Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Goldsmith

Rambo III

(2005)
4,0
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 15-04-2007 r.

John J. Rambo znowu w akcji. Tym razem nie zgodził się na wykonanie misji w Afganistanie, ale zmienił zdanie, kiedy dowiaduje się, że podczas wykonywania tego samego zadania został pojmany jego mentor pułkownik Samuel Trautman. Na misję ratunkową bohater zgadza się bez wahania. Po raz kolejny powstał film w jakimś sensie polityczny, czego dowodem są rozmowy granego ponownie przez Richarda Crennę dowódcy z przesłuchującym go rosyjskim oficerem. W pewnym momencie pojawia się wręcz określenie Afganistanu jako „radzieckiego Wietnamu”, z czym chyba należałoby się zgodzić sądząc po charakterze operacji i jej wyniku. Z powodu konfliktu natury artystycznej odszedł pierwszy reżyser filmu, znany z Nieśmiertelnego Russell Mulcahy. Zastąpił go względnie nieznany Peter MacDonald, który wcześniej był drugim reżyserem.

Ostatnią część trylogii po raz kolejny zilustrował Jerry Goldsmith. Znowu współpracował z inną orkiestrą, tym razem wybierając, jak dość często w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, symfoników węgierskich. Postanowił także podejść do filmu bardziej subtelnie, podobnie jak w Pierwszej krwi nieco psychologizując historię, a być może po prostu odwołując się do wątków politycznych. Najprawdopodobniej z tego samego powodu kompozytor dodał coś, czego nie było w żadnej dotychczasowej części trylogii – etnikę.

Rambo III to kolejny przykład dłuższego, w tym przypadku pełnego, wydania skomponowanej muzyki. Tym razem partytura wypełnia krążek prawie po brzeg, zajmując ponad 75 minut. Część została zastąpiona zarówno przez fragmenty ilustracji poprzedniej części (ściślej, Escape from Torture), jak i piosenkę w napisach końcowych (stworzył ją Giorgio Moroder, znany głównie z Oscarowego Midnight Express). Wydany przez Intradę album rozpoczyna Another Time, emocjonalny utwór oparty w dużej mierze na temacie z Pierwszej krwi. Napisy początkowe zaś ilustruje mroczne i mocno perkusyjne Preparations. Już tu widać podstawowe różnice między tą a poprzednimi dwiema ścieżkami trylogii. Ciekawe, że w każdym przypadku konwencja zostaje przedstawiona już na samym początku płyty. Dzięki temu od razu wiadomo, z czym mamy do czynienia.

Bardzo ciekawe jest to, że mimo podstawowych różnic w wyrazie poszczególnych części, cała trylogia jest wewnętrznie spójna. Dzieje się to dzięki wykorzystywaniu tematów i motywów z poprzednich odsłon, a także na opieraniu się na tych samych sztuczkach technicznych, które, zapewne już po Koziorożcu jeden weszły na stałe do muzycznego języka Jerry’ego Goldsmitha. Pierwsza krew była wściekła, druga część patriotyczna, trzecia – wyciszona i, czasami, wręcz romantyczna. Rambo III wyróżnia także etnika, którą po raz pierwszy słyszymy już w utworze drugim. W muzyce akcji, poza swoistym wyciszeniem, mamy do czynienia ze zwiększeniem repertuaru stosowanej rytmiki, bo pod tym względem dotychczasowe partytury trzymały się raczej ustalonego już brzmienia. Kompozytor zdecydowanie rozwinął elektronikę, być może nie używa jej w takim stopniu jak w części poprzedniej, ale, z wyjątkiem krótkich fragmentów wykorzystujących brzmienia z Rambo II (określone dość słusznie przez jednego z zachodnich twórców jako pierdzenie), jest ona zdecydowanie lepiej zaprogramowana.

Najbardziej wartościowym dodatkiem Goldsmitha w części trzeciej jest jednak temat Afganistanu. Melodia ta, naprawdę piękna, zalicza się do czołówki w karierze twórcy Rudy’ego. Można by się zastanawiać, czy nie jest to próba okazania empatii wobec napadniętego przez Sowietów narodu (Trautman zresztą mówi, że śmieszne jest dyskutowanie o pokoju i jednocześnie niszczenie całego narodu właśnie). Obecność tego tematu, bardziej dramatyczne aranżacje tego z Pierwszej krwi wpłynęły wydatnie na ilość muzyki akcji, której jest dużo mniej niż w napakowanej akcją części drugiej. Faktem jest, że wpływa to negatywnie na słuchalność, bowiem może zdawać się, że materiał jest nie dość ekscytujący, ale dzięki temu zyskuje on na emocjonalności i różnorodności. Nie uświadczymy w poprzednich odsłonach takich utworów jak chociażby Then I’ll Die, gdzie z początku dramatyczna aranżacja Afghanistanu przechodzi w dynamiczną wariację na ten temat. Nową melodię wprowadza The Aftermath, jeden ze smutniejszych kawałków na płycie.

Pierwszym utworem akcji sensu stricto jest The Game. Wprowadza z początku nowy temat akcji. Tempo jest nizsze niż w poprzednich częściach trylogii, ale za to więcej pracy dostają smyczki i dęte drewniane. Wykonanie Węgrów jest niewiele gorsze niż w poprzednich przypadkach, jednak wcale nie przestaje być ekscytujące. Mały powrót do wykonawczej wściekłości dostajemy w Flaming Village. Świetny jest tu dynamiczny motyw na rogi. Wydaje mi się, że właśnie tego typu materiał mocno wpłynął na kompozytora, który otwarcie przyznaje się do inspiracji Jerrym Goldsmithem – Jamesa Newtona Howarda. Następuje tu także powrót do jednego z charakteryzujących całą serię motywów, przechodząc w znany z Rambo II temat akcji. Świetna rzecz, chociaż to nie wszystko w tej materii, co trzecia część ma nam do zaoferowania.

Przyznam, że ja osobiście cenię większe zróżnicowanie muzyki do Rambo III. Goldsmith stworzył najbardziej dojrzałą partyturę z całej serii. Każdy z nowych tematów nie jest może na poziomie Home Coming, ale nie schodzi poniżej wysokiego poziomu, poziomu, którym zresztą charakteryzuje się większość twórczości kompozytora Omenu. Samo budujące napięcie underscore nie jest może tak ciekawe jak, czasami ciężkie, w części drugiej i plasuje się na drugim miejscu w całej trylogii. Np. niezbyt ciekawym utworem jest Night Entry (nie mylić ze świetnym, napakowanym akcją Night Fight).

Temat z The Aftermath zyskuje w drugiej połowie albumu na znaczeniu, pojawia się w większości utworów akcji, z których, po Night Fight najlepsze są The Showdown (z fragmentami nawiązującymi do rosyjskich motywów poprzedniej odsłony trylogii) i Final Battle. Ten ostatni zaczyna się od motywu i z The Game, później wróci też temat radzieckiego oficera z Rambo II, a pod koniec, zresztą dość często wykorzystywany w tej ścieżce, tamtejszy motyw akcji. Album zaś kończy I’ll Stay – suita zbierająca główne melodie z całej trylogii. Mamy więc scalający całość The Aftermath, dwukrotnie Afghanistan w pięknych aranżacjach, It’s a Long Road (w bardzo emocjonalnym wykonaniu) i motyw akcji z poprzedniej części.

Na koniec warto by podsumować całą trylogię. Myślę, że większość zgodzi się z twierdzeniem, że jest to jedna z najlepszych serii pod względem muzycznym. Jerry Goldsmith potrafił stworzyć muzykę wewnętrznie spójną, a jednocześnie wielce się różniących pod względem wyrazu. Pierwsza ścieżka jest pełna wściekłości, przyjmując punkt widzenia głównego bohatera, co w oczywisty sposób łączyło się ze społecznym przesłaniem filmu. Druga część zrezygnowała z wściekłości i socjologicznego zacięcia na rzecz czystej, patriotycznej akcji, która okazala się najbardziej ekscytującą poza filmem w całej serii. Najbardziej dojrzała jest część trzecia, łącząca porywającą akcję, romantyczną tematykę i budujące napięcie, choć nie pozbawione szczypty refleksji underscore. Z powodu najlepszej słuchalności, obiektywnie na najwyższym miejscu należy postawić Rambo II. Ja osobiście najbardziej lubię właśnie, może faktycznie czasem nudnawą, część trzecią. Właśnie za to, że jest zróżnicowana, nie pozbawiona swoistego romantyzmu i za znakomitą muzykę akcji. Niezależnie od tego, na którym miejscu którą część stawiamy trudno nie podziwiać kompozytora za stworzenie trzech ścieżek na naprawdę wysokim poziomie, takim, jakiego przez całą karierę nie osiągnie część będących dzisiaj na topie twórców. Każe mi to z lekkim niepokojem patrzeć na realizowaną właśnie przez Stallone’a część czwartą.

Najnowsze recenzje

Komentarze