Sonya Belousova, Giona Ostinelli

One Piece

(2023)
One Piece - okładka
Maciej Wawrzyniec Olech | 10-01-2024 r.

Jak umuzycznić świat tak różnorodny, tak… eklektyczny, jak z serii One Piece? Najlepiej zrobić to równie różnorodną i miejscami eklektyczną muzyką wydanej na soundtracku niebywałych rozmiarów.

Do trzech razy sztuka, musieli sobie pomyśleć włodarze Netlixa, kiedy zabrali się za adaptację mega popularnej serii anime pod tytułem One Piece. Ich dotychczasowe próby przeniesienia japońskiej kreski na produkcje aktorskie (tzw. Live Action Adaptation) były niezbyt udane, delikatnie mówiąc. A już mniej delikatnie można otwarcie powiedzieć, że adaptacje Death Note oraz Cowboy Beebop w wykonaniu Netftlixa zostały zmiażdżone przez widzów, a już w szczególności miłośników anime.

Dlatego kiedy znany serwis streamingowy ogłosił, że zabiera się za aktorską wersję One Piece, oczekiwania były więcej niż niskie. I ku ogólnemu zaskoczeniu, za trzecim razem Netflixowi w końcu wyszła adaptacja anime, ale też dlatego, że tym razem obrali oni bardzo bezpieczną drogę. Przede wszystkim twórca oryginalnej mangi i anime Eiichiro Oda, czuwał nad całym projektem. W efekcie powstała bardzo wierna adaptacja, która wielokrotnie wręcz kopiuje jeden do jednego, strony mangi, czy też sceny z serialu anime. Może i mało to oryginalne, ale z drugiej strony może i lepsze takie podejście niż kompletne przeinaczanie źródłowego materiału i skazywanie się na gniew jego fanów.

Braku oryginalności trudno zarzucić przedstawionemu światu i jego bohaterom. W ogóle ci, którzy nigdy nie mieli do czynienia z mangą, lub serialem anime liczącym na razie „zaledwie” 1083 odcinki (!) (datowane na styczeń 2024), oglądając serial Netflixa, mogą się pytać, chwytając za głowę: „Co ja właśnie oglądam?”. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z historią piratów poszukującego legendarnego tytułowego skarbu „One Piece”. Jednak piraci Eiichiro Ody różnią się od tych, jakich kojarzymy z książek i filmów. Pod względem ubioru mamy przekrój stylów i epok od pradawnych po współczesne trendy. Ich statki niby są drewniane, ale z drugiej strony w tym świecie mamy współczesne kuchnie, z elektrycznymi kuchenkami i lodówkami. Budzący grozę admirał posiada czapkę z podobizną misia… Można by podawać wiele takich przypadków, albo w skrócie określić świat One Piece jako „SUPER EKLEKTYCZNIE POMIESZANY”. Co nie ułatwia zadania w stworzeniu odpowiedniej do niego muzycznej oprawy. Starając się uchwycić tę różnorodność i ekranowe wariactwa, łatwo wykreować nieznośny, hałaśliwy bałagan. Na szczęście w przypadku ścieżki dźwiękowej do One Piece możemy mówić o dobrym, kolorowym, ale też uporządkowanym i o dziwo mającym sens… chaosie.

Jej autorami są Sonya Belousova i Giona Ostinelli, autorzy ścieżki dźwiękowej do pierwszego sezonu Wiedźmina od Netflixa. Już przy tamtym projekcie udowodnili, że potrafią tworzyć oryginalną, klimatyczną i niekonwencjonalną muzykę ilustracyjną, łączącą różne elementy i style. Nie inaczej jest w przypadku One Piece, projekcie, do którego sami się zgłosili. W obszernym wywiadzie dla “Collidera” Sonya Belousova i Giona Ostinelli powiedzieli, że są wielkimi fanami gatunku anime, w tym też serii One Piece. Dlatego jak usłyszeli, że powstaje adaptacja dla Netflixa, postanowili ubiegać się o angaż. W tym celu nakręcili trzyipółminutowy filmik, w którym zaprezentowali swoje pomysły na muzykę do tego serialu. Znalazły się w nim muzyczne tematy przypisane poszczególnym bohaterom, które to kompozytorzy sami wygrywali na najróżniejszych instrumentach. Jak widać, prezentacja ta na tyle spodobała się producentom z Netflixa, że ich zatrudnili. Duet kompozytorski uważa, że wszystkie te tematy, jakie wygrywali na tym demo, znalazły się później w serialu, gdzie mieli się cieszyć dość dużą swobodą twórczą. Mniej pomocny okazał się akurat Eiichiro Oda, który przesłał kompozytorom własną playlistę, która miała im pomóc zrozumieć stworzony przez niego świat. Składała się ona ponoć z najróżniejszych piosenek, w których między innymi znalazł się hit Eminema “Lose Yourself„. Dlatego też Sonya Belousova i Giona Ostinelli, grzecznie podziękowali twórcy One Piece i pozostali oni przy swoich tematach i własnej muzycznej intuicji. I bardzo dobrze, gdyż właśnie bogactwo tematyczne jest największą zaletą muzyki do tego serialu.

Każdy z głównych bohaterów, w tym też złoczyńcy, doczekali się osobnych muzycznych tematów. I, jako że postacie ze świata One Piece są tak różnorodne, czasami zwariowane i kolorowe, taki jest właśnie ten soundtrack, na którym znajdziemy najróżniejsze muzyczne style i gatunki. Mamy tu sporo tradycyjnej, epickiej orkiestry, utrzymanej w duchu pirackich przygód. Jednocześnie usłyszymy też popowe piosenki, gitarowe brzmienie, do których chce się tańczyć flamenco. Kiedy trzeba, skręcimy w rejony rapu, aby z drugiej strony otrzymać muzykę rodem z przedstawienia cyrkowego. Kiedy jednak wiemy, że jeden z piratów okazuje się  cyrkowym clownem, wybór ten staje się zrozumiały. Dochodzą do tego jeszcze elementy jazzowe, funku, jak i też muzyki folkowej. Tak też w skrócie mamy tutaj wybuchową mieszankę, przy której trudno się nudzić. Przy czym naturalnie nie jesteśmy bombardowani tymi wszystkimi gatunkami naraz. I jak wspomniałem, są one dobrze przypisane poszczególnym postaciom.

Mamy tu sporo tradycyjnej, epickiej orkiestry, utrzymanej w duchu pirackich przygód. Jednocześnie usłyszymy też popowe piosenki, gitarowe brzmienie, do których chce się tańczyć flamenco. Kiedy trzeba, skręcimy w rejony rapu, aby z drugiej strony otrzymać muzykę rodem z przedstawienia cyrkowego.

Wiadomo, ilość nie przekłada się  od razu na jakość. Na szczęście w przypadku One Piece nie mamy tylko ogrom tematów, ale są one także, pomysłowe, ciekawe, wyraziste i co najważniejsze – brzmią dobrze. Weźmy dla przykładu główny temat przypisany też głównemu bohaterowi Monkey D. Luffy’emu. Dla niego Sonya Belousova i Giona Ostinelli sięgnęli po linę korbową (zresztą nie po raz pierwszy w ich karierze, gdyż chętnie korzystali z niej też przy muzyce do pierwszego sezonu Wiedźmina). Dla zainteresowanych jest to instrument, który wydaje dźwięki pod wpływem tarcia koła, napędzanego korbą. Charakteryzuje się ono dość specyficznym brzmieniem, które można utożsamiać z piratami i ich szantami. Zresztą przy pirackim serialu Black Sails Bear McCreary sięgnął właśnie po linę korbową. Wracając do One Piece, Belousova i Ostinelli stworzyli bardzo wyrazisty i skoczny temat, który staje się muzyczną wizytówką tej serii. Na tym jednak nie koniec muzycznych  atrakcji. Inny członek załogi Luffy’ego, nawigatorka Nami, otrzymała bardzo ładny temat oparty w głównej mierze o dźwięk fletu. Zaś w oparciu o niego powstała ballada My Sails Are Set, którą wykonuje norweska piosenkarka Aurora. Trzeba przyznać, że dwójka tych kompozytorów ma talent do tworzenia takich chwytliwych hitów. Prawie każdy kojarzy ich piosenkę Toss a Coin To Your Witcher ze ścieżki dźwiękowej do wspomnianego tutaj Wiedźmina, która królowała na szczycie listy Billboard. A tutaj mamy kolejną piosenkę i kolejny przebój, który spodoba się miłośnikom muzyki filmowej i innych popularnych gatunków filmowych.

Innym członkiem załogi jest Zoro, który jest mistrzem szermierki i walczy on… trzema mieczami na raz (!). Tak, tak, to tego rodzaju świat, w jakim się znajdujemy. Sonya Belousova i Giona Ostinelli postanowili, stworzyć jego temat, przypisując każdemu z jego mieczy inny instrument. Jednym z nich jest flet bansuri, który nawet wygląda trochę jak miecz. Drugim jest bęben obręczowy, a trzeci miecz symbolizuje duduk. Brzmienie tych trzech instrumentów tworzy utrzymany w dalekowschodnim stylu, muzyczny temat Zoro. Z kolei Sanji, flirtujący kucharz z francuskim akcentem otrzymał temat z pogranicza jazzu i funku. Pasując do akcentu, jest też w tej jego muzyce coś „francuskiego”, nawet jeżeli opieramy się trochę na muzycznych i kulturowych stereotypach. Ostatni członek załogi Usopp, który marzy, aby zostać wielkim i dzielnym piratem, otrzymał temat na podstawie dźwięki ukulele z pewnymi elementami bluesa.

Powyżej omawiam wyłącznie tematy przypisane głównej załodze. A jak wspominałem, One Piece posiada całą masę barwnych postaci, do których zalicza się, chociażby najlepszy szermierz na świecie Dracule Mihawk. To jego temat oparty jest o wspomnianą wcześniej gitarę, która wygrywa rytmy idealne do tańca flamenco. Te gitarowe partie przypisane Mihawkowi brzmią naprawdę świetnie i wykonuje je artysta znany jako Marcin. A dokładniej chodzi o Marcina Patrzałka, polskiego gitarzystę, zwycięzcę dziewiątej edycji programu „Must Be The Music” i finalista 14. edycji programu „America’s Got Talent”.

.”…gitarowe partie przypisane Mihawkowi brzmią naprawdę świetnie i wykonuje je artysta znany jako Marcin. A dokładniej chodzi o Marcina Patrzałka, polskiego gitarzystę, zwycięzcę dziewiątej edycji programu „Must Be The Music” i finalista 14. edycji programu „America’s Got Talent”.”

Właściwie można byłoby jeszcze dalej analizować dalsze tematy przypisane poszczególnym postaciom, tylko wtedy recenzja ta byłaby równie długa co soundtrack. Tym samym dochodzimy do najbardziej problematycznego elementu tej ścieżki dźwiękowej – jej wydania.

Oficjalny wydany przez Netflix Music  album składa się z 79 (!) utworów i jego czas trwania to około 4 godziny! Brytyjski recenzent muzyki filmowej Jon Broxton z Movie Music UK mocno skrytykował to wydanie i oficjalnie ogłosił, że ze względu na czas trwania nie będzie go recenzował. Chociaż na marginesie, z trwającym 4,5 godzinnym wydaniem Orville: New Horizons już takich problemów nie miał i tamten soundtrack zrecenzował.

Przy czym rzeczywiście przejście przez ten soundtrack za jednym razem nie jest łatwe. Chyba, że ma się bardzo, ale to bardzo dużo wolnego czasu. I naturalnie nasuwa się pytanie, co też Sonya Belousova i Giona Ostinelli myśleli przy układaniu tego wydania, które naturalnie nie posiada wersji fizycznej? Cóż, dwójka kompozytorów we wspomnianym w tym tekście wywiadzie wyjaśnia, że tak ogromny album powstał z myślą o… fanach! Objaśniają oni, że kiedy wydali soundtrack do Wiedźmina (też bardzo długi album, nawiasem mówiąc) fani pisali im zażalenia, że nie wszystkie muzyczne momenty, które usłyszeli w serialu, znalazły się na wydanym albumie. Dlatego Belousova i Ostinelli postanowili wydać pełny score z serialu, aby nikt nie czuł się poszkodowany. Niestety takie posunięcie ma tyle samo plusów co minusów. Z jednej strony w czasach, kiedy większość osób słucha muzyki za pomocą Spotify i innych programów, twórcy nie muszą się martwić ograniczonym miejscem na nośnikach fizycznych. Plus każdy słuchacz może sobie sam układać i wybierać ulubione utwory. Z drugiej strony przy takim ogromie muzycznego materiału można zapomnieć o wydaniu płytowym  czy winylach. Nie wspominając, że takie muzyczne kolosy mogą też odstraszyć potencjalnych słuchaczy, gdzie wspomniany Jon Broxton  jest jednym z przykładów. Słuchanie czterogodzinnego albumu za jednym zamachem, jest mimo wszystko sporym wyzwaniem. Plus muzyczne krążki powinny wiązać się z przyjemnością, a nie trudem, czy wręcz wyzwaniem.

Trudno powiedzieć coś złego o oprawie dźwiękowej do One Piece. Jest ona ciekawa, pomysłowa i równie kolorowa i miejscami zwariowana co sam serial. I w obrazie rzeczywiście spisuje się bardzo dobrze, dodając mu odpowiedni klimat i tożsamość. Na albumie też znajdziemy wiele świetnych momentów, chwytliwych tematów, udanych piosenek i pirackiej przygody. Tylko właśnie prezentacja tej muzyki na tym ogromnym albumie może niepotrzebnie zrazić potencjalnych słuchaczy. A szkoda, gdyż Sonya Belousova i Giona Ostinelli stworzyli naprawdę dobry i bogaty soundtrack, który spokojnie mógłby towarzyszyć nam podczas rejsu… bardzo długiego rejsu.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.