Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Wojciech Kilar

Roi et l’oiseau, le (Król i ptak)

(1979/2003)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 13-08-2014 r.


W 1979 roku Wojciech Kilar jest już uznanym mistrzem polskiej muzyki filmowej: ma za sobą tak znakomite kompozycje, jak Bilans kwartalny, Zazdrość i medycyna oraz Hubal, a także arcydzieło w postaci Ziemi obiecanej. Choć razem z Zanussim pracował już w koprodukcjach niemieckich (m.in. Zabójstwo w Catamount), to jednak nie miał dotąd okazji samodzielnie zmierzyć się z pełnoprawną produkcją zagraniczną. Szansę taką Kilar otrzymuje od Paula Grimaulta, francuskiego animatora, który szykuje właśnie odrestaurowaną, autorską wersję Le Roi et l’oiseau. Legendarny reżyser chce odciąć się od nieprawomyślnej, opublikowanej wbrew jego woli odsłony filmu, która trafiła na ekrany w 1952 roku; jego rewolta obejmuje również ilustrację muzyczną, zleconą Kilarowi od podstaw, ze świadomością, że nowy score będzie się różnił od staromodnej ścieżki Josepha Kosmy sprzed 25 lat.

Polski kompozytor z powierzonego mu zadania wywiązał się doskonale – z perspektywy czasu Le Roi et l’oiseau z pełnym przekonaniem zaklasyfikować można do ścisłej czołówki dokonań urodzonego we Lwowie artysty. O ile większość ówczesnych ilustracji Kilara do filmów polskich to kompozycje krótkie, często nieprzekraczające kwadransa, o tyle Król i ptak zawiera aż 40 minut muzyki oryginalnej i może pochwalić się wyjątkowym jak na standardy polskiego artysty bogactwem. Dodatkowym atutem ścieżki jest jej ekspozycja w filmie: Kilar dostał w tym zakresie szeroką swobodę, montaż ograniczał go w niewielkim zakresie, a nagrana muzyka została przez Grimaulta podłożona bez jakichkolwiek ingerencji w jej konstrukcję. Obraz francuskiego reżysera jest zresztą bardzo oszczędny w udźwiękowieniu, wobec czego score rozbrzmiewa w nim jeszcze pełniej – nie ginie pod natłokiem efektów, prowadzi nieraz całe sekwencje filmowej narracji. Jednocześnie kazdy utwór stanowi osobną, zamkniętą całość i próżno doszukiwać się tu choćby śladów ilustracyjności.

Pomimo filmowego tytułu, emocjonalny rdzeń opowieści pozostaje przy postaciach pasterki i kominiarczyka, zaczerpniętych z baśni Andersena, będącej punktem wyjściowym dla animacji Grimaulta. Nic więc dziwnego, że właśnie tych bohaterów dotyczy najpiękniejszy z przygotowanych przez Kilara tematów, który już w napisach tytułowych zwiastuje, że opowieść francuskiego reżysera nie będzie wyłącznie lekką bajką przeznaczoną dla najmłodszych. Kulminacją tego wspaniałego tematu jest absolutnie genialny utwór La Bergère Et Le Ramoneur, arcydzieło kilarowskiej liryki, czuła i wzruszająca ilustracja magicznej nocy, w trakcie której ożywają dzieła sztuki zgromadzone w królewskim apartamencie. Gdy po serii delikatnych aranżacji (skrzypce, obój i klawesyn) temat przejmuje ekspresyjny fortepian, a
andersenowscy pasterka i kominiarczyk przechodzą do świata realnego z wiszących na ścianie płócien, ilustracja Kilara przyprawia o ciarki na plecach: takiego stężenia empatii, baśniowego piękna i subtelnej dramaturgii nie spotyka się na co dzień w muzyce do kina animowanego.

Temat przewodni otoczony jest lirycznymi i tanecznymi miniaturami, które z biegiem lat stały się specjalnością Polaka i znalazły swoje ukoronowanie dwie dekady później, przy okazji Pana Tadeusza. Na uwagę zasługuje w szczególności wdzięczna humoreska Prélude Au Mariage stanowiąca jedną z wizytówek płyty, oraz króciutki Le petit clown, zbliżony do pozytywkowej melodii, zapętlony motyw na fortepian (z akompaniamentem idiofonów) towarzyszący występowi tańczącego klauna – symboliczny, pobrzmiewający nieszczęśliwą daremnością losu, zaklętą gdzieś pośród depresyjnych, mechanicznych nut rozdzierająco smutnej melodii.

Styl kompozycyjny Kilara charakteryzują jednak również mroczniejsze tony i być może to z nich właśniePolak najlepiej znany jest w świecie filmu (Dracula, Dziewiąte wrota). W tym aspekcie recenzowany krążek również nie zawodzi. Amatorów cięższego grania usatysfakcjonuje z pewnością Les Grands Ateliers Du Roi, jedna z tak charakterystycznych dla Kilara, intensywnych marszowych sekwencji, które drażnią zmysły krzykliwymi frazami dętych blaszanych oraz wysokimi dźwiękami fletów poprzecznych, przywodzącymi na myśl metaliczny mozół złowieszczej maszynerii. Każdemu natomiast miłośnikowi muzyki filmowej szybciej zacznie bić serce przy L’escalier Aux Cent-Mille Marches, brawurowym utworze akcji, gdzie Polak przekształca liryczny temat główny w dramatyczny, desperacki galop, akcentowany monumentalnym podkładem werbli. W takich momentach chwyta człowieka żal, że Kilar nigdy nie zrobił (czy raczej nie chciał zrobić) kariery na Zachodzie; wspomniany utwór mógłby swobodnie konkurować z muzyką akcji pisaną przez Francuzów, a zapewnie i niektórzy Amerykanie mieliby czego polskiemu kompozytorowi pozazdrościć.

Jak wspomniałem już wcześniej, całość wypada w filmie wręcz wyśmienicie i gdyby nie wiek animacji Grimaulta oraz stosunkowo mała jej znajomość wśród współczesnej widowni, Król i ptak byłby zapewne wymieniany jednym tchem pośród innych, kanonicznych prac Kilara, którym pod względem muzycznej wyobraźni i piękna tematów z pewnością ani trochę nie ustępuje. Na krążku wydanym przez Playtime brakuje kilku minut filmowego materiału, nie są to jednak braki szczególnie dotkliwe; na pocieszenie otrzymujemy krótki wybór muzyki z innego projektu Grimaulta, La Table tournante, z malowniczym, wpisującym się w estetykę Kilara lat 80. utworem Générique, a także zupełnie unikalnym w twórczości Polaka postmodernistycznym żartem-parafrazą motywu ze Szczęk Johna Williamsa (Le Fou Du Roi i scena połowu ryby w basenie) (!). Muzyka filmowa potrafi wciąż zaskakiwać.

Le Roi et l’oiseau natomiast to kolejny z rozlicznych triumfów Wojciecha Kilara – na dodatek jeden z najatrakcyjniejszych dla widza i słuchacza. Pozostaje jedynie lekki żal, że tego rodzaju zagraniczne perły są w filmografii Polaka tak rzadkie. Z drugiej strony pozwala to pielęgnować każdą z nich w sposób szczególny, a przecież dobrze wiemy, że w dobie masowego dostępu do muzyki filmowej na smakowanie wszystkich dostępnych na rynku pozycji nie ma po prostu czasu.

Najnowsze recenzje

Komentarze