroiczna, a przy tym brzmi nowocześnie i przystępnie dla współczesnego odbiorcy.

Najnowsze artykuły

Komentarze