Wśród wielu niezwykle interesujących francuskich kompozytorów muzyki filmowej, co najmniej jeden dotąd nie został pokochany przez kino adekwatnie do swego talentu. Na myśli mam tu Serge’a Franklina (czytelnicy Filmmusic.pl mogli zetknąć się z tym nazwiskiem przy okazji recenzji jednej z najlepszych jego prac – L’enfant des loups), który upodobał sobie, albo którego upodobały sobie produkcje telewizyjne. Nie udało się jakoś Franklinowi zadomowić w filmach kinowych, mimo iż kilkanaście jednak zilustrował, jak również nie udało mu się, przez ich stosunkowo małą popularność poza ojczyzną, trafić do świadomości szerszego grona miłośników filmówki. A szkoda, bo że kompozytor to jak najbardziej godzien uwagi przekonuje choćby jego trzecia wyprawa w świat kina, ilustracja z gangsterskiego dramatu Alexandre’a Arcady’ego . Film ten w dużym uproszczeniu można określić mianem francuskiej wariacji na temat „Ojca chrzestnego”. Zamiast jednak włoskich imigrantów w Ameryce, mamy tu żydowską rodzinę wspinającą się po szczeblach gangsterskiego światka Paryża.
Pierwszy obraz, przy którym Arcady współpracował z Franklinem, czyli Le Coup de sirocco, opowiadał o rodzinie pochodzenia algierskiego. Kompozytor stworzył na jego potrzebny skromną ilustrację delikatnie czerpiącą z folkloru basenu Morza Śródziemnego. Choć w filmowym Le Grand Pardon elementy żydowskiej kultury są wyraźnie obecne, to w muzyce Franklina, który tak lubował się przecież w różnorakiej etnice, bezpośrednio niemal się nie pojawiają. Niemal, bowiem film otwiera i kończy dźwięk szofaru – tradycyjnego żydowskiego rogu wykorzystywanego w ceremoniach liturgicznych, który to usłyszymy w utworze Bazak. Poza tym jednak podstawowe instrumentarium Franklina stanowić będą: gitara, bandoneon, fortepian, sekcja smyczkowa oraz syntezatory. Uzyskane w ten sposób brzmienie trudno uznać za w jakikolwiek sposób powiązane z religijnymi tradycjami głównych bohaterów filmu. Wydaje się, że Franklin swą muzyką miał za zadanie oddać raczej element gangsterski, stąd, zwłaszcza w momentach ekspozycji gitary i dorzucenia do niej mandoliny, jego muzyka może nieść pewne skojarzenia z ilustracją typową dla filmów o włoskiej mafii. Czy dodanie bandoneonu, miało za zadanie wprowadzenia elementów francuskiej ulicy? Wydaje mi się, że jednak nie, ponieważ idąc tym tropem sięgnąłby Franklin raczej po akordeon, niż po instrument pokrewny z nim, ale kojarzony głównie z argentyńskim tangiem. W każdym razie kompozytor uzyskał w ten sposób brzmienie ciekawe i całkiem oryginalne.
W brzmienie to zostaje w Le Grand Pardon ubrana świetna baza tematyczna. Już utwór otwierający soundtrack zbudowany jest w zasadzie na trzech różnych motywach. Rozwija się stopniowo, począwszy od spokojnego duetu gitara+fortepian, a zahaczywszy po drodze na moment o inną melodię, po dorzuceniu pełnego zespołu instrumentów przechodzi do porywającej, skocznej muzyki z elektronicznym podkładem perkusyjnym. Ostatecznie tworzy wielki hit krążka, fantastyczny kawałek o nieco piosenkowej strukturze: spokojniejsze „zwrotki” i niezwykle żywy „refren” (na kanwie tego tematu Franklin w istocie stworzył zaśpiewany przez Herberta Paganiego popowy song, niewykorzystany jednak w obrazie). Dynamiczne aranżacje jednego ze wspomnianych motywów wplatane są przez Franklina w muzykę akcji. Podczas gdy Bazak, czy generalnie większość action-score zarówno stylistycznie jak i pod względem instrumentacji przypomina utwór otwierający soundtrack, to taki Poursuite sur les quais dostaje jeszcze saksofon oraz funkowy bit, co zbliża go stylistyki typowej dla kina policyjnego lat 70. Wydatna obecność syntezatorów słusznie wskazuje już wszakże na lata 80. Najważniejszy z nieobecnych w pierwszym tracku motywów – urokliwy temat miłosny również bywa ubierany przez Franklina w bandoneon i gitarę, jednak chyba najpiękniej brzmi w jakże charakterystycznej dla takich utworów aranżacji, czyli podjęty przez solowy fortepian z ewentualnym dodatkiem sekcji smyczkowej.
Oprócz utworów pełniących rolę ilustracji ekranowych wydarzeń, na potrzeby Le Grand Pardon francuski kompozytor stworzył całkiem znaczącą ilość muzyki pojawiającej się w filmowym świecie, głównie podczas dość długiej sekwencji na przyjęciu w posiadłości głównych bohaterów. Są to kompozycje o różnorodnej stylistyce, głównie instrumentalne ale także korzystające z partii wokalnych, jest także i jedna typowa piosenka, zaśpiewana przez Tinę Provenzano. Łącznie tego typu kawałki zajmują blisko 1/3 płyty, co sprawia, że faktycznego score zostaje raptem około 40 minut. I jest to właściwie kompletny materiał z filmu, a nawet i nadkompletny, bo chociażby tytułowy Le grand pardon w filmie wykorzystany nie został. Jak na ponad dwugodzinny obraz nie jest to zatem dużo, ale pamiętajmy, że kino europejskie znacznie oszczędniej wykorzystywało muzykę w filmach, niż produkcje hollywoodzkie, a i tak liczy się przecież nie ilość, lecz jakość. Utwory Franklina – a mam tu na myśli zarówno score, jak i wspominane kawałki z filmowych przyjęć – w obrazie spisują się bez zarzutu i pomagają filmowi uzyskać swój oryginalny, unikatowy charakter, choć może nie aż tak bardzo, jak by mogły. Można by ponarzekać na znikomą obecność score’u w pierwszej połowie filmu, lecz prawdę powiedziawszy konstrukcja fabuły nie pozwalała na tym etapie rozwinąć skrzydeł kompozytorowi. Z drugiej strony, dzięki temu Franklin mógł stopniowo dawkować i rozwijać bazę tematyczną, nie odsłaniając od razu wszystkich kart. Jednak ktoś oczekujący, że film, podobnie jak album, rozpocznie się muzycznie od mocnego uderzenia, będzie w tej kwestii rozczarowany.
Le Grand Pardon wydany został po raz pierwszy na CD dopiero w 2011 roku (w latach 80. ukazał się na płytach winylowych i kasetach) w rozszerzonej aż o 13 utworów limitowanej do 750 sztuk edycji Music Box Records. Jest to album, który można w zasadzie polecić każdemu fanowi muzyki filmowej. Wszystkich powinna ucieszyć melodyjność, energia i emocjonalność zawarta w najważniejszych tematach oraz muzyce akcji. Starzy wyjadacze docenią całkiem unikalne brzmienie, jak i umiejętność Franklina do tworzenia różnorodnej stylistycznie muzyki. Kompozytorzy często pisząc utwory, które mają się przewijać gdzieś tam w filmowym tle, nie przykładają się do tego specjalnie, a tymczasem napisane przez francuskiego twórcę kawałki faktycznie z powodzeniem można by puszczać na przyjęciu w stylu retro. Le Grand Pardon mimo eklektycznej konstrukcji, a może właśnie dzięki niej, gwarantuje 60 minut bardzo przyjemnie spędzonego z muzyką czasu i jest przykładem ścieżki, która aby zdobyć słuchacza, kompletnie nie wymaga znajomości filmu. Jest też przykładem wielkiego talentu Serge’a Franklina – niewykorzystanego w pełni przez kino i wciąż jeszcze nie odkrytego w pełni przez fanów muzyki filmowej.