Czym byłaby muzyka filmowa bez kina kostiumowego? Rzadko który gatunek wyzwala w kompozytorach takie pokłady wyobraźni i muzycznej wirtuozerii. Barwne kostiumowe freski to oczywiście specjalność Hollywoodu, ale i Francuzi mają na tym gruncie dokonania, których nie muszą się wstydzić. Trudno się temu zresztą dziwić, skoro dzieje ich państwa oraz narodowy dorobek literacki stanowią studnię bez dna, jeśli chodzi o tematy skrojone idealnie do wykwintnego kina historycznego. W dzisiejszym odcinku przyjdzie nam sprawdzić, jak z kostiumowym sztafażem poradzili sobie dwaj gwiazdorzy francuskiej muzyki filmowej: Michel Magne oraz Francis Lai.
Życie Michela Magne to chyba najsmutniejszy epizod w historii francuskiej muzyki filmowej. Kariera artysty rozkwitła nagle na początku lat 60-tych; młody kompozytor, zajmujący się dotąd awangardą, w ciągu zaledwie dwóch lat stał się niekwestionowaną gwiazdą rodzimej sceny soundtrackowej i przez kilka kolejnych sezonów pisał muzykę do kilkunastu produkcji rocznie, otaczając się sztabem aranżerów i orkiestratorów, wśród których przewinęli się Michel Colombier, Eric Demarsan, oraz drugi bohater dzisiejszego odcinka – Francis Lai. Błyskawiczny sukces Magne doprowadził jednak do jego szybkiego upadku. Kompozytor popadł w długi związane z założonym studiem nagraniowym Strawberry Studio, co skutkowało chroniczną depresją i samobójstwem w 1984 roku. Więcej informacji na ten temat znajdziecie w notce biograficznej w dziale „Biografie”.
Twórczość Magne odcisnęła niezwykle silne piętno na francuskiej scenie soundtrackowej lat 60-tych. Kompozytor za sprawą swoich awangardowych korzeni oraz wszechstronnych zainteresowań łączących różne gatunki muzyczne, wprowadził do świata muzyki filmowej wiele nowinek i nieszablonowych rozwiązań. Był poza tym znakomitym melodystą, co zagwarantowało mu sukces w projektach komercyjnych, w szczególności trzech seriach filmowych: komediach sensacyjnych o Fantomasie, szpiegowskich obrazach o agencie OSS 117 oraz 5-częściowej ekranizacji powieści kostiumowych o Markizie Angelice.
Angelikę na kinowy ekran przeniósł Bernard Borderie, który kilka lat wcześniej sprawdził się już w kinie płaszcza i szpady, kręcąc udaną adaptację Trzech muszkieterów Dumasa. Angaż Magne stanowił zaskoczenie, bowiem stałym współpracownikiem Borderiego był Paul Misraki. Mimo to młody kompozytor wywiązał się z powierzonego mu zadania z nawiązką, a reżyser odwdzięczył się oferując mu posadę przy wszystkich filmach z serii. Recenzję tej wyśmienitej muzyki możecie przeczytać TUTAJ.
Drugiego z kompozytorów, będących bohaterami dzisiejszego odcinka, nie trzeba chyba nikomu specjalnie przedstawiać. Francis Lai to jedno z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk europejskiej muzyki filmowej, kojarzone nie tylko przez weteranów gatunku, ale i osoby, które z soundtrackami styczność mają okazjonalną. Wynika to oczywiście z niebywałego sukcesu komercyjnego, jaki odniosło kilka płyt Laia z lat 60-80., z kultowym i nagrodzonym Oscarem Love Story na czele. Wielomilionowe nakłady nie wzięły się oczywiście znikąd – znakiem firmowym Francuza są chwytliwe melodie (na odnotowanie zasługują też aranże i orkiestracje autorstwa Christian Gauberta, który towarzyszy kompozytorowi od 1967 roku), czy to w stylistyce pop, w oprawie elektronicznej, czy też w bardziej klasycznym, orkiestrowym ujęciu.
Przykładem tego ostatniego jest Mayerling, wyreżyserowana przez Terence Younga kolejna z licznych ekranizacji dziejów austriackiego księcia Rudolfa. Brytyjski reżyser to w światku muzyki filmowej postać niezwykle interesująca. Urodzony w Szanghaju, uczestnik walk II wojny światowej, Young w latach 40-tych rozpoczął karierę filmową jako scenarzysta, a następnie wyreżyserował kilka brytyjskich produkcji Irvinga Allena i Alberta R. Broccoliego. Relacja z Broccolim doprowadziła do angażu w trzech filmach poświęconych przygodom Jamesa Bonda (Dr No, Pozdrowienia z Rosji i Operacja Piorun). Postać Younga jest o tyle ciekawa, że Brytyjczyk w przeciągu swojej kariery obskoczył bez mała pół kompozytorskiej Europy. Poza Anglią współpracowali z nim Ennio Morricone, Riz Ortolani, Maurice Jarre, Michel Magne, Georges Auric, no i wreszcie Francis Lai. Mało kto mógłby się pochwalić podobnym soundtrackowym CV!
Lai i Young na gruncie zawodowym spotkali się wprawdzie tylko jeden raz, ale efektem był jeden z najpopularniejszych score’ów napisanych na potrzeby kina Brytyjczyka. W sumie nic dziwnego: rozgłos filmowi zapewniły wielkie gwiazdy Catherine Denevue i Omar Sharif, a Lai w chwili premiery również znajdował się w świetle jupiterów, świeżo po sukcesach artystycznych i wydawniczych Un homme et une femme oraz Vivre pour vivre, skomponowanych dla swojego przyjaciela i stałego współpracownika Claude’a Leloucha. Recenzję Mayerling przeczytacie TUTAJ.