Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Philip Glass

Illusionist, the (Iluzjonista)

(2006)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Prawie każdy rok w kinematografii amerykańskiej przynosi pewną prawidłowość pod postacią filmów podejmujących podobną tematykę. W roku 2006 padło na temat z rzadka podejmowany przez filmową taśmę. Obok Christophera Nolana i jego ”Prestiżu” ukazał się również dobrze odebrany zarówno przez publiczność jak i krytykę ”Iluzjonista” Neila Burgera. Reżyser ten o napisanie muzyki poprosił nie byle jaką personę, bo Philipa Glassa, który coraz śmielej i częściej poczyna sobie na salonach muzyki filmowej. Przez kinomanów jest już nie kojarzony tylko z ekstrawaganckimi filmami dokumentalnymi ale pisuje do zwykłego kina fabularnego (”Złodziej życia”, ”Mroczne dziedzictwo”), niekoniecznie muszącego inspirować powstawanie rzeczy muzycznie nietuzinkowych i wiekopomnych… Pomny tego kompozytor stworzył więc muzykę, którą mógłby tak po prawdzie napisać „z zamkniętymi oczyma” a jednocześnie zachowującą pewien poziom, którego należy się po nim spodziewać. Wyciągnijmy więc wreszcie tego królika z kapelusza i coś o tym powiedzmy…

„Iluzjonista” jest wzorcowym przejawem twórczości Philipa Glassa. Ameryki nie odkryję, jeżeli napiszę, że w jego przypadku kompozycja oparta jest o brzmienie klasyczne, wzbogacone gdzieniegdzie delikatnymi ozdobnikami w dziedzinie instrumentacji i oczywiście aż oddycha minimalizmem. Bynajmniej nie chcę w tym miejscu bezsensownie pouczać co bardziej zaprawionych w soundtrackowych bojach Czytelników i wyjaśniać reguł minimalistycznego grania, lecz chciałbym akurat na bazie tej ścieżki dźwiękowej zwrócić uwagę na strukturę muzyki, którą prezentuje Glass. Otóż lwia część utworów „Iluzjonisty” oparta jest na pewnym wzorze, który jest jednym ze znaków rozpoznawczych Nowojorczyka. Niech przykładem będą „wyprawiające” minimalistyczne figury smyczki, ponad które kompozytor wrzuca czy to inną melodię wygrywaną przez solowy instrument/sekcję, czy też rytmikę, którą stanowią np. kotły czy uderzane talerze. Jest to oczywiście wielkie uproszczenie, ale biorąc pod uwagę rozległe dokonania Glassa na arenie klasycznej oraz jego sukcesy filmowe, akurat ten aspekt „Iluzjonisty” słuchacza obytego z tym autorem zupełnie nie zaskoczy. Czasami, mimo niekłamanego podziwu dla twórcy, mam wrażenie, że repetytywność muzyki Glassa odbija się również na oryginalności jego prac, szczególnie tych filmowych. Nie inaczej jest z „Iluzjonistą”, w którym możemy się doszukać ech jego poprzednich soundtracków, a „Godzin” w szczególności. Jednak na szczęście tak łatwo muzyki z filmu o magii i iluzji zaszufladkować się nie da.

Muzyka Glassa przeważnie kojarzy się z dużą emocjonalnością, ekspresją oraz melancholią, czymś co zwykle uważa się (a szczególnie na polu muzyki filmowej) za odczucia estetycznie „wyższe”. ”Iluzjonista” z kolei przedstawia materiał oraz odczucie, które rzadko od razu można skojarzyć z Glassem: atrakcyjność. Score może nie jest ani sensacyjnie oryginalny (czytelne nawiązania do wspomnianych ”Godzin”; częściowo można zarzucić mu nawet pewne ”jechanie” na auto-pilocie) ani powalający pod względem technicznym (polecam szczególnie twórczość klasyczną kompozytora!), jednak cechuje go bardzo dobra słuchalność i odbiór. Być może ”Iluzjonista” jest najbardziej jak dotąd mainstremowym dziełem filmowym autora. Autora, którego często określa się mianem kompozytora wspaniałego, lecz jako kiepskiego kompozytora filmowego. Glass tak jakby pojął wreszcie arkana pracy nad filmem i ubarwił muzykę elementami chleba powszedniego muzyki filmowej. Objawia się to tak w pewnym „przygodowym” polocie ścieżki, w ekscytacji, którą osiąga nie wręcz matematycznymi, wykalkulowanymi orkiestracjami (tudzież rytmami), ale elementem podziwu (The Orange Tree), swoistą muzyką „akcji” (ale nie do końca udaną) albo też rytmami wojskowymi (The Locket). Można powiedzieć, że role się odwróciły, bo to tym razem Glass podpatruje innych kompozytorów filmowych, po tym jak ci ”pożyczją” sobie jego stylistykę w 2/3 dzisiejszych prac…

Jak spisuje się ”Iluzjonista” pod względem tematycznym? Uważam, że dość dobrze. Chociaż w przypadku Glassa (podobnie jak Kilara czy Nymana) trudno mówić o klasycznej tematyce filmowej, to każdy z utworów w pewnym sensie prezentuje to trochę odmienne to znów powtarzając się motywy, takie małe muzyczne laurki. Odbiorowi płyty jako całości pomaga również dość dobry montaż, gdzie rozbicie jej na około 2-3 minutowe fragmenty, prezentuje dość różnorodny materiał. Uwagę zwróci z pewnością tytułowy utwór i „temat”, gdzieś tam oparty na ”Godzinach”, a z pewnością zapamiętany będzie finałowy kawałek Life in the Mountains, w którym w znajomy dla siebie sposób Glass tworzy magiczny splendor poprzez wprowadzenie falujących, opadająco-wzrastających sekwencji na sekcję smyczkową. Obok tego, próbki mistrzostwa w przekazywaniu bardzo silnych emocji poprzez minimalizm dadzą nam takie utwory jak np. Sophie – chyba najlepszy utwór na całej płycie. Do słabszych momentów należy przede wszystkim druga połowa albumu, a szczególnie – oględnie mówiąc – słaba muzyka akcji (utwór 19), w której to gdzieś wyparowuje polot i ekscytacja z początkowej jego fazy. Ten stan rzeczy zostaje nam dopiero wynagrodzony we wspomnianym utworze finałowym.

Trudno określić ”Iluzjonistę” jakimś wielkim przełomem czy dokonaniem w gigantycznej karierze Philipa Glassa. Napisał muzykę łatwo przyswajalną (ale na pewno nie banalną!), charakteryzującą się ciągłym ruchem i dużą „słuchalnością”. Równocześnie z małym wrażeniem deja vu, pojawiającym się od czasu do czasu przy kontakcie z jego pracami. Polecam ją przede wszystkim tym, którzy dopiero wchodzą w świat muzyki filmowej i chcą zaznać czegoś nietuzinkowego, bądź tym, którzy Philipa Glassa znają od niedawna. Ale czuję, że fani twórcy, również nią nie pogardzą… ”Iluzjonista” przekonał mnie po kilku przesłuchaniach. Jednak nie jest to jeszcze poziom ”Kunduna”, bądź osiągnięć w trylogii ”Qatsi”. Ciekawie jest porównać ten score z ”Prestiżem” Davida Julyana i porównanie to z pewnością będzie na korzyść muzyki z ”Iluzjonisty”. Można powiedzieć, że magia i iluzja malowana przez Julyana jest bardzo klimatyczna, mroczna, nieodgadniona a co za tym trudno dostępna, z kolei ta Glassa pełna jest fascynacji, dynamiki i specyficznego dla muzyki tego autora poczucia dystynkcji (co nie dziwi biorąc pod uwagę kontekst epoki rozgrywania filmu). Mimo wad, jedna z ciekawszych pozycji 2006 roku.

Najnowsze recenzje

Komentarze