Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Maurice Jarre

Doctor Zhivago (Doktor Żywago)

(1995)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 15-04-2007 r.

Zarówno wspaniały film Leana, oparty na doskonałym materiale książkowym – nagrodzonej Noblem powieści Borysa Pasternaka, jak i partytura francuskiego kompozytora Maurice Jarre’a, to absolutne klasyki kina. Doktor Żywago to, podobnie jak kilka dekad wcześniej Przeminęło z wiatrem, jeden z miłosnych manifestów Hollywoodu, będących zarazem monumentalnymi freskami historycznymi; i tak jak historię Scarlett O’Hary, tak również dzieje rosyjskiego lekarza-poety uznaje się dziś za sztandarowe osiągnięcia Fabryki Snów. Dwa filmy i dwie niezapomniane kompozycje jednocześnie – bo któż nie zna tematów Steinera i Jarre’a? Jarre jednak pozostaje z nich tym aktualniejszym, Przeminęło z wiatrem bowiem, będąc jedną z definiujących Golden Age ścieżek dźwiękowych, może okazać się dla dzisiejszego słuchacza bardziej ciekawostką, aniżeli autonomicznym dziełem, jako że to ono właśnie stało się wzorcem dla niezliczonych, muzycznych opowieści o miłości w Złotym Wieku Hollywoodu. Doktor Żywago natomiast jest do chwili obecnej kompozycją na tyle niepowtarzalną, że właściwie jakakolwiek próba bezpośredniego nawiązania do niej skończyłaby się najpewniej fiaskiem – w ciągu dziesięcioleci swojej niezwykłej, jak na muzykę filmową popularności, partytura ta nie zatraciła związku z obrazem. Uniwersalność tematu głównego, której tak wyraźnie zażyczył sobie David Lean, nie pozbawiła go ducha, wręcz przeciwnie: pomimo niezliczonych jego przygód na niwie muzyki rozrywkowej, pierwszym skojarzeniem, jakie wywołują towarzyszący mu dźwięk bałałajki i dramatyczne smyczki jest właśnie opowieść o Juriju Żywago…

Tematycznie partytura Jarre’a jest niewątpliwie zachwycająca. Francuz w ciągu wieloletniej kariery niejednokrotnie udowodnił światu swój niebywały zmysł melodyczny, dzięki któremu zapisał się tak grubą kreską w historii kina, a którego najwspanialszym chyba przykładem jest właśnie ilustracja filmu Leana. Dominujący nad całością Lara’s Theme, obok Lawrence’a z Arabii najważniejszy w twórczości Jarre’a, przyćmił wiele doskonałych elementów pobocznych kompozycji, w tym resztę nieprzeciętnej i monumentalnej warstwy tematycznej, a pośród niej kilka istotnie przepięknych muzycznych fragmentów. Obejmując z perspektywy partyturę Francuza, dostrzec można jak zgrabnie i elegancko opracowana została przez niego cała technika lejtmotywów. Przede wszystkim w oczy rzuca się kontrast pomiędzy wątkiem rewolucyjnym, a arystokratycznym, eksponowany w pierwszej części filmu, jeszcze przed wojną światową i październikiem 1917 roku. Zwolennicy przewrotu i bolszewicy opisani zostali za pomocą wojskowego chóru męskiego, przy wtórze mocnej i dość chaotycznej sekcji perkusyjnej; temat ten jest iście znakomity, zarówno jako ilustracja bieżącej akcji, jak i fundament nastroju, łączący dostojeństwo, chwałę bojową i grozę i dramatyzmem. Jednocześnie zarazem jest to jeden z tych elementów kompozycji, który wymagałby lekkiej przeróbki, reorkiestracji, jako że w niektórych jego aranżacjach ujawniają się pewne błędy techniczne. Jarre, znakomity tematyk, nie był nigdy wybitnym orkiestratorem, co znacząco wpływa na dzisiejszy odbiór jego twórczości – Doktor Żywago okazuje się również nie być wolnym od tego problemu.

Rozległe wydanie Rhino oprócz muzyki Jarre’a element rewolucyjny wzbogaca również wykonaną przez petersburski pochód Międzynarodówką, która to, włączona pomiędzy sekwencje dotyczące wyższych sfer, dodatkowo podkreśla kontrasty społeczne w przededniu wojny. Znajdujące się na drugim biegunie walce, w kontekście straszliwych wydarzeń na frontach światowych oraz rewolucji wydają się anachroniczne, wydają się być reliktami przeszłości, co uwidacznia ukazana w filmie konfrontacja dwóch światów. Elementy salonowe są u Jarre’a doprowadzone do perfekcji, jest to niewątpliwie jedna z najlepiej przygotowanych w tym aspekcie ścieżek dźwiękowych XX. wieku. Spośród kilku występujących na pierwszej części albumu walców wyróżnia się przede wszystkim ostatni, zdecydowanie najpiękniejszy, mój osobisty kandydat do miana filmowego walca wszechczasów, przeuroczy Sventitsky’s Waltz” z doprawdy bajeczną partią pianisty. Zarówno melodyka, rozpisanie na orkiestrę, jak i samo wykonanie stoją tutaj na niezwykle wysokim poziomie, z subtelnym i eleganckim fortepianem na czele, który buduje feeryczny nastrój całego utworu. Wielka szkoda, że na albumie Rhino dość kiepsko poradzono sobie z sekwencją poszczególnych fragmentów, zgodność z fabułą bowiem powoduje lekki przesyt balową atmosferą, brakuje tutaj mocniejszych i dłuższych przejść, bądź to w postaci silnego, symfonicznego interludium, bądź za pomocą chóru. Temat rewolucji pojawia się już po walcu u Świentyckich, nieco zbyt późno, zważywszy, że na poprzednim, niespełna 40-minutowym wydaniu chaos narracyjny rekompensowany był fantastyczną słuchalnością, właśnie za sprawą umiejętnego rozplanowania płyty; o zmęczeniu czy nudzie nie było mowy.

Lokalizację akcji, czyli Rosję, w kompozycji Jarre’a potraktowano raczej z rezerwą, czego znamiennym przykładem jest choćby przewodni Lara’s Theme, z państwem carów wspólną posiadający jedynie bałałajkę. Jako że jednak partytura ta okazuje się być istną kopalnią tematów, także i ten brak zostaje w dużej mierze uzupełniony. Warto zauważyć, że Lara’s Theme nie zaczyna filmu, wręcz przeciwnie, w pełnej krasie pojawia się stosunkowo późno (by dopiero w drugiej połowie zdominować obraz), samo otwarcie natomiast pozostawia odrębnemu utworowi, który już w melodyce niesie tchnienie rosyjskie. Imponujący Main Title bez wątpienia mógłby pretendować do miana kompozycji niemal równorzędnej wewnętrznie niespójnemu tematowi Lary, zarówno pod względem sugestywności, jak i melodyjności. Najczystszy muzyczny tragizm, okraszony wspaniałym, epickim rozmachem pozwalałby utworowi temu zastąpić wręcz swego słynnego rówieśnika. Temat Lary w napisach tytułowych występuje, ale tylko w szczątkowej wersji, bez najistotniejszej moim zdaniem partii. Dzieli się on bowiem, zbyt znacząco, chciałoby się rzec, na dwie części, z których pierwsza, z akompaniamentem bałałajki, miłość zdaje się idealizować, druga natomiast porywa swoim dramatyzmem. Tragiczna ekspresja drugiego segmentu tematu to zdecydowanie jeden z najwspanialszych momentów w dziejach muzyki filmowej – i jeden z najbardziej znaczących, gdyż oto mamy do czynienia z prawdziwie uniwersalnym opisem muzycznym miłości nieszczęśliwej. Te kilkadziesiąt sekund staje dumnie obok dokonań Roty i Laia, to kompozycyjny panteon kina.

Dominujące na rynku 36-minutowe wydanie partytury Jarre’a po wielu latach zastąpione zostało oczekiwaną przez wielu edycją rozszerzoną, w trzydziestą rocznicę premiery filmu. Ponad dwukrotnie wzrosła długość albumu, całkowitej zmianie uległa aranżacja. Znając oba wydania muszę jednak zaryzykować stwierdzenie, iż pierwotna wersja posiada nad swoją następczynią kilka punktów przewagi – po pierwsze słuchalność, która uprzednio była fenomenalna, a obecnie została w pewnym stopniu zatracona; po drugie, całościowy efekt, jaki na odbiorcy wywiera muzyka nowa edycja również osłabiła, zbyt wiele tu bowiem tematu Lary, pod koniec płyty mocno już męczącego; po trzecie wreszcie, producenci Rhino zdecydowali się na nadmierne rozdrobnienie utworów, w wyniku czego album, zwłaszcza w drugiej połowie, gubi spójność. Końcowe trzy nie-filmowe wersje tematu miłosnego są przyjemną ciekawostką, szkoda tylko, że następują po tak kolosalnej dawce swego pierwowzoru. Spośród dodanego materiału pojawiło się jednakże kilka interesujących fragmentów – godne uwagi są zwłaszcza Tonya Greets Yuri, w scenie powrotu Jurija z wojny, oraz Yuri Follows The Sound Of The Waterfall, gdy bohater opuszcza wiozący go na wschód Rosji pociąg, by odbyć krótki spacer po lesie. Czy są one wystarczającym powodem dla zakupu rozszerzonej edycji? W moim przekonaniu nie, choć wydanie Rhino ma jedną niezaprzeczalną przewagę nad poprzednimi wersjami – jakość dźwięku. Poza tym jednak duża ilość niewiele wnoszącego do historii materiału, w tym mało ekscytującego underscore, może zaowocować nie zachwytem, a lekkim zniechęceniem. Jest to niewątpliwie album udany, ale daleki od doskonałości. Muzyka Jarre’a natomiast, w odróżnieniu od sporej części jego twórczości, pozostaje wciąż aktualna i bardzo atrakcyjna; do tematu Lary nawiązywał kilkakrotnie, świadomie lub nie, nie tylko sam kompozytor (Zmierzch bogów Viscontiego), ale również cały muzyczny światek. Dla artysty zaś jest to chyba najwyższa nobilitacja.

Najnowsze recenzje

Komentarze