Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer

Wings of a Film: The Music of Hans Zimmer, the (kompilacja)

(2001)
-,-
Oceń tytuł:
Michał Turkowski | 16-03-2010 r.

Każdy koncert muzyki filmowej to prawdziwa radość dla fanów score’ów. Ostatnimi czasy takich przedsięwzięć jest coraz więcej, a co bardzo cieszące, także i w naszym kraju, organizuje się koncerty i festiwale poświęcone temu gatunkowi muzyki. Najczęściej tego rodzaju wydarzenia (choć nie zawsze oczywiście), związane są z festiwalami typowo filmowymi, które to koncerty muzyki pisanej na potrzeby kina mają zadanie ubogacić. To dobry sposób na spopularyzowanie gatunku, oraz niezła promocja dla kompozytora. Taką szansę otrzymał w 2000 roku Hans Zimmer, i skwapliwie ją wykorzystał.

The Wings of a Film The Music of Hans Zimmer, to zapis koncertu, który odbył się w 2000 roku, podczas dwudziestego siódmego Flanders International Film Festival w Gandawie. Prowadzony przez Morgana Freemana koncert, na który to zdecydował się Niemiec, nosił znamiona wielkiego wydarzenia, i dał mu możliwość przedstawienia szerszej publiczności swoich prac, częstokroć znanych jedynie fanom gatunku i danego filmu. Hans odsunął się od typowego, że się tak wyrażę, koncertu symfonicznego, bowiem nakazywał to charakter jego muzyki. Koncept jakim kierował się kompozytor w doborze repertuaru, oraz artystów biorących w nim udział, nie pozostawia złudzeń, że Hansowi zależało na zorganizowaniu przedsięwzięcia, które trafi w najróżniejsze gusta. Zimmer nie pisał specjalnych suit koncertowych na tę okazję, lecz wykorzystał utwory bezpośrednio ze swoich ścieżek, w przypadku niektórych z nich, dokonując modyfikacji na gruncie aranżacyjnym.

Dobór repertuaru jest satysfakcjonujący, choć kilku sztandarowych hitów kompozytora na albumie nie usłyszymy. Dziwić może brak The Battle z Gladiatora, lecz nie ma go tylko na płycie – w czasie koncertu był on zagrany, lecz z mizernym efektem. Podobnie było z tematem z Crimson Tide, lecz przez wzgląd na fatalne wykonanie, utwór ten również nie znalazł swojego miejsca na płycie. Na tym albumie Niemiec w większości postawił na spokojniejszą, bardziej subtelną muzykę, nawet Gladiatora reprezentuje dramatyczny Am I Not Merciful. Bombastyczna epika zeszła na dalszy plan, a główny nacisk położono na utwory o przyjemnym i przystępnym dla słuchaczy charakterze. Nie tylko orkiestra jest tu na pierwszym planie, gwoździem programu są znani soliści, którzy wzbogacili koncert swoimi wykonaniami. Wyselekcjonowany na płytę materiał uświadamia nam, jak wszechstronnym twórcą jest Hans, jak różnorakie stylistycznie prace tworzy dla kina. Mamy więc na płycie utwory o afrykańskim brzmieniu (The Lion King i The Power Of One), relaksujące i uspokajające Nyah & Etha i Rain Man, frywolne You’re So Cool (na pełną orkiestrę), kilka dramatycznych utworów (Gladiator, Journey To The Line) i typowo rockowy Thunderbird z Thelmy i Louise.

W tego typu wydaniach, najbardziej interesująca jest zawsze jakość wykonania, co prowadzi do nieuniknionego porównania ze znanymi dobrze oryginałami. VRO Flemish Radio Orchestra i chór poprowadził Dirk Brosse, z dobrym efektem, bowiem wykonania pod jego batutą są bardzo przekonujące, choć nie obyło się i bez potknięć (wspomniane Crimson Tide i The Battle). Śmiem twierdzić (choć nie wszyscy się zgodzą) że Journey To The Line wypadło nieco lepiej niż oryginał, podobnie ma się sprawa z Rain Man. Dla mnie prawdziwym rodzynkiem w cieście jest You’re So Cool, które w pełni orkiestrowej wersji porywa niesamowicie. Gigantyczne wrażenie zrobiły też na mnie Driving Miss Daisy, oraz Nine Months.

Tak jak napomknąłem wcześniej, koncert uświetnili znakomici soliści. Najbardziej zachwyca Pete Haycock, odpowiedzialny za partie na gitarze elektrycznej. Niesamowity talent tego Pana, ujawnia się w nieziemskim Thunderbird z Thelmy i Louise, który Hans napisał inspirując się stylem Davida Gilmoura z Pink Floyd. Swoje „pięć minut” ma także Heitor Pereira, wykonując solo na akustyku w Mission: Impossible II. Czarnoskórzy wokaliści, Lebo M i Keswa, jak nietrudno się domyśleć, odpowiadają za śpiew w muzyce o afrykańskich brzmieniach (The Lion King, The Power of One). Lisa Gerrard wykonuje oczywiście Now We Are Free, a sam kompozytor gra na klawiszach.

Pomimo wielu plusów i w tym przypadku nie obyło się bez niedociągnięć. Czego się czepię? Przeszkadza nieco jakość nagrania, która mogłaby być lepsza, dźwięk wydaje się być momentami dość „suchy”, pozbawiony głębi, lecz należy wziąć pod uwagę iż jest to nagranie realizowane na żywo. Chciałoby się też więcej muzyki, koncert był bowiem znacznie dłuższy, prócz The Battle i Crimson Tide z płyty wypadł także Lightz TTRL oraz jeden utwór z Chicken Run.

Jako całość, koncert jest smakowitym kąskiem, dla fanów Zimmera zwłaszcza. Nie brak tu porywających fragmentów, a słyszane oklaski publiczności dają poczucie „bycia tam”. Album jest naprawdę bardzo udany, choć brak akcji nieco gryzie. W końcu to Hans Zimmer, jeden z czołowych twórców tego typu muzyki, a tutaj nie ma action-score’u! Z jednej strony wiadomym jest fakt, jak trudna dla orkiestr jest muzyka Zimmera, wzmacniana w dużej mierze potężnymi syntami. Efekt jaki dał występ w Gandawie pokazuje, że Hans ze swoją muzyką powinien częściej koncertować, bowiem jego prace w wykonaniu na żywo, naprawdę potrafią zachwycić. Polecam ten album, a Niemcowi życzę dużo koncertów w przyszłości. Mam jednak nadzieję, że nie nagrano niedawnego, kultowego już dziś koncertu Hansa i jego ekipy, który odbył się na dachu DreamWorks. Oby tylko nikt nie wpadł na szalony pomysł wydania go na CD! 😉

Najnowsze recenzje

Komentarze