Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Ottman

Fantastic Four (Fantastyczna Czwórka)

(2005)
-,-
Oceń tytuł:
Przemek Korpus | 15-04-2007 r.

Dawno, dawno, temu… w odległej galaktyce czwórka śmiałków chciała uratować… ooppsss, ale to nie ta bajka i nie ta ścieżka. Muzyka, która miała być muzycznym wydarzeniem – szlagierem, w którym pokładano wielkie nadzieje po przeciętnym Zimmerowskim Batmanie. Kolejny komiks i kolejne rozczarowanie… Marvel (właściciel praw do filmu i jeden z producentów) po raz kolejny nie potrafił upilnować scenarzystów, którzy ekspediują nam bardzo prostackie, wręcz powiedzieć infantylne przekłady kultowych komiksów, a takim właśnie konceptem stał się Fantastic Four. Fantastyczna Czwórka śmiałków miała być fonograficznym i marketingowym wydarzeniem jak i równie dotkliwie wbić się w nasze już wysłuchane uszy poprzez pamiętne motywy. Miała, bo to tylko iluzoryczne nie mające pokrycia obietnice całej zaangażowanej ekipy włącznie z samym kompozytorem Johnem Ottmanem na czele. Ostatnio bliżej znany z kilku projektów amerykańskich horrorów (House of Wax, Hide and Seek) kompozytor, bynajmniej nie był w tej dziedzinie debiutantem. De facto kilka lat temu stworzył raczej poprawną kompozycje do sequela X-Men. W związku z doświadczeniem zdobytym w poprzednich projektach, twórca filmu powierzył funkcje skomponowania muzyki właśnie Ottmanowi. Niewątpliwie nie można odmówić projektowi fenomenalnych efektów oraz „fantastycznych” plonów na hollywoodzkim box office, niestety na tym kończą się dobre wiadomości.

Przez pierwsze kilka miesięcy z zainteresowaniem śledziłem wzmianki na temat samej produkcji. Kiedy dowiedziałem się, iż kompozytorem miał zostać John Ottman, miałem mieszane odczucia. Z Jednej strony, nie grzeszący oryginalnością X-men 2 z drugiej – tej lepszej – intrygujące nuty przy kompozycjach do thrillerów oraz horrorów. A więc jako jeden z wielu w redakcji rywalizowałem (zwycięsko) o prawo do ewentualności przekazania wam cennych i obiektywnych (mam taka nadzieję) sugestii dotyczących omawianego soundtracku. Tak się stało, iż pomysł, aby album zawitał na tym portalu nie długo po premierze, porzuciłem i pozostawiłem na pastwę mikrobakterii oraz innych czynników, o których nie wspomnę, ale kto ma dobrą pamięć, temu łatwiej o wielu rzeczach zapomnieć (przepraszam wszystkich za cynizm;)). Jednak po długich refleksjach stwierdziłem, iż należy się tej ścieżce miejsce w naszej jeszcze na chwile obecną nieokazałej bibliotece (nie ukrywając chciałem się pozbyć zbędnego balastu).

Należy przypomnieć, iż muzyka do komiksowych filmów charakteryzuje się i powinna się wyróżniać przede wszystkim wyjątkową oryginalnością, dopasowaniem do obrazu oraz co najważniejsze, mocnym wbijającym się w serce tudzież w nasze myślące organy motywem głównym. Niewątpliwie każdy ma swoje własne kryteria, lecz mi wystarcza to w zupełności, by określić czy ów omawiana przeze mnie ścieżka zasługuje na większą, bądź mniejsza uwagę.

AAAAAAAAAAAAAAAAAA….. i powtórnie AAAAAAAAAA, ale bynajmniej nie z bólu czy z braku słów. To po prostu jedyne bezprecedensowe, znakomite, boskie, niebiańskie, paraliżujące przeżycie kilka chwil po przesłuchaniu pierwszego utworu…. Ba! właściwie po interrogacji całej płyty. Realnie już oznajmiając, co mnie tak zdołowało, co mnie tak W-K-U-R-Z-Y-Ł-O!!!!! i śmiertelnie niemal rozczarowało… To ten tandetny, prymitywny, niesłychanie mdły i irytujący CHÓR! Jest tego mnóstwo od początku płyty aż do jej końca i tak do uprzykrzenia. Szczerze mówiąc alkoholicy daliby większy efekt (przynajmniej byłoby oryginalnie). Całą swoją dezaprobatę należy skierować w stronę kompozytora. Beznadziejnie łączy melodie ze skrzeczącym i wydzierającym się chórem. Oczywiście nie można zaprzeczyć, iż chór tutaj ma znaczące zastosowanie. Przede wszystkim podkreśla nieziemskie i nadludzkie zdolności herosów (Main Titles) występujących w filmie, bądź też niesamowite i specyficzne zjawiska (Cosmic Storm, Experiments). Ależ na litość boską, ile można….?! Czy to wszystko na co stać Ottmana…?!? Na pewno chęci odmówić mu nie mogę: naprawdę dobrze w utworach spisuje się sekcja wybijających melodie dęciaków, napędzanych werblem perskusyjnym (do przyspieszenia tempa). Płyta w zasadzie jest jedną wielką mieszanką action score z niewielka ilością kiepskiego underscore (gdzie ujawnia się brzmieniowy harmider oraz bałagan). Główny motyw wiodący, przewodni płyty będzie z nami praktycznie przez większość krążka. Złożony jest głównie z chóru i z sekcji blaszaków. Temat nie jest jakiś antyprzebojowy, lecz niestety dosyć trywialny oraz mało wytworny, a co najważniejsze, nie rozrysowuje w ważnych momentach portretów bohaterów (ich nadludzkich umiejętności). Ottman parokrotnie powiela styl samego Elfmana, głównie w prowadzeniu smyczków, co oczywiście świadczy o małej kreatywności samego artysty.

Podsumowując, płyta rozczarowuje na całej linii. Cały ten rok był żenujący w kategorii wielkich produkcji komiksowych. O ile filmy jakoś radziły sobie na ekranach kin, to bezmyślnie traciły na swych aranżacjach muzycznych, co powinno być ich motorem napędowym. Ottman idąc całkiem odmienna drogą niż para kompozytorów nowatorskiego Batmana (mroczny antyrytmiczny underscore) starał się skomercjalizować i spopularyzować swą „partyturę” miłymi partiami dęciaków i przeogromnym chórem, a sam wynik jest daleki od jakichkolwiek pochwał. Płyta jest przeciętna, żenująca i jak dla zwolennika takiej muzyki jest swoistym gniotem, o którym trzeba jak najszybciej zapomnieć. To miał być fantastyczny film o fantastycznych bohaterach z fantastyczną muzyką. Szkoda, że po wszystkim uważam, iż jedyne co jest fantastyczne w tej produkcji, to piękna Jessica Alba.

Inne recenzje z serii:

  • Fantastic Four: Rise Of The Silver Surfer
  • Fantastic Four [2015]
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze