Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Goldsmith

Papillon (Motylek)

(1973/2002)
-,-
Oceń tytuł:
Wojtek Wieczorek | 06-08-2014 r.

W 1931 Henri Charrière, były żołnierz i drobny przestępca zwany Motylkiem (fr. Papillon) został niesłusznie oskarżony o zabójstwo i zesłany do kolonii karnej na Diabelskiej Wyspie, słynącej z tego, że niemożliwe było z niej uciec. Do 1945 roku, kiedy został ostatecznie zwolniony, próbował zbiec aż 14 razy – wiele lat później opisał swoje wspomnienia w powieści, która przyniosła mu rozgłos i uznanie – Papillon. Niemal natychmiast po wydaniu, książka zainteresowała twórców filmowych. Projekt trafił do Hollywood, w rolę główną wcielił się najbardziej spośród amerykańskich aktorów lubiany przez Francuzów Steve McQueen (z partnerującym mu świetnym Dustinem Hoffmanem), a za kamerą stanął Franklin J. Schaffner. Reżyser do współpracy zaprosił już po raz czwarty swojego ulubionego kompozytora – Jerry’ego Goldsmitha.

Na potrzeby filmu amerykański artysta napisał piękny temat główny, nostalgiczną, walcową melodię, która w obrazie pełni rolę głosu głównego bohatera, wyraża jego tęsknotę za wolnością i nadzieje na ucieczkę. Mimo, że motyw ma się w pewnym stopniu kojarzyć z Francją ówczesnego okresu, Goldsmith nie tylko unika klisz, a wręcz je dekonstruuje (w dużej mierze dzięki sugestiom Schaffnera, o którym zresztą sam kompozytor powiedział, że był najbardziej „umuzykalnionym” z reżyserów, z którymi miał okazję współpracować). Przykładowo już w drugim utworze płyty, The Camp, Schaffner poprosił o dodanie głównego tematu wykonywanego przez akordeon. Początkowo Goldsmith odmówił, ponieważ utwór ten był atonalny, atakował słuchacza „wrzeszczącymi” blachami i ponurymi smyczkami, więc dodanie irytująco radosnego instrumentu nie pasowałoby do całości i naraziłoby film na śmieszność. Po głębszym namyśle i zrozumieniu wizji reżysera, kompozytor spełnił jego prośbę, a poprzez umiejętny instrumentalny aranż, dodaje scenie smutku, niepokoju i uwypukla tragiczną sytuację i tęsknotę bohaterów.

Ogólna koncepcja na score polegała na tym, aby muzyką ilustrować jedynie sceny, w których bohaterowie mają nadzieję lub szansę na wolność. Gdzieniegdzie jednak Goldsmith nagina te zasady, umuzyczniając groteskowe sceny snów głównego bohatera. Ponadto kompozytor całą ścieżkę (jak to miał w zwyczaju) opiera na temacie głównym, natomiast niemal wszystkie sceny akcji i niepokoju ilustruje atonalnymi utworami. Podczas całego seansu, jedynie kilka razy uświadczymy radośniejszej muzyki.

Jednym z takich utworów jest świetne Gift from the Sea, który razem z głównym tematem można postawić wśród czołowych dokonań twórcy. Track ilustruje sześciominutową, sielankową sekwencję, podczas której główny bohater trafia pod opiekę plemienia Indian. Jako, że w przez całą scenę nie pada ani jedno słowo, to właśnie muzyce powierzono całą narrację. Utwór oparty jest na prostej i delikatnej melodii na flet i etnicznej perkusji, które sugerują kulturowe i geograficzne miejsce akcji. Mimo, że temat jest naprawdę prosty i idylliczny, Goldsmith prezentuje tu swoją techniczną wirtuozerię poprzez delikatne wprowadzanie smyczków, drobne melodyczne figuracje i ozdobniki oraz ciekawe zestawienie barwowe. Ponadto po trzech minutach kompozytor dodaje do całości nieco niepokoju i ciemniejszych tonów (w końcu bohater znajduje się wśród nieznanych sobie ludzi i nie jest pewien, jaki los go czeka).

Ścieżka ta jest również ciekawa pod względem technicznym – mimo, że utwory takie jak The Camp czy Antonio’s Death mogą być trudne w odbierze na płycie, można docenić dzikie wejścia blach – Goldsmith zresztą wykorzystuje całą paletę efektów, jakie da się z ich pomocą stworzyć, nie szczędzi drapieżnej artykulacji, crescend i glissand. Ważną rolę pełni również fortepian, którego rytmiczne, basowe rejestry napędzają większość utworów akcji. Jednak najciekawszym jego wykorzystaniem zdaje się być partia z Reunion: grany przez smyczki temat Papillona, wyrażający jego radość ze spotkania z przyjacielem, zostaje skontrapunktowany chłodnym, stonowanym i podszytym niepokojem fortepianem. Koloru całej ścieżce dodają również liczne i króciutkie tryle na dęte drewniane (ponownie Gift from the sea czy Arrest).

Omawiane tu wydanie francuskie zawiera o pięć utworów więcej od wydania amerykańskiego i jest to praktycznie cała muzyka skomponowana na potrzeby filmu. W obu przypadkach album jest poukładany niechronologicznie. Najważniejszymi utworami znajdującymi się na tej płycie są fenomenalne Catching Butterflies – dynamiczny, ale delikatny zarazem, zwiewny i ulotny niczym same motyle utwór oparty na partiach dętych drewnianych, z typowo Goldsmithowskimi smyczkami. Ponadto zawarte zostały też utwory ilustrujące sen Papillona oraz jego próbę ucieczki przez granicę – fani Goldsmitha bez wątpienia rozpoznają charakterystyczny motyw na kwinty, który po delikatnej obróbce zostanie wykorzystany w The Wind and the Lion. Najciekawszym jednak dodatkiem zdaje się być końcowa piosenka Toi qui regarde la mer w wykonaniu Nicole Grisoni. Wypełniona przejmującym wokalem, ciekawymi wstawkami fortepianu i poetyckim tekstem nawiązującym do przestępczego życia Papillona na ulicach Paryża, stanowi nieco bardziej nostalgiczne zakończenie albumu, w stosunku do wydania amerykańskiego (w którym to Goldsmith pozwolił sobie na muzyczny komentarz dla samej kolonii karnej).

Ścieżka ta jest kolejnym dowodem na inteligencję jej twórcy, a temat główny i Gift from the Sea bez wątpienia zaliczają się do najważniejszych utworów jego kariery. Zarówno dla fanów kompozytora, jak i samej muzyki filmowej stanowi pozycję obowiązkową. Papillon stanowi również świetny przykład Silver Age’owskiego rozumienia filmu, w którym ilustracja zostaje ograniczona jedynie do kilku najważniejszych scen, podporządkowanych pewnej idei, nierzadko wynikającej z psychologii postaci. Poza tymi wszystkimi aspektami, ścieżka ta jest bardzo osobliwym przypadkiem idealnego zrozumienia na linii reżyser-kompozytor, w którym duża część genialnych decyzji ilustracyjnych wychodzi od twórcy filmu, a dzięki porozumieniu z muzykiem i jego ogromnemu talentowi, idee te zostają ze świetnym skutkiem przekute na ekran. Rzecz nie do pomyślenia w dzisiejszych czasach, a szkoda.

Najnowsze recenzje

Komentarze