Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Tyler Bates, Chelsea Wolfe

X

(2022)
3,0
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 31-10-2022 r.

Koniec lat siedemdziesiątych. Grupka początkujących filmowców udaje się do farmy na odludziu Teksasu, aby nakręcić tam film porno. Rzecz jasna starszym, ekscentrycznym gospodarzom, u których wynajmują lokum, nie mówią z jaką produkcją mają do czynienia. Z czasem plan filmowy przeradza się w prawdziwy, krwawy horror. Tak mniej więcej prezentuje się fabuła obrazu Ti Westa, który z jednej strony nie grzeszy oryginalnością, co z drugiej strony jest jego zaletą. To klasyczny slasher, z typowymi dla tego gatunku elementami. I w tej prostocie, dobrym aktorstwie i wiarygodnym odwzorowaniu lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku leży jego siła. W tworzeniu klimatu znaczącą rolę gra oprawa dźwiękowa, która, podobnie jak film, potrafi być hipnotyzująca i odrażająca zarazem.

Jednym z jej autorów jest Tyler Bates, który ma w swojej filmografii wiele horrorów. Jak wspomina w wywiadzie dla Consequence.net chciał swoją muzyką oddać styl art-house’owych filmów z lat 70tych, inspirując się jednocześnie takimi klasykami jak Rosemary’s Baby oraz filmami… porno jak Debbie Does Dallas. Jeżeli chodzi o ten ostatni element Bates sięga w regiony funku i naśladuje muzykę tamtych lat, ze specyficznym brzmieniu „Bom Chicka Wah Wah” czy też „Wakka Wakka” gitary. Utożsamiać możno to brzmienie z muzyką do filmu Shaft, jak i właśnie filmów porno z lat 70tych. Te wszystkie seksowne, cool, funky, elemenety są jednak bardzo krótkie. Właściwie to można mówić o nich bardziej jak o dżinglach, przystawkach przed i między prawdziwą grozą i terrorem.

Ten uzyskuje amerykański kompozytor sięgając po dwa główne elementy: ambient i kobiecy głos. Tym samym wkraczamy do wspomnianego dzieła Krzysztofa Komedy, a dokładniej słynnego Lullaby, Kołysanki z filmu Romana Polańskiego, która posłużyła jako największa inspiracja. Tyler Bates zaprosił do współpracy amerykańską piosenkarkę Chelsea Wolfe, która w swoim repertuarze łączy elementy gotyckiego rocka, doom metalu oraz muzyki folkowej. Jej wokal stanowi tak około 80 procent tego score’u. Często Chelsea Wolfe wręcz szepcze swoje partie wokalne, które w połączeniu z ambientowo-industrialnym tłem, tworzą naprawdę niepokojący nastrój. Ale to dopiero początek, jak trochę takie zawodne poczucie bezpieczeństwa, wyciszenia, przed prawdziwym atakiem. Dlatego też Bates i Wolfe nie poprzestają na szeptach i zawodzeniu. Kiedy trzeba mamy i krzyki, wzdychania, jęczenia, czy wręcz erotyczne unoszenia. Dochodzi do tego wspomniane mroczne ambientowe brzmienie, wspomagane czasami gwałtownymi uderzeniami w struny i klawisze fortepianu. Dwójka muzyków eksperymentuje z głosem i dźwiękiem na najróżniejsze sposoby, tworząc w efekcie bardzo klimatyczny, eksperymentalny score, który naprawdę potrafi przestraszyć, jak i może zaciekawić osoby zainteresowane eksperymentami wokalnymi i awangardą. Chociaż ta kumulacja zawodzenia, szeptania, jęków, krzyku, industrialnego trzeszczenia oraz wstawek funky gitary, jest, delikatnie ujmując, dość specyficzna, co oznacza, że dla wielu słuchaczy przejście tego trwającego 49 minut albumu, może być prawdziwym horrorem.

Kiedy trzeba mamy i krzyki, wzdychania, jęczenia, czy wręcz erotyczne unoszenia. Dochodzi do tego wspomniane mroczne ambientowe brzmienie, wspomagane czasami gwałtownymi uderzeniami w klawisze fortepianu czy struny. Dwójka muzyków eksperymentuje z głosem i dźwiękiem na najróżniejsze sposoby, tworząc w efekcie bardzo klimatyczny, eksperymentalny score, który naprawdę potrafi przestraszyć.

Nie zapominajmy przy tym wszystkim, że mamy do czynienia ze ścieżką dźwiękowa do slashera. I pod tym względem soundtrack do X  czyni to, czego od ścieżki dźwiękowej do horrorów oczekujemy; straszy i buduje odpowiednią atmosferę. I te dwa elementy score Tylera Batesa i Chelsea Wolfe spełnia bez zarzutu. Chociaż nigdy nie wychodzi na pierwszy plan i nie przyćmiewa wydarzeń na ekranie, a bardziej szepce i nuci, niepokojąco w tle, wręcz w hipnotyczny sposób. Pomijając oczywiście momenty z króciutką „muzyką porno” opartą głównie o gitary, która jest wyrazista i specjalnie karykaturalna. Jeżeli chodzi o wyrazistość i wychodzenie na pierwszy plan, to już bardziej czynią to piosenki z epoki, które bardziej także zostają w pamięci. Szczególnie wykorzystanie klasyka Blue Öyster Cult(Don’t Fear) The Reaper w połączeniu z brutalną sceną morderstwa, wypada naprawdę przerażająco obłędnie.

Piosenki z tamtych lat, których w filmie trochę się pojawia, nie znalazły się jednak w ogóle na albumie. Jest to zrozumiałe, gdyż za bardzo gryzłyby się z resztą materiału, jaki się na nim znalazł. Umieszczono za to piosenkę Oui Oui Marie, w której Chelsea Wolfe używa swojego talentu wokalnego aby… śpiewać. I czyni to naprawdę ładnie w tym klimatycznym, lekko sennym sześciominutowym utworze, będącym coverem piosenki amerykańskiego jazzmana i muzyka country Arthura Fieldsa z 1918 roku.   Amerykańska piosenkarka śpiewa także przez chwilę w kawałku Headlights. Po obu tych utworach można lepiej zrozumieć, dlaczego Tyler Bates zdecydował się na współpracę z nią. Oba ta kawałki, plus krótkie Pearl’s Lullaby (podobieństwo z Lullaby Komedy jak najbardziej uzasadnione), można spokojnie słuchać poza obrazem, czy nawet bez znajomości filmu. Co więcej, można też docenić ich delikatną urodę. Reszta pozostaje jednak sporym wyzwaniem dla niejednego ucha, czy też uszu. Nie oznacza to, że Tyler Bates i Chelsea Wolfe stworzyli złą ścieżkę dźwiękową. Jest ona pomysłowa, działa w obrazie i… straszy. To już od pojedynczych słuchaczy zależy, czy po seansie dalej chcą się bać.

Najnowsze recenzje

Komentarze