Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Howard Shore & Metric

Cosmopolis

(2012)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 15-04-2007 r.

Kryzys, kryzys i jeszcze raz kryzys. Na okrągło jesteśmy bombardowani informacjami o nieciekawej sytuacji na światowych rynkach finansowych. Rysowane są coraz czarniejsze scenariusze przepowiadające koniec naszej cywilizacji i wybuch totalnej anarchii. W klimat ten idealnie wpasował się najnowszy film Davida Cronenberga Cosmopolis oparty na znanej powieści Dona DeLillo. W sumie książka jak i film wyprzedziły prawdziwe wydarzenia. Gdyż dokładnie w trakcie jego kręcenia rozpoczęła się słynna inicjatywa okupowania Wall Street. Tym samym historia młodego wyrachowanego multimilionera, który przemierzając białą limuzyną Nowy York, widzi jak upada jego imperium, jak i cały system, stała się jeszcze bardziej aktualna niż zwykle. Mimo to po seansie najnowszego filmu Cronenberga pozostaje pewien niedosyt. Co prawda historia jest ciekawa, Robert Pattinson w głównej roli nawet się sprawdził i trudno odmówić obrazowi specyficznego klimatu. To jednak wraz z pojawieniem się napisów końcowych można poczuć pewien zawód, stwierdziwszy, że konstrukcja mózgu nie została w żaden sposób naruszona. Cosmopolis jest zdecydowanie lepszym i bardziej cronenbergowskim filmem od Niebezpiecznej metody, ale dalej nie jest to taki masakrator mózgu jakiego od kanadyjskiego reżysera się oczekuje. Tym samym to co najbardziej zapada w pamięci po seansie to niezwykle klimatyczna muzyka Howarda Shore’a.

Angaż Shore’a nie powinien nikogo dziwić. Tak jak Spielberg z Williamsem, Burton z Elfmanem, tak i Croneberg od lat regularnie współpracuje z Shorem, czego efektem jest wiele ciekawych, ale i niełatwych w odbiorze score’ów. Na ich tle Cosmopolis jawi się jako jeden z najbardziej przystępnych soundtracków kanadyjskiego duetu. Przy czym od razu warto zaznaczyć, że nie jest to muzyka dla osób, którym Howard Shore automatycznie kojarzy się z trylogią Władcy Pierścieni. Na rzecz Cosmopolis doświadczony kompozytor porzuca orkiestrę i zaprasza kanadyjską grupę indie rockową Metric, do zagrania napisanej przez niego muzyki. Efektem czego otrzymujemy niezwykle klimatyczny score z pogranicza ambientu i rocka. Na szczególną uwagę tej niezwykłej współpracy zasługują dwie piosenki Long to Live oraz Call Me Home, które są prawdziwymi perełkami na tej płycie. Intrygujący wokal Emily Haines (wokalistka Metric) połączony ze świetnym podkładem muzycznym, daje wprost piorunujący efekt, który nie chce wypaść z naszej głowy. Aż chciałoby się usłyszeć te kawałki podczas koncertu na żywo. Trzecim i ostatnim śpiewanym, czy też bardziej rapowanym utworem na płycie jest Mecca pochodzącego z Somalii muzyka i poety K’naana. Nawet jak ktoś nie przepada za rapem i hip-hopem (jak autor tej recenzji), powinien docenić ten spoko i niegłupi kawałek.

Tak więc piosenki są bez wątpienia mocną stroną tego soundtracku. A co z resztą muzycznego materiału? Zważywszy, że mamy do czynienia z ambientem, muzyką elektroniczną, głównie skierowaną do tworzenia odpowiedniego klimatu, można się obawiać casusu ?

Na płycie do filmu z Ryanem Goslingiem mieliśmy z jednej strony świetne piosenki, na miarę hitów, jak i ambientowy score Cliffa Marineza, który poza obrazem nużył niemiłosiernie. I tutaj Cosmopolis się różni od wielu ścieżek Martineza, Julyana, czy też jakże teraz popularnego duetu Reznor/Ross. Oczywiście score Shore’a idealnie buduje klimat, bezbłędnie współgrając z obrazem. Przy czym warto też zaznaczyć, że w samym filmie muzyki nie pojawia się tak wiele. Często dominuje cisza. Głównie po to, aby oddać nieludzki bezduszny chłód białej limuzyny, którą porusza się główny bohater. Ale kiedy jej trzeba, muzyka się pojawia i spełnia swoją rolę bez zarzut. Jednak, wracając do meritum, także po za obrazem świetnie się tej ścieżki dźwiękowej słucha. Posiada ona coś hipnotycznego co nie pozwala nam się od niej oderwać. Shore nie bawi się w imitowanie maszyn wiertniczych, krajalnic do chleba, czy elektronicznych szczoteczek do zębów, aby osiągnąć odpowiednie, ciekawe, intrygujące brzmienie. Wystarczy zresztą przesłuchać takie utwory jak chociażby Asymmetrical czy Benno, aby się w pełni przekonać jakże przemyślana, ale też przyjemna dla ucha ta ścieżka potrafi być. Tej muzyki po prostu dobrze się słucha. A odpowiedni czas trwania albumu (40 minut), jeszcze bardziej wpływa na jej pozytywny odbiór, sprawiając, że o znużeniu materiałem nie może być mowy.

Howard Shore (ur. 1946 r.) – kanadyjski kompozytor filmowy nagrodzony Oscarami, za potężny symfoniczny score do trylogii Władcy Pierścieni.

Metric – kanadyjski zespół Indie rockowy założony w 1998 roku.

Jakieś podobieństwa, poza kanadyjskim pochodzeniem? Na pierwszy rzut oka i czystą logiką, zdają się być żadne. Tym bardziej zaskakujące, jaki muzyczny efekt otrzymaliśmy z połączenia tych dwóch różnych muzycznych biegunów. Przy Cosmpolis Shore dał się poznać jako niezwykle wszechstronny kompozytor. Nie tylko umie pisać na klasyczną orkiestrę, ale kiedy trzeba jest w stanie stworzyć ciekawy, klimatyczny i intrygujący score oparty o elektronikę. Jednocześnie udowadnia, że ścieżki elektroniczne, ambientowe, eksperymentalne mogą zarówno dobrze spisywać się w obrazie, jak i poza nim, będąc na albumie czymś więcej od ściany, czy plamy dźwięku.


Najnowsze recenzje

Komentarze