Jak umuzycznić świat tak różnorodny, tak… eklektyczny, jak z serii One Piece? Najlepiej zrobić to równie różnorodną i miejscami eklektyczną muzyką wydanej na soundtracku niebywałych rozmiarów.
Do trzech razy sztuka, musieli sobie pomyśleć włodarze Netlixa, kiedy zabrali się za adaptację mega popularnej serii anime pod tytułem One Piece. Ich dotychczasowe próby przeniesienia japońskiej kreski na produkcje aktorskie (tzw. Live Action Adaptation) były niezbyt udane, delikatnie mówiąc. A już mniej delikatnie można otwarcie powiedzieć, że adaptacje Death Note oraz Cowboy Beebop w wykonaniu Netftlixa zostały zmiażdżone przez widzów, a już w szczególności miłośników anime.
Dlatego kiedy znany serwis streamingowy ogłosił, że zabiera się za aktorską wersję One Piece, oczekiwania były więcej niż niskie. I ku ogólnemu zaskoczeniu, za trzecim razem Netflixowi w końcu wyszła adaptacja anime, ale też dlatego, że tym razem obrali oni bardzo bezpieczną drogę. Przede wszystkim twórca oryginalnej mangi i anime Eiichiro Oda, czuwał nad całym projektem. W efekcie powstała bardzo wierna adaptacja, która wielokrotnie wręcz kopiuje jeden do jednego, strony mangi, czy też sceny z serialu anime. Może i mało to oryginalne, ale z drugiej strony może i lepsze takie podejście niż kompletne przeinaczanie źródłowego materiału i skazywanie się na gniew jego fanów.
Braku oryginalności trudno zarzucić przedstawionemu światu i jego bohaterom. W ogóle ci, którzy nigdy nie mieli do czynienia z mangą, lub serialem anime liczącym na razie „zaledwie” 1083 odcinki (!) (datowane na styczeń 2024), oglądając serial Netflixa, mogą się pytać, chwytając za głowę: „Co ja właśnie oglądam?”. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z historią piratów poszukującego legendarnego tytułowego skarbu „One Piece”. Jednak piraci Eiichiro Ody różnią się od tych, jakich kojarzymy z książek i filmów. Pod względem ubioru mamy przekrój stylów i epok od pradawnych po współczesne trendy. Ich statki niby są drewniane, ale z drugiej strony w tym świecie mamy współczesne kuchnie, z elektrycznymi kuchenkami i lodówkami. Budzący grozę admirał posiada czapkę z podobizną misia… Można by podawać wiele takich przypadków, albo w skrócie określić świat One Piece jako „SUPER EKLEKTYCZNIE POMIESZANY”. Co nie ułatwia zadania w stworzeniu odpowiedniej do niego muzycznej oprawy. Starając się uchwycić tę różnorodność i ekranowe wariactwa, łatwo wykreować nieznośny, hałaśliwy bałagan. Na szczęście w przypadku ścieżki dźwiękowej do One Piece możemy mówić o dobrym, kolorowym, ale też uporządkowanym i o dziwo mającym sens… chaosie.