Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Craig Armstrong

Me Before You (Zanim się pojawiłeś)

(2016)
4,3
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 23-10-2023 r.

Można powiedzieć, że Craig Armstrong jest w pewnym sensie ekspertem od filmów i co za tym idzie, miłosnych soundtracków. Naturalnie ograniczenie jego bogatej filmografii wyłącznie do tego jednego gatunku byłoby niesprawiedliwie. Mimo wszystko jak spojrzymy na takie jego tytuły jak Romeo i Julia, Love Actually, czy Far From The Madding Crowd, trudno odmówić mu smykałki jeżeli chodzi o romantyczne ścieżki, czego dobrym przykładem jest ta do Me Before You.

 Film jest dość wierną adaptacją znanej powieści Jojo Moyes o tym samym tytule (polskie tłumaczenie Zanim się pojawiłeś). I opowiada on historię Louisy Clarke, zwanej „Lou”, która zostaje zatrudniona przez zamożną rodzinę, aby opiekowała się ich sparaliżowanym synem Willem. Jest on jednak bardzo trudnym i wymagającym pacjentem. Ciągle jest w paskudnym nastroju i wspomina szczęśliwe życie bogatego playboya przed wypadkiem. Jest przy tym też złośliwy i stara się uprzykrzać pracę Lou, jak tylko się da. Ona jednak się nie zraża. Jej upór,  pozytywne, czasami naiwne nastawienie do życia, sprawi, że nie tylko znajdą wspólny język, ale też narodzi się między nimi uczucie. Tylko zważywszy na stan zdrowia Willa, czy związek ten może liczyć na szczęśliwe zakończenie? Tym bardziej, że Will ma zupełnie inne plany od Lou.

Od razu można powiedzieć, że Me Before You nie jest klasycznym filmem romantycznym. Porusza on ważne i problematyczne kwestie, balansując zgrabnie między komedią, a dramatem. Na pewną największą zaletą obrazu Thei Sharrocck są kreacje aktorskie, ze specjalnym wyróżnieniem Emilii Clarke, jako Louisy „Lou”… Clarke. Wydaje się ona stworzona do tej roli, niosąc film swoją energią. Sam Claflin jako Will, jest równie przekonujący i czuć między głównymi bohaterami chemię, co jest w sumie najważniejsze dla filmów romantycznych. Podczas seansu warto też mieć przygotowanych parę chusteczek na otarcie łez, gdyż naprawdę potrafi on wzruszyć.

Swoją urodą potrafi też wzruszyć muzyka Craiga Armstronga. Nawet jeżeli na pierwszy rzut oka/ucha, może nie wydawać się jakoś wielce odkrywcza i brzmi dokładnie tak, jak po tego typie gatunku można się spodziewać. Mamy więc delikatne dźwięku fortepianu, wspomagane ciepłą i uroczą orkiestrą. Czasami szkocki kompozytor wspomaga się nienarzucającą muzyką elektroniczną i lekkim brzmieniem gitary elektrycznej. Tym też daje tej ścieżce bardziej współczesne zabarwienie. Pewną przewidywalność nie należy od razu odebrać jako krytykę tej muzyki. Nie każda ścieżka dźwiękowa musi być oryginalna i zaskakiwać swoim niekonwencjonalnym brzmieniem. Tym bardziej, że ta tutaj, naprawdę dobrze pasuje do tego obrazu i potrafi zostać w pamięci. Mamy tu na myśli, przede wszystkim, bardzo ładny i wyrazisty temat miłosny przypisanym naszym bohaterom. Służy jako on motyw przewodni tej ścieżki i przewija się przez nią w wielu ładnych i ciekawych aranżacjach. Przy czym najlepiej prezentuje się w rozpisanej na orkiestrę wersji, którą możemy usłyszeć w otwierającym, ponad 7-minutowym kawałku Me Before You Orchestral. Zaczyna się on od wspomnianego dźwięku pianina, które wygrywa ładną i chwytliwą melodię. Z czasem dołącza pełna orkiestra, która kończy ten utwór w wręcz triumfalnym stylu. Jest to najjaśniejszy i najbardziej wyrazisty element tego score’u. Co nie znaczy, że reszta jest mniej ciekawa. Chociaż trochę szkoda, że na powitanie od razu otrzymaliśmy najlepszy utwór.

Romantyczne brzmienie naturalnie dominuje tę ścieżkę dźwiękową. Na szczęście nigdy nie ma się uczucia „przesłodzenia”, a muzyka Szkota też nie popada w kicz. Nie możemy też zapominać, że ciężka kondycja Willa, gra w tym filmie bardzo ważną rolę. I odnajdziemy to także w muzyce szkockiego kompozytora, która kiedy trzeba potrafi przybrać mroczniejszy i bardziej dramatyczny ton.

Swoją urodą potrafi też wzruszyć muzyka Craiga Armstronga. Nawet jeżeli na pierwszy rzut oka/ucha, może nie wydawać się jakoś wielce odkrywcza i brzmi dokładnie tak, jak po tego typie gatunku można się spodziewać

Przez większość czasu muzyka Craiga Armstronga jest ładna, ciepła i przyjemna w odsłuchu. I trochę szkoda, że jej pełen potencjał łatwiej odkryć na albumie niż w samym filmie. Tam musi się zmierzyć z częstym i poważnym zagrożeniem, jakie spotka się w filmach romantycznych, a mianowicie PIOSENKAMI!!! Mimo, że jak wspomniałem Me Before You nie jest klasycznym przedstawicielem tego gatunku, to jeżeli chodzi o oprawę muzyczną, tak został potraktowany. Oznacza to, że w filmie znalazły się piosenki, głównie gatunku pop, takich wykonawców jak Ed Sheearan, czy Jessie Ware. I to właśnie ich kompilacja, a nie score Armstronga doczekały się fizycznego wydania od Interscope Records. Nie mogę powiedzieć, aby ta składanka była zła, czy też w jakimś konkretnym sensie szkodziła obrazowi i poszczególnym scenom. Ale z drugiej strony film by nie stracił, a może wręcz zyskał, gdyby piosenek w nim nie było. A zamiast tego wybrzmiewałaby głównie muzyka Craiga Armstronga.

W obrazie score szkockiego kompozytora może sprawiać wrażenie trochę poszatkowanego. I tak spora w tym „zasługa” wyżej wspomnianych piosenek. Mimo to ścieżka potrafi się w tym obrazie dobrze odnaleźć i kiedy trzeba potrafi go także nieść. Mam tutaj na uwadze przede wszystkim ten bardzo ładny miłosny temat. Ale wiadomo i też inne pomniejsze kawałki i momenty mogą się podobać i dobrze wypełniają swoją rolę. Dlatego też bardzo możliwe, że po seansie jeszcze bardziej docenimy tę muzykę i uronimy do niej niejedną łzę.

Niestety jak wspomniałem, w przeciwieństwie do piosenek, score nie doczekał się fizycznego wydania. Wydany w formie „digital” przez WaterTower Music album zawiera większość oryginalnej muzyki, jaka znalazła się w filmie. Jego długość jest optymalna i na pewno jest on warty przesłuchania. Znajomość obrazu nie jest przy tym aż tak ważna, ale i tak go polecam. Książka też jest dobra, a więc w sumie polecam ją, film oraz muzykę Craiga Armstronga do niego.

Trudno powiedzieć, czy w kategoriach miłosno-muzycznych Me Before You można postawić na równo z Romeo i Julią, Love Actually, czy Far From The Madding Crowd. Ale bez wątpienia dobrze się wpisuję w tę listę romantyczno-dramatycznych score’ów Craiga Armstronga. Do tego stopnia, że mając do czynienia z tą ładną, ciepłą, wzruszającą muzyką, czy to w obrazie, czy na albumie, można rzec, że Craig Armstrong jest w pewnym sensie ekspertem od filmów i soundtracków miłosnych.

Najnowsze recenzje

Komentarze