Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Patrick Doyle

Ligne Droite, La

(2011)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 26-08-2011 r.

Młoda imigrantka Leila wychodzi z więzienia, do którego trafiła po nieumyślnym spowodowaniu śmierci swojego narzeczonego. Rzuca na ziemię swój bagaż, zakłada sportowe obuwie i zaczyna biec przed siebie. Wkrótce przypadkowym zrządzeniem losu stanie się trenerem niewidomego biegacza, który próbuje odzyskać sprawność po wypadku i wystartować w zawodach dla niepełnosprawnych.


Po niepokojącej ciszy otaczającej więzienie na odludziu, biegowi Leili towarzyszy znakomita muzyka Patricka Doyle, współpracującego z reżyserem Regisem Wargnier już po raz siódmy. Kameralna praca, wykonana przez ledwie 11-osobowy zespół muzyków (artyści z The London Symphony Orchestra oraz sam kompozytor na fortepianie), niesie ze sobą echa zarówno wcześniejszych prac Szkota (East-West), jak i dorobku tuzów minimalizmu: Philipa Glassa oraz Michaela Nymana. Z punktu widzenia fana muzyki filmowej niebagatelne znaczenie ma fakt, iż ilustracja Doyle’a jest w połączeniu z obrazem bardzo dobrze wyeksponowana, a Wargnier wielokrotnie pozwala muzyce prowadzić sceny, pozostawiając jej wiele przestrzeni. W rezultacie ścieżka nie ginie w natłoku dźwięków i dialogów, a wręcz przeciwnie – okazuje się dla nich równorzędnym partnerem, który wznosi film na wyższy poziom.

Pomysł ilustracyjny Doyle’a zachwyca na kilka sposobów. Po pierwsze, motoryka głównego tematu, prowadzonego przez smyczki i fortepian, nadaje pulsu całemu filmowi. Znakomitym tego przykładem jest Seeing Her Son, gdzie muzyka dynamizuje statyczną pierwotnie scenę (główna bohaterka obserwuje z daleka swojego syna, z którym od pójścia do więzienia nie miała kontaktu). Po drugie, mimo pozornego braku elastyczności, temat przewodni ulega co jakiś czas ciekawemu przemodelowaniu: raz podkreśla dramaturgię biegu (Leila Runs Free), innym razem opisuje narastającą desperację (Stealing a Car), łączy ekspresyjność z dużą wrażliwością (bardzo efektowny w filmie Training Breakthrough), czy wreszcie intensyfikuje ekscytację, poczucie bliskości sukcesu i nadziei (Leila’s Past). Za pomocą jednej minimalistycznej formy kompozytorowi udaje się więc oddać różne skomplikowane stany emocjonalne. Również w oderwaniu od tematu głównego ścieżka wypada bardzo przekonująco: w First Training muzyka nie rozpędza się, bohaterowie przy pierwszej próbie wspólnego biegu nie mogą złapać rytmu, co Doyle odzwierciedla rezygnacją z minimalistycznej formuły i zastąpieniem jej smyczkowym lamentem bezsilności.

Najbardziej jednak wartościowym elementem La Ligne Droite, zdobywającym ścieżce ocenę maksymalną w kategoriih ilustracyjnej, jest jej płaszczyzna „znaczeniowa”. Doyle zdołał bowiem przy pomocy bardzo prostej na pozór, bezpośredniej formuły, ubrać filmową opowieść w dodatkową płaszczyznę interpretacyjną. Znakomitością pod tym względem jest Suspension Bridge. Leila, z dala od bieżni i treningów, spędza dnie na mozolnej pracy w fabryce; powolną, statyczną i przytłaczającą sekwencję Doyle okrasza tymczasem dynamiczną aranżacją tematu przewodniego, budując w ten sposób piękną metaforę wewnętrznego pędu i nieustępliwości bohaterki, metaforę rytmu jej życia, pulsującego także z dala od toru wyścigowego. W takich momentach ilustracja Szkota wzbudza szczególny podziw, wydobywa bowiem z opowieści to, co na pierwszy rzut oka niewidoczne i co zagrzebane jest gdzieś w głębi psychiki Leili. Dzięki muzyce postać ta nabiera szlachetnego, heroicznego niemal rysu, który nie jest wyidealizowany, ale posiada ludzki wymiar.

Wszystkie te pochwały bledną nieco przy kontakcie z albumem, ten bowiem przy autonomicznym odsłuchu jest doświadczeniem po prostu uciążliwym. O ile w filmie jednostajne, powtarzalne i pokrewne sobie motywy wypadały świetnie (dawkowane były oszczędnie, a ponadto rozdzielały je sceny pozbawione ilustracji, oparte o ciszę bądź dialogi), o tyle schematyczność minimalistycznej formuły sprawia, że ledwie 40-minutowa płyta potrafi znudzić i zmęczyć. Trudno winić tu jej produkcję, gdyż inna chronologia utworów nie wpłynęłaby specjalnie na przyjemność odsłuchu; problem tkwi w kształcie samej muzyki, która w krótkich utworach nieustannie przetwarza te same pomysły kompozycyjne i aranżacyjne. Przemieszanie utworów nie poprawiłoby sytuacji, gdyż niemal każdy z nich utrzymany został w tej samej konwencji. Zamiast tego przearanżowany album wprowadziłby zamieszanie narracyjne – w utworach od 12 do 14 zamieszczono trzy wersje tego samego tematu, co drażni swoją łopatologią (zwłaszcza biorąc pod uwagę częstotliwość, z jaką temat pojawia się już wcześniej), z drugiej jednak strony przycięcie tej sekwencji byłoby tak naprawdę okaleczeniem opowieści.

Do samego finału płyty takie sytuacje będą się powtarzać i z perspektywy producenckiej niewiele można na to poradzić. Uciążliwy odbiór to wada samej muzyki, która mimo błyskotliwości w kategoriach ilustracyjnych ma słuchaczowi do zaoferowania niewiele świeżego materiału. Na początku bywa efektowna, ładna i inspirująca, potem natomiast, przy choćby chwili nieuwagi ze strony słuchacza, zamienia się w ciąg jednakowych sekwencji. W związku z powyższym można się zastanawiać, czy lepszym dla La Ligne Droite wyborem nie byłaby przekrojowa suita, aniżeli pełna albumowa narracja.

Mimo jednak wspomnianych niewygód, jest to muzyka, która potrafi oczarować i która głęboko zapada w pamięć. Z historii, która w rękach mniej zdolnego wyrobnika pobrzmiewałaby tapeciarskimi frazami, udało się Doyle’owi skleić ścieżkę przemawiającą własnym głosem, co wśród soundtrackowego rzemiosła naszych czasów samo w sobie jest już niebanalnym osiągnięciem. O ile wszystkie Thory i Genezy planety małp to tylko kolejne trybiki hollywoodzkiej machiny, o tyle La Ligne Droite, mimo swoich słabostek, potrafi oczarować pomysłem, jego realizacją oraz sugestywnością. Za to mocne cztery gwiazdki.

Najnowsze recenzje

Komentarze