Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Basil Poledouris

Farewell to the King (Pożegnanie z królem)

(1989)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita, Łukasz Koperski | 22-04-2007 r.

10-letnia współpraca reżysera John Miliusa oraz kompozytora Basila Poledourisa „wydała na świat” kilka tytułów, które przynajmniej pośród fanów muzyki filmowej uważane są za szczególnie ważne. Po kolosalnej kompozycji do ”Conana barbarzyńcy” z 1982 roku, czas przyszedł na troszkę muzycznie prostszą sensację pt. ”Czerwony świt”, aż wreszcie w 1989 roku obaj panowie pracowali przy egzotycznym połączeniu dramatu i filmu przygodowego pt. ”Pożegnanie z królem” . Historia brytyjskiego żołnierza (jak zawsze znakomity Nick Nolte), który unikając egzekucji ze strony japońskich wojsk zaszywa się na indonezyjskiej wyspie Borneo by stworzyć społeczność, która obwołuje go tytułowym królem, może nie zyskała kasowego uznania w chwili swej premiery, lecz dziś uznawana jest za jeden z najciekawszych obrazów lat 80-ych. Dała również szansę znakomitemu amerykańskiemu kompozytorowi na stworzenie kto wie czy nie najwybitniejszego dzieła swojej kariery.

Basil Poledouris, tak jak w większości swoich dokonań, posługuje się tutaj dużym brzmieniem orkiestrowym (Węgierska Orkiestra Narodowa, ta sama, która nagrywała min. ”Rambo III” Goldsmitha rok wcześniej), tym razem bez żadnych dodatków w postaci elektroniki. Z pewnością „dziewiczy” charakter filmu, gloryfikujący życie w symbiozie z naturą, prawość oraz ideały, nie pozwolił na użycie żadnych modernistycznych „błyskotek”. W zamian kompozytor subtelnie wykorzystuje instrumentarium etniczne, które jednak w żadnym stopniu nie próbuje zawładnąć spektrum dźwiękowym, którym rządzi basowe, głębokie tak jak u Poledourisa brzmienie symfoniki. A brzmienie jest to spektakularne. Nie tyle w samym „hałasie”, który potrafi wytworzyć duża orkiestra, lecz majestatycznym, prawdziwie epickim tonie, którego jednym z flagowych przedstawicieli jest właśnie ten kompozytor. Ów ton muzyki wspiera rewelacyjne, bogate tematycznie podłoże.

Po dość klimatycznym utworze pierwszym, który „działa” jak swego rodzaju preludium (coś w stylu takich zabiegów w czasach muzyki z Złotej i Srebrnej Ery), na które składają się flety i uderzenia w wypożyczony z londyńskiego muzeum gong, zaprezentowane zostaje nam Main Title, w którym po raz pierwszy usłyszeć można główny temat ”Farewell to the King”, przez samego kompozytora określany jako „temat Morza Południowochińskiego”. Szeroka, majestatyczna orkiestra intonuje jeden z naprawdę najlepszych tematów we współczesnej muzyce filmowej. Epicki ton i wykonanie przywołuje tu takie osiągnięcia jak ”Tańczący z wilkami” Barry’ego, ”Sommersby” Elfmana, ”Księżniczkę Mononoke” Hisaishi’ego czy najbardziej epickie w wyrazie osiągnięcia Jerry Goldsmitha z ”Medicine Man” i ”Masadą” na czele. Szczególnie akcentujące finisz tematu, fanfarujące „wysoko” trąbki kreują niepowtarzalne poczucie przestrzeni i rozmachu. Temat ów dochodzi do głosu jeszcze kilkukrotnie na płycie, choć na równie ekspresyjne jego wykonanie musimy odczekać aż do samego finału, kończącego ścieżkę chyba najdobitniej jak można – uderzeniami w gongi (wypożyczonymi z londyńskiego muzeum…). Za pomocą „falującej” orkiestry kreowane jest także uczucie cudowności i elementu nadprzyrodzonego, w podobny sposób jak w ”Polowaniu na „Czerwony październik” (np. utwór Learoyd and Nigel). Czy można wymagać czegoś więcej od epickiego rozmachu?

Poledouris tak jak znakomity jest w tym, o czym piszę na górze, dokłada (żeby było już całkiem perfekcyjnie…) dużo materiału dramatycznego, kiedy to siłę prowadzenia muzyki przejmują smyczki oraz solówki na fletnię Pana. To one zazwyczaj wykonują drugi, emocjonalny temat główny, który uzupełnia się naturalnie z tematem epickim i na odwrót. Dodatkowo muzyka jest bardzo dobrze przedstawiona, ponieważ zachowany jest naturalny balans pomiędzy potęgą a naturalnymi przejściami do momentów wyciszenia, które przeważnie składają się z wyżej wspomnianych, subtelnych intonacji tematów przewodnich. Momentów tła, które w jakikolwiek sposób miałoby kreować klimat lub atmosferę jest jak na lekarstwo – można w uproszczeniu powiedzieć, iż przez prawie 40 minut Poledourisowi udaje się bezustannie zajmować i interesować słuchacza dorosłą kompozycją muzyczną opartą o tematyczne rozwinięcia.

Jedną z technik zastosowanych przez kompozytora są również trochę egzotyczne, spotykane raczej u twórców azjatyckich minimalistyczne progresje akordowe, które można znaleźć w kilku utworach. W tym kontekście zachwyca utwór This is My Child, który buduje się (a jest to dzięki technikom minimalistycznym chyba najprostsze…) niemal bez końca by naraz przejść w emocjonalne, poruszające a potem epickie wykonanie tematu głównego, gdy bohater Nicka Nolte przyznaje się do niemowlęcia, które ma zostać stracone. Rola muzyki w tej scenie jest nie do przecenienia. Wstyd byłoby nie wspomnieć o słynnym The Battle Montage. Radosna, porywająca melodyka i rytmika utworu, wzbogacona o tamburyna i piszczałki, dodające jej ludowego charakteru każe patrzeć na nią jako rozwinięcie swojego własnego utworu z ”Conan the Barbarian” pt. Theology/Civilization czy tematu z ”A Whale for the Killing”. Na ścieżce dźwiękowej znalazło się miejsce także dla walca, który zgrabnie wpisuje się w konwencję muzyczną ścieżki. Jedyną wadą i małym nieporozumieniem wydaje mi się umieszczenie defiladowego, wojskowego marsza, który nijak ma się do wyważonego, majestatycznego tonu całej partytury. To tak jakby wojskowy but przerwał naraz błogą ciszę zalegającą w dżungli…

Nie będę szczędził pochlebstw i słów zachwytu nad ”Pożegnaniem z królem”. To Basil Poledouris w najwyższej formie. Szkoda tylko, że bardzo słaby sukces frekwencyjny tego filmu nie pozwolił ścieżce dźwiękowej jakoś szerzej zaistnieć w szerszej świadomości tak kinomanów jak i nawet słuchaczy muzyki filmowej. Pewny wpływ na to ma niestety straszna elitarność ścieżki, która po oryginalnym wydaniu przez Varese w USA oraz przez Milan Records w Europie (z francuskim tytułem ”L’Adie Au Roi”), szybko wyczerpała nakład i dziś można uznać ją za białego kruka. O ile duża większość pozycji doczekuje się tego zaszczytnego miana nie z uwagi na muzyczną jakość i klasę, ta ma prawo być za taką uznaną – pieniądze są warte w tym przypadku muzyki… Obcujemy tu z prawdziwym muzycznym dziełem, może nie horrendalnie trudnym z technicznego punktu widzenia (bo i nie o to przecież w tym wszystkim chodzi), ale ukazującym muzykę jako czyste piękno, które budzi tak podziw (epicka strona) jak i wzruszenie (emocjonalna). ”Farewell to the King” jest chyba obok ”Les Miserables” największym dokonaniem kompozytora na polu muzyki dramatycznej.

W 2006 r. belgijski wydawca Prometheus Records postanowił ku radości wszystkich fanów Poledourisa ponownie wydać muzykę z Pożegnania z królem. Soundtrack w nowej wersji został znacznie rozszerzony, bo aż do 31 utworów, w tym kilku wersji alternatywnych. Zmieniono także tytuły oraz diametralnie układ muzyki na płycie, ułożonej bardziej pod kątem kolejności występowania danych muzycznych fragmentów w obrazie Milliusa. Niestety nie wyszło to na dobre, bowiem „nowe” ścieżki nie wnoszą wiele nowego, a część z nich to zwyczajnie nieciekawa muzyka ilustracyjna. Przetasowanie utworów z kolei tylko pogorszyło słuchalność całości. Z nowo dodanych utworów najbardziej zaskakują Japanese Radio Source Cue – jedyny utwór, w którym kompozytor sięgnął po elektronikę, stylizowaną na japońskie brzmienia (ale lekko kiczowate), oraz Rising the Moon, gdzie usłyszymy melodię z Battle Montage w solowym wydaniu bardzo egzotycznie brzmiącej fletni Pana. Jednakowoż stylistyka tych dwóch utworów nieszczególnie wpasowuje się w resztę kompozycji. Mimo wszystko i to wydanie jest absolutnie godne polecenia, tym bardziej iż w chwili obecnej tylko owo możemy dostać za rozsądną cenę. W środku znajdziemy jeszcze 12-stronicową książeczkę z tekstem opisującym po krótce kulisy powstawania filmu i partytury. .

Najnowsze recenzje

Komentarze