Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Williams

Far and Away (Za horyzontem)

(1992)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 27-04-2007 r.

Ron Howard miał/ma szczęście współpracować z wybitnymi kompozytorami. Początek kariery to James Horner („Kokon”, „Willow”), potem Randy Newman („Parenthood”, „Zawód:dziennikarz”), wreszcie Hans Zimmer („Ognisty podmuch”) i gdy przystępował do pracy nad epickim filmem o osiedlaniu się irlandzkich emigrantów w Ameryce, wspomógł go niewątpliwie sam John Williams. Patrząc na filmografię Williamsa, nie sposób nie odnieść wrażenia, że niezwykle chętnie angażuje się w projekty traktujące o wydarzeniach ważnych dla historii jego ojczyzny – filmy polityczne Olivera Stone’a, „Patriota”, „Amistad”, „Rosewood” – to najlepsze przykłady. „Za horyzontem”, będący drugim wspólnym filmem małżeństwa Cruise-Kidman, choć to fikcja fabularna, również wpisuje się w ten nurt.

Williams po raz pierwszy w swojej karierze „wszedł” w zdawałoby się powiedzieć, pole manewru, w którym zdawał się królować zawsze James Horner – instrumentacja/muzyka pochodzenia irlandzkiego. Tło filmu pozwoliło Williamsowi zastosować wszelakiego rodzaju flety, fletnie Pana, piszczałki (kena whistle) oraz również dudy. Dodatkowo bardziej skoczne partie o folkowym charakterze wspierane są przez muzyków grupy The Chieftains. Ludowy i etniczny charakter muzyki, kompozytor doskonale zaadaptował w liczne, grane w szybkim tempie scherza, w stylu tych z „Hooka”, gdzie już można było usłyszeć momenty tzw. „muzyki irlandzkiej”. Takie są często fragmenty z komediowym podtekstem, jak min. prowadzony przez skrzypce rodem z jakiejś portowej knajpy Duel Scene czy wyborny Blowing Off Steam, intonując szybki mikro-temat, kilkakrotnie powtarzany na albumie. Oczywiście wszystko jest odpowiednio zorkiestrowane i wtedy też serwowany jest jeden z dwóch głównych tematów partytury. Jest nim subtelna i liryczna melodia, często wykonywana na solowych instrumentach sekcji drewnianej, lecz również w wielu momentach osiągająca epickie rozmiary. (jak militarystyczny marsz w The Big Match). Kolejny raz John Williams zachwyca jednym ze swoich ulubionych instrumentów, czyli magiczną w brzmieniu czelestą. Wsparta o delikatne cymbałki, bądź o fortepian, przewodzi w utworach o dość wyciszonym charakterze, takich jak Am I Beautiful? lub wyjętym z marzeń sennych Inside the Mansion.

Drugi z głównych tematów, jest już głównie wykonywany przez sekcję dętą z nieodłącznymi w tym przypadku talerzami i perkusją, takowo z częstym werblowym podkładem. Epicka i podnosząca na duchu natura tego tematu bardzo dobrze koreluje z epicką stroną wizualną filmu, a on sam mógłby być „kuzynem” głównych tematów min. z „Patrioty” bądź „Siedem lat w Tybecie”. Najbardziej ekspresyjna jego intonacja to The Land Race, nieustająca, pełna fanfar, melodyczna muzyka akcji prowadzona przez pełną orkiestrę do potężnej sekwencji wyścigu o zasiedlaną ziemię z finału filmu – epika pełną gębą!. Znaleźć można również w Far and Away bardziej dramatyczną, a wręcz mroczną muzykę akcji (Burning the Manor House, Settling With Steven) z dysonującymi instrumentami drewnianymi i dętymi w podobnym stylu jak dramatyczna muzyka z „Jurassic Park”. Sekwencje wykorzystujące fortepian oraz chłodny, syntezowany chór również zapowiadają tą rok późniejszą kompozycję. Jednak wydającym się najpełniej reprezentować muzykę całego albumu jest rewelacyjny End Credits, łączący oba główne tematy ze skocznymi rytmami muzyki etnicznej. Jest również na ścieżce dźwiękowej zupełnie dobra piosenka napisana przez Enyę i Romę Ryan (oczywiście przez tą pierwszą wykonywana) i bardzo dobrze pasuje do score’u Williamsa, podobnie jak trochę lepsza piosenka Clannad (z wokalem Enyi) na albumie z „Ostatniego Mohikanina”. Warte uwagi jest to, że w słowach piosenki występują słowa Far and Away).

Wiele osób zapewne będzie porównywać tą ścieżkę dźwiękową, a właściwie jego etniczną stronę, z kompozycjami Jamesa Hornera. Wydaje mi się, że John Williams sprawdził się w tym gatunku nie gorzej niż Horner. Główną kwestią jest tutaj cel, któremu to przyświeca. Horner w swoich kompozycjach świetnie buduje tymi instrumentami klimat i atmosferę, z kolei Williams w Far and Away posłużył się nimi do opisania charakteru i (często wesołych) wydarzeń ludzi pochodzących z tamtej strony świata. John Williams udowadnia nie pierwszy raz, że jest kompozytorem stworzonym do takich filmów, ponownie tworząc wielkie, bardzo dobre w odbiorze tematy. Niejaką wadą albumu jest dość spokojny charakter pierwszej jego części, która może wystawić na cierpliwość słuchającego. Na szczęście rekompensatą jest momentami porywająca druga odsłona. Jest to bardzo dobra pozycja w dorobku Johna Williamsa, ale nieco słabsza od jego największych i najsłynniejszych dzieł, czego być może powodem jest to, że film okazał się niezbyt dużym hitem, a sam Williams skomponował „Far and Away” pomiędzy „Hookiem” a „Parkiem Jurajskim”. Niemniej jednak, pozycja bardziej niż udana.

Najnowsze recenzje

Komentarze