Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Michał Lorenc

Michał Lorenc – Moje Filmy (kompilacja)

(1999)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

W przeciwieństwie do miłośników muzyki popularnej, fani soundtracków mają diametralnie inne spojrzenie na wszelkiego rodzaju kompilacje, tzw. „The best of…” Jak to możliwe? W przypadku mniej skoniunkturalizowanego środowiska muzyki filmowej, tego typu płyty są często jedyną możliwością, na zaprezentowanie nigdy dotąd niewydanych utworów. Co ciekawe Polska wcale nie odstaje na tym polu od zachodu, a wręcz w wielu wypadkach rodzime wydawnictwa przewyższają to co produkują zagraniczne firmy.

Przykładem bardzo dobrej kompilacji jest wymyślona przez firmę Pomaton EMI, wspólnie z miesięcznikiem „Film” seria Moje Filmy. Seria która zakładała prezentowanie rodzimej muzyki filmowej. Na pierwszy ogień poszedł nasz najbardziej „słuchalny” kompozytor Michał Lorenc. I to jego kompilację postanowiłem wziąć na warsztat.

Z polską muzyką filmową, jak wiadomo wiąże się jeden podstawowy kłopot – generalnie nie wydaje się jej prawie wcale. Szczególnie obecnie. Czasy, z których pochodzi ten album (1999 r.), były swoistym przypieczętowaniem renesansu komercyjnego polskiej muzyki filmowej. Renesansu, który chyba już bezpowrotnie przeminął. Nie mam na myśli jakości rodzimych partytur, lecz ogólną śmierć rodzimego rynku soundtracków. Śmierć spowodowaną zarówno brakiem pieniędzy na krajowe kino, jak i (może przede wszystkim) pasożytniczą działalnością standardu wymiany P2P, który może i nie stanowi dużego zagrożenia dla masowej muzyki pop, lecz w przypadku skromnego środowiska odbiorców scorów, jego istnienie wywołało poważne reperkusję, które doprowadziły do tego, iż dziś nie wydaje się niemal zupełnie ilustracyjnej muzyki filmowej. A szkoda, gdyż jeśli przyjrzeć się bliżej, rodzime dzieła nie tylko nie odbiegają od standardów światowych, lecz co więcej posiadają własny, niepowtarzalny głos, a ich poziom artystyczny jest częstokroć o niebo wyższy niż w dużej mierze rzemieślnicze, napisane pod sznurek produkcje amerykańskie. „Michał Lorenc – Moje Filmy”, to płyta która jest doskonałym dowodem na moje słowa.

Wydaje się, że album ten to niemal idealny soundtrack dla początkujących fanów, muzyki filmowej. Stanowi on bowiem wybór najciekawszych (zdaniem samego kompozytora) utworów z przeróżnych filmów. Mamy więc oczywiście „Bandytę”, „Osaczonego”, „Prowokatora”, „Złoto Dezerterów”, „Blood and Wine”. Same perełki. Ale skoro jest to kompilacja to czy nadaję się ona tylko i wyłącznie dla osób nie znających twórczości kompozytora? Trzeba sobie jasno powiedzieć, że nie do końca. Wydanie bowiem prezentuje kilka utworów albo niewydanych („Jak Narkotyk”, „Pamiętnik Znaleziony w Garbie”, „Deborah”, sztuka teatralna „Mistrz i Małgorzata”), albo bardzo ciężko dostępnych (muzyka z filmu Doroty Kędzierzawskiej „Nic”, która jak dotąd istnieje jedynie w rarytasowej wersji promocyjnej, czy niezwykle rzadkie 300 mil do Nieba). Owszem ci, co znają twórczość Lorenca mogą się kłócić, czy wybrano właściwe utwory, utwory które rzeczywiście pokazują twórczość kompozytora w miarę reprezentatywne. Jako osoba, która przesłuchała już troszkę partytur artysty nie dostrzegam tutaj większych błędów. Owszem można byłoby dodać jeszcze kilka tracków (więcej muzyki z Prowokatora, Zabić Sekala czy Złota Dezerterów), rozumiem jednak, iż względy marketingowe takich prezentów zabraniają. Żałować natomiast należy, że kompilacja nie zawiera fragmentów z takich filmów jak choćby „Łowca – Ostatnie starcie”, „Wow”, „Kroll” czy przede wszystkim filmy dokumentalne – świetne „Całopalenie”. To właśnie jest moim zdaniem największy minus wydania. Być może zmarnowano bowiem jedyną szansę na to, aby światło dzienne ujrzała ta piękna muzyka, owe pojedyncze utworki pałętające się gdzieś po telewizyjnych produkcjach dokumentalnych. Wiem, że piszę teraz z pozycji fana muzyki filmowej, stąd proszę nie brać moich narzekań do końca poważnie, wszak czepiam się nie samej muzyki – bo czego tu się czepiać jak mamy do czynienia z samymi szlagierami – tylko zrzędzę, że chciałbym więcej, no ale to takie małe zboczenie zawodowe każdego krytyka…

„Michał Lorenc – Moje Filmy” to muzyka najwyższych lotów artystycznych, będąca jednocześnie stosunkowo łatwa i na pewno przyjemna w słuchaniu. Muzyka w której odnaleźć możemy przeróżne emocje: od modlitewnej zadumy (Dolina Chochołowska, Wiara), do refleksji (chyba nawet ciekawszej od Griega) na temat budzącego się poranka (Świt). Mamy miłość (Exit in Golden, Kołysanka), oraz nienawiść (Pogoń, lekarstwa, karabiny). Obecne są tu zatem wszystkie najważniejsze składniki definiujące prawdziwego człowieka, składniki które w jakiś sposób odsłaniają nam duszę samego artysty, odbijają jego emocję. Co więcej słuchając tej płyty zdajemy sobie sprawę jak bardzo muzyka autora Bandyty buduje nastrój, implikując w naszą wyobraźnie obraz bez fizycznego obrazu. Ten paradoks to cecha, która w mojej opinii pozwala odróżnić rzemieślnika od artysty. Polski kompozytor ją posiadł i to już jest powód dla którego powinien znajdować się w panteonie największych rodzimych kompozytorów muzyki filmowej.

PS. W powyższej recenzji autor ograniczył się do analizy wartości płyty jako kompilacji, unikając opisywania poszczególnych utworów, pochodzących z różnych płyt. Taki zabieg spowodowany został planami odnośnie zrecenzowania zawartych w niniejszym wyborze albumów („Osaczony”, „Blood and Wine”, „Złoto Dezerterów”, „Zabić Sekala”, „300 mil do nieba”, „Nic”).

Najnowsze recenzje

Komentarze