Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Wojciech Kilar

Requiem Father Kolbe

(1995/2003)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 25-01-2017 r.

Na muzykę Wojciecha Kilara z obrazu Krzysztofa Zanussi Życie za życie: Maksymilian Kolbe natrafiłem trochę przypadkiem. Pierwszym kontaktem był – pewnie tak jak dla wielu innych osób – film Truman Show Petera Weira, w którego finałowej, pamiętnej scenie użyto utworu Father Kolbe’s Preaching. Zaiste piękny kawał muzyki, nie tylko filmowej, który dostał się do naszego portalowego zestawienia dotyczącego trzydziestu najlepszych utworów polskiej muzyki filmowej. Ścieżka dźwiękowa z pochodzącego z 1991 roku filmu posiada jednak pewną poważną przeszkodę, by móc się nią w pełni delektować. Wydany przez francuską wytwórnię Jade album bardzo dawno wyczerpał swój nakład a zdobycie go z drugiej ręki, nie dość, że jest dość trudne, to np. na portalach aukcyjnych zapłacić trzeba za niego dobre kilkaset złotych… W takich przypadkach z pomocą przychodzą czasami projekty, w których twórcy przygotowują na potrzeby jakiegoś okolicznościowego wydania suitę bądź specjalnie zaaranżowaną muzykę oryginalną. I na całe szczęście, duża część tej dziś zapominanej ścieżki dźwiękowej została zaaranżowana przez twórcę właśnie w formę długiej suity i znalazła swe miejsce na wydanym w 1995 oraz 2003 albumie (również przez Jade) pod wszystko mówiącym tytułem Requiem Father Kolbe. Oprócz niej, na płycie można również usłyszeć cztery wielkie dzieła koncertowe zmarłego kilka lat temu wybitnego polskiego kompozytora.

Z punktu widzenia fana muzyki filmowej to właśnie otwierające, 15-minutowe requiem jest najcenniejszą zdobyczą tego albumu. Muzyka Kilara utrzymana jest w jego typowej, żałobnej tonacji, rozważnie stawiane akordy i tempo od początku budują nastrój smutku i zadumy. Elegijnie grające instrumenty smyczkowe oraz powolny rytm fortepianu kreślą przejmującą atmosferę pogrzebowego marszu, przypominając choćby słynną III Symfonię Góreckiego. Suita jest zgrabnie podzielona na cztery części, natomiast pomiędzy nimi następuje wyciszenie w postaci powtórzenia tematu na cymbały, które wprowadza kolejny blok muzyki. W drugiej pojawia się nieco inny, cieplejszy w tonacji smyczkowy motyw, natomiast w trzeciej otrzymujemy minimalistyczną frazę z udziałem perkusji i grających intensywnie instrumentów smyczkowych. Czwarta to w końcu inspirujący, wspaniały hymn z wspomnianego na początku tekstu utworu. Kompozycja Kilara jest tu bardziej romantyczna, na swój sposób tryumfująca, zakończona mocną kodą. Bez wątpienia to wybitna, wyszukana dramaturgicznie muzyka i biorąc pod uwagę, że na tej quasi-kompilacji możemy posłuchać 15 minut z 25 minutowego score’u, fakt ów czyni tę suitę w dużym stopniu ekwiwalentem dla oryginalnego soundtracka.

Resztę wypełnionej po brzegi płyty stanowią prace klasyczne mistrza, na podstawie których powstawały liczne teksty, artykuły, analizy czy prace naukowe, toteż trudno napisać o nich coś odkrywczego (również biorąc pod uwagę, że zajmowały się tym umysły dużo tęższe niż ten tutaj…), ale postaram się odnieść do nich we własnym zakresie, bo zdecydowanie są tego warte. Napisane pod koniec lat 80-ych Orawa oraz Preludium Chorałowe stanowią swego rodzaju tandem. Choć ten pierwszy utwór skomponowany został dwa lata wcześniej, to ten drugi pomyślany jest do niego jako wstęp. Oba, jak również dwa kolejne utwory na Requiem odnoszą się w mocnym stopniu do folkloru podhalańskiego i muzycznej religijności. Preludium to kompozycja o dość delikatnym, introwertycznym brzmieniu. Kilar nie atakuje tu jakąś ekspresyjną formą, muzyka ma stworzyć pewną emocjonalną przestrzeń i dopiero w ostatnich minutach wchodzi w nieco powtarzalną strukturę, budując dramatyzm w specyficznym, pociągłym brzmieniu instrumentów smyczkowych. Orawa to dzieło mocniej operujące w tradycji muzyki góralskiej poprzez swoją dynamikę i ekspresję, z wyraźnie zarysowaną melodyką, na poły radosną, na poły zawadiacką (specyficznie grające skrzypce). W finale natomiast otrzymujemy robiącą wrażenie sekwencję na ekspresowe, „piłujące” wręcz instrumenty smyczkowe i chóralny okrzyk „hej!”.

Kościelec to utwór poświęcony innemu polskiemu kompozytorowi, Mieczysławowi Karłowiczowi, który w 1909 roku zginął przysypany lawiną w Tatrach. Kilar skomponował ten poemat symfoniczny na 75-lecie Filharmonii Narodowej. 19-minutowe dzieło buduje się powoli, by osiągnąć dramatyczne wyżyny w drugiej części. W końcowych minutach otrzymujemy coś na kształt pierwowzoru słynnego prologu z Draculi. Mocarna muzyka. Finisz stanowi jedno z najsłynniejszych dzieł kompozytora, czyli osławiony, niezwykle ekspresyjny Krzesany. Sporo miejsca temu utworowi w książeczce do wydania poświęca muzykolog Andrzej Chłopecki (tekst tylko po angielsku), omawiając szczegółowo tzw. polską szkołę kompozycji oraz tło historyczne powstania utworu. Szkoda jedynie, że o muzyce z filmu o bł. Maksymilianie Kolbe są ledwie dwa zdania… Ale nie jest to album skierowany raczej do fanów filmówki, więc można to zrozumieć. Tak czy owak, materiał zgromadzony na tej quasi-kompilacji to 80 minut wybitnej muzyki, muzyki wielkich emocji. I choć może dla mniej doświadczonych słuchaczy pewne rzeczy wydadzą się trudne i zbyt może ambitne (w kontekście tego, co dziś oferuje gatunek muzyki filmowej), te rzeczy trzeba po prostu znać. A samo Requiem to w kontekście muzyki filmowej rzecz definitywnie najwyższej klasy. Muzyka została nagrana przez dwie polskie orkiestry prowadzone przez min. często współpracującego z Kilarem Antoniego Wita. Paradoksem jest, że albumu trzeba szukać niestety poza Polską – szkoda, że takie sytuacje często dotyczą rzeczy wartościowych…

Najnowsze recenzje

Komentarze