Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Williams

Star Wars Episode I: TPM Ultimate Edition (Gwiezdne Wojny: Mroczne Widmo)

(2000)
4,5
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Kiedy w 1996 roku świat obiegła wiadomość, że George Lucas przygotowuje się do nakręcenia kolejnej trylogii, na rynku zrobiło się porządne zamieszanie. Zaczęły pojawiać się setki książek, komiksów, gier i innych wymysłów wzbogacających uniwersum “odległej galaktyki” i przy okazji konta bankowe reżysera. Powstała nawet Edycja Specjalna starej trylogii mająca za zadanie przygotować publiczność na wkroczenie nowej. Wszechobecne zadowolenie udzielało się wszystkim, także wielbicielom Williamsa, piszącego doń partyturę. Po premierze, w maju 1999 roku już tak wesoło nie było. Fani masowo bluzgali Lucasa za to co zrobił, krytycy także nie pozostawili na nim suchej nitki. Zaczęto o nim mówić jako o biznesmenie, a nie reżyserze. Nieproporcjonalnie do filmu wypadła muzyka Johna. Ogólnie przyjęta została z głębokim entuzjazmem, choć przez niektórych pomniejszana była za odbieganie od klimatu starej trylogii. Sam kompozytor podkreślał jednak, że styl starych Gwiezdnych Wojen nie sprawdził by się kompletnie w nowym filmie, więc trzeba było stworzyć coś nowego. No i stworzył! Soundtrack okazał się wielkim sukcesem sprzedając się w milionach egzemplarzy i nie schodząc z listy bestsellerów przez długi czas.

Regularne wydanie miało to do siebie, że zestawiało w sobie (teoretycznie) najważniejsze fragmenty muzyczne z całej kompozycji. Fragmenty odpowiednio dobrane i zmiksowane, tak, aby tworzyły jakąś spójną opowieść. W efekcie tych działań na krążku nie znalazło się kilka kluczowych utworów, co przełożyło się rzecz jasna na pewną falę krytyki kierowaną pod adresem decydentów. Uginając się niejako pod presją, pod koniec roku 2000 wytwórnia Sony wypuściła na rynek dwupłytowe, kompletne wydanie partytury, o patetycznie brzmiącej nazwie “Ultimate Edition”. Piękna okładka, obszerny booklet zdobiony licznymi zdjęciami zrobiły wrażenie na jego nabywcach. 2 płyty, 68 utworów, 124 minuty ścieżki dźwiękowej w tym kilka bonusów… Wyglądało imponująco, brzmiało tak samo, choć nie bez pewnych mankamentów.

Cały album pogrupowany został na kilkadziesiąt rozdziałów, którym podporządkowano poszczególne tracki nachodzące się na siebie. Zabieg ten ułatwił znacznie dostęp do ulubionych fragmentów, bez konieczności przeszukiwania kilkunastominutowych, tasiemcowatych kawałków. System ten, jakkolwiek wygodny dla niektórych, wprowadził również sporo zamieszania. Całość jest jakby żywcem wyjęta z filmu. Nie są to zwykłe utwory z sesji nagraniowych, tylko edytowane fragmenty niezbyt zgrabnie zmontowanego score, podporządkowanego ściśle temu, co dzieje się na ekranie. Dobitnym przykładem jest druga płyta, a dokładniej mówiąc, końcówka z muzyką akcji. Połączono tam krzyżowo dwa ważne dla wydarzeń filmowych motywy. Motywy cechujące się zmienną dynamiką i zupełnie innym nastrojem. Na szczęście dla tego wydania jest to tylko jedyny tak drastyczny przykład bezczeszczenia oryginalnego nagrania. Reszta montażu jest względnie znośna. Można zaryzykować stwierdzenie, że entuzjazm i radość towarzysząca odkrywaniu nowego materiału przykrywa wszelkie pozostałe niedociągnięcia.

Williams pisząc Mroczne Widmo wykorzystał 4 tematy ze starej trylogii: Luke’a Skywalkera otwierający cała partyturę (Main Title), Mocy wykorzystany do sekwencji akcji z Jedi w roli głównej (Fighting The Destroyer Droids), Imperatora, zaszczepiony na postać Dartha Sidiusa (Death Warrant For Qui-Gon And Obi-Wan) i ostatni mający tu raczej symboliczne znaczenie temat Dartha Vadera w The Queen Confronts Nute and Rune. Już od samego początku rzucani jesteśmy w muzyczny wir zmiennego jak kobiecy humor tempa orkiestry, mrocznych lub podniosłych chórów i dużej porcji doskonałych motywów… Przejrzyjmy, więc te najważniejsze.

Bez wątpienia najlepszym wymysłem Williamsa na potrzeby tego filmu jest temat finałowej walki, pamiętany z pierwotnej wersji albumu, Duel Of The Fates. Silny chór, doskonale prowadzona orkiestra, niezwykła dynamika i genialna słuchalność. Te trzy cechy przesądziły, że utwór ten przeszedł do historii jako jedno z największych dokonań kompozytora, stawiane na równi ze Star Wars Main Title i Imperial March. Niestety w “Ultimate Edition” został on brutalnie sprofanowany kiepskim montażem. Dosyć istotny jest także temat Anakina. Bardzo spokojny, wręcz romantyczny, obrazuje niewinność chłopca przed metamorfozą w siejącą postrach maszynę do zabijania – Dartha Vadera (Talk Of Podracing). Uzewnętrznia również pierwsze stadium więzi rodzących się pomiędzy nim, a Padme (Padme Meets Anakin). Suitę z całości usłyszymy jak w poprzednim przypadku w End Credits. Poza nimi istnieje wiele mniejszych aczkolwiek istotnych tematów jak: Gundanów – ponury i tajemniczy, słyszany w całym rozdziale Underwater Adventure), podniosły i pełen patosu motyw inwazji (The Droid Invasion), czy też spokojny i refleksyjny temat Qui-Gona (Anakin Is Free, końcówka The Tide Turns/The Death of Darth Maul).

Najważniejszą rolę w partyturze pełni zdecydowanie muzyka akcji – doskonale zorkiestrowana, bardzo dynamiczna i świetnie wkomponowana w wydarzenia dziejące się na ekranie. Do moich faworytów należą energiczne i żywiołowe utwory z rozdziałów Treachery Within the Federation/The Invasion of Naboo i The Giant Squid And The Attack On Theed oraz bardzo krótki, aczkolwiek niezwykle porywający Qui-Gon And Darth Maul Meet. Aż szkoda, że kwestię finalnej bitwy, o której wspomniałem wcześniej, potraktowano tak brutalnie. Ignorancja wydawców pasywnie podchodzących do otrzymanego z wytwórni filmowej, materiału, nie przysłużyła się z pewnością tej sprawie.

Podsumowując. Nie jest źle, choć mogło być znacznie lepiej. Co prawda te dwie płyty z kompletną partyturą są nie lada atrakcją dla rzeszy fanów Williamsa i Gwiezdnych Wojen, ale dla reszty… Dla reszty są tylko przyjemnym dodatkiem. Tym, którym muzyka do Mrocznego Widma słyszana w pierwotnym albumie się tylko spodobała, nie powinni sięgać po “Ultimate Edition”. Mogą się bowiem zrazić licznymi niewygodnymi w słuchaniu cięciami i zabiegami, które w tym przypadku mają rację bytu tylko w filmie. Warto więc przed kupnem zastanowić się, czy te kilkadziesiąt minut nowej muzyki zrekompensuje wyłożone na nią blisko 100zł?

Inne recenzje z serii:

  • Star Wars: The Phantom Menace
  • Star Wars: Attack Of The Clones
  • Star Wars: Revenge Of The Sith
  • Star Wars: A New Hope
  • Star Wars: The Empire Strikes Back
  • Star Wars: Return Of The Jedi
  • Star Wars: Shadows Of The Empire
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze