Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Danny Elfman

Darkman – 30th Anniversary Expanded Edition (Człowiek ciemności)

(2020)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 08-03-2020 r.

Sam Raimi kojarzony głównie z franczyzą Martwe Zło, od zawsze był wielkim miłośnikiem komiksów. Wiele lat zabiegał o pozyskanie praw do ekranizacji Batmana oraz Cienia, ale z mizernym powodzeniem. W końcu sfrustrowany zwrócił się do decydentów studia Universal Pictures z propozycją stworzenia własnego projektu. Szkic koncepcyjny jaki wówczas zaprezentował zyskał ogólną aprobatę, ale ostateczny kształt scenariusza filmu Człowiek ciemności (Darkman) rodził się w wielkich bólach. Po kilkunastu poprawkach w końcu udało się skleić dosyć ciekawą historię. Koncentrowała się ona na perypetiach naukowca, Peytona Westlake’a, pracującego nad stworzeniem syntetycznej skóry. Kiedy pewnego dnia jego laboratorium odwiedza grupa gangsterów, dochodzi do eksplozji, w skutek czego Peyton zostaje dotkliwie okaleczony. Uznany za zmarłego, ukrywa się w opuszczonym budynku udoskonalając swoje dzieło, aby zemścić się na oprawcach i odzyskać dawną miłość. Film Raimiego od strony koncepcyjnej nie poraża oryginalnością. Łączy bowiem w sobie klasykę monster-movie z kinem noir oraz superhero – wszystko to w specyficzny dla tego reżysera sposób. I bardziej niż na wątkach akcji, Człowiek ciemności koncentruje się na ukazaniu przemiany głównego bohatera. Jego samotności i odrzucenia przemieszanego z poczuciem niesprawiedliwości. Brawurowa wydaje się tutaj kreacja Liama Neesona, który wiele pracy poświecił na opracowywanie odpowiednich gestów i mimiki skrywanej za maską twarzy. I choć film jako całość nie wytrzymał próby czasu, to w momencie swojej premiery spotkał się z dosyć dobrym przyjęciem krytyków i widzów.

Sporo słów uznania kierowano również pod adresem autora ścieżki dźwiękowej. Sam Raimi od dawna był wielkim entuzjastą twórczości Danny’ego Elfmana. Kojarzył go jeszcze z czasów, kiedy był liderem formacji Oingo Boingo, a późniejsze filmowe projekty utwierdzały tylko w przekonaniu o chęci nawiązania współpracy. Dlatego też zaraz po rozpoczęciu produkcji, zadzwonił do Elfmana i ku swojemu zdziwieniu zyskał pozytywną odpowiedź. Jak się później okazało, amerykański kompozytor również był miłośnikiem nieszablonowej twórczości Raimiego. Proces tworzenia ścieżki dźwiękowej rozpoczął się więc dosyć wcześnie. Raimi często zapraszał Elfmana na plan, by ten wczuł się w klimat tworzonego obrazu. Już na tym etapie wiadomym było, że ścieżka dźwiękowa pod względem stylistycznym powielać będzie to, co Elfman stworzył na potrzeby Batmana. I choć tematyka sama w sobie odgrywać miała kluczową rolę, to jednak najważniejsze wydawało się stworzenie odpowiedniego nastroju – mrocznego, ale nie pozbawionego emocjonalnego wydźwięku. Sam kompozytor w jednym ze swoich wywiadów opisywał, że sposób, w jaki Raimi kręci swoje filmy bardzo mu odpowiada. Pozbawione dialogów, długie sceny, dają okazję do tworzenia rozległych pejzaży muzycznych. Aby więc jeszcze dokładniej wgryźć się w wymowę filmu, Elfman musiał w swojej muzyce dużo miejsca poświęcić głównemu bohaterowi. I jak tytułowy Darkman, tak i muzyka targana jest często sprzecznymi emocjami, które świetnie uchwycone są w dynamicznych, nie pozbawionych nutki chaosu i schizofrenicznego wydźwięku, ilustracjach. Można w tym miejscu napisać, że Amerykanin po prostu kroczy śladami, jakie wyznaczył podczas tworzenia ścieżki dźwiękowej do Batmana. Aczkolwiek Człowiek ciemności odcina się od przesadnego eksperymentatorstwa, bardziej zanurzając się w stylistyce noir. Tylko w nielicznych fragmentach daje o sobie znać zamiłowanie kompozytora do budowania muzycznych sprzeczności – swoistego „danse macabre” osadzonego na baletowych formach budowania narracji. Bo to, że Elfmanowi bliżej do rosyjskich mistrzów muzyki scenicznej niż do popularnego wśród hollywoodzkich twórców, Wagnera, chyba nie powinno budzić większych wątpliwości. Wystarczy tylko posłuchać ścieżek dźwiękowych do filmów Tima Burtona, by się o tym przekonać. Przekonuje również Człowiek ciemności, który jeden z kluczowych tematów opiera na bitewnym motywie z Alexandra Nevsky’ego Prokofiewa. Nawiązań do klasyki jest całe multum, co absolutnie nie pomniejsza rangi tego projektu. Ścieżka dźwiękowa do Człowieka ciemności jest po prostu świetnym uzupełnieniem dosyć trudnego obrazu Sama Raimiego. Sukces, jakim okazał się ten projekt przekuto później na jeszcze jedną historię współpracy – tym razem nad serią stricte komiksową, Spider-Man.

Studio Universal Pictures początkowo nie wierzyło w komercyjny sukces Darkmana. Kiedy jednak spotkał się z dosyć dobrym przyjęciem, gdzie dużo ciepłych słów kierowano pod adresem kompozytora ścieżki dźwiękowej, postanowiono wypuścić na rynek album soundtrackowy. Ukazał się on nakładem MCA Records pod koniec września 1990 roku. Na krążku mogliśmy znaleźć 40-minutową selekcję najbardziej istotnych fragmentów z blisko dwukrotnie dłuższej, oryginalnej ścieżki dźwiękowej, jaka wybrzmiała w filmie. Płyta z muzyką do Człowieka ciemności nie była z pewnością tak chodliwym towarem, jak znajdująca się od wielu miesięcy na listach bestsellerów ilustracja do Batmana, ale oferowała słuchaczom niewiele gorsze słuchowisko. Przez blisko trzy dekady oficjalny album soundtrackowy był właściwie jedyną opcją zmierzenia się z partyturą Elfmana. Dopiero na początku 2020 roku nakładem wytwórni La-La Land Records ukazało się dwupłytowe wydanie dostarczające sporą porcję niepublikowanych wcześniej fragmentów. Specjał limitowany do trzech tysięcy egzemplarzy serwuje odbiorcy dwa odrębne doświadczenia odsłuchowe. Standardowo już dla tego wydawcy, pierwszy krążek poświęcony jest reprintowi oryginalnego albumu soundtrackowego z 1990 roku. Najbardziej interesujący dla kolekcjonerów i fanów Elfmana będzie zatem drugi dysk, gdzie znalazła się rozszerzona, filmowa wersja score’u. Nie dość więc, że otrzymujemy brakujące 35-minut ilustracji, to na dodatek spora część materiału albumowego wybrzmiewa tutaj w innej wersji – filmowej. Oczywiście zmiany te są najczęściej kosmetyczne, podyktowane montażem. Rzadziej natomiast dotykają sfery aranżacyjnej. Te ostatnie sprawdzić możemy w jednym bonusowo dołączonym do wydania utworze, prezentującym alternatywne wykonanie sceny z laboratorium.



Wsłuchując się w materiał jaki wypełnia oba te krążki trudno jednoznacznie stwierdzić, który z nich jest lepszy. Jeżeli więc poszukujemy zwartej treści skupiającej się na najbardziej istotnych elementach oprawy muzycznej, to faworytem będzie niewątpliwie album z 1990 roku. Wyczerpuje on niemalże w zupełności potencjał partytury Elfmana – tak tematyczny, jak i stylistyczny. Rozmija się jednak z szeroko pojętą narracją, która w przypadku Człowieka ciemności wydaje się dosyć istotna. Soundtrack pomija bowiem praktycznie wszystko to, co dzieje się pomiędzy filmowym prologiem, a tragicznymi wydarzeniami w laboratorium. W odstawkę idzie skrzętne budowanie emocjonalnego „zaplecza” obrazuoraz wszystko to, co dzieje się między Peytonem i Julie. Obecność tematu miłosnego na pierwotnym wydawnictwie, to taki rodzynek odrywający słuchacza od kolejnych porcji budujących napięcie lub dynamicznych fragmentów. Także kwestia późniejszego odkrywania ciemnej natury Peytona i próby zwalczania jej w imię odbudowywania relacji z Julie są domeną materiału opublikowanego na rozszerzeniu. Nie wnoszącego żadnego spektakularnego novum do treści ścieżki dźwiękowej, ale niewątpliwie ubogacającego ją emocjonalnie. Warto więc prześledzić całą tą pracę w takiej formie, w jakiej ma ona okazję wybrzmieć w filmie. Bowiem poza walorami czysto poznawczymi, nagrodzeni zostaniemy kilkoma spektakularnymi fragmentami akcji. Ot chociażby tymi z finalnej konfrontacji, które nie znalazły swojego miejsca na oryginalnym albumie. Z radością przyjmiemy genialne orkiestracje i dynamikę przypominającą analogiczne utwory tworzone na potrzeby Batmana. I jeżeli miałbym szukać jakiegoś słabszego punktu tej oprawy muzycznej, to celowałbym w środkową część filmowej prezentacji score’u. Transformacja głównego bohatera, choć ciekawa pod względem stylistycznym (dostojne walce, cyrkowe melodie), rzutuje jednak na skrzętnie budowanym klimacie. Ot cały Elfman!



Człowiek ciemności jest więc dokładnie tym, czego spodziewalibyśmy się od Elfmana po wspaniałym Batmanie. Otrzymujemy mroczny, noirowy klimat z charakternym, choć posępnym tematem. A wszystko to zanurzone w niewybrednych, fascynujących miejscami, aranżacjach. Przyznam, że niezmiernie ucieszył mnie rynkowy debiut tego rozszerzenia, bo w przeciwieństwie do ścieżki dźwiękowej o mścicielu z Gotham, Darkman faktycznie stawia przed nami pewną muzyczną opowieść. Jest ona nieodzownym towarzyszem głównego bohatera oraz widza, który obserwuje powolną przemianę tytułowego Człowieka ciemności. I choć część z was może posiadać w kolekcji regularną edycję soundtracku, gorąco polecam przestudiowanie tego specjału. Wart jest każdej spędzonej przy nim minuty.

Najnowsze recenzje

Komentarze