Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Kenji Kawai

Chaos

(2000)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 05-09-2012 r.

Muzyka świetnie spisuje się w obrazie budując odpowiedni klimat, ale sporo traci poza nim – w sumie te słowa najczęściej (oczywiście nie zawsze) wystarczają, aby krótko opisać jakiś ambientowy soundtrack. A tych trzeba przyznać powolutku pojawia się coraz więcej. Oczywiście za wcześnie, aby mówić o zmierzchu klasycznych score’ów i raczej taka sytuacja nie nastąpi (oby). To jednak filmowcy częściej i chętniej sięgają po ambientowe brzmienie. Kwestie finansowe też grają tu swoją rolę. Zdecydowanie taniej wyjdzie napisanie/stworzenie ambientowej ścieżki niż takiej na orkiestrę, nawet niezbyt dużą. Szczególnie jak się spojrzy i wsłucha w filmy niezależne, festiwalowe, dostrzeże się, że zdominowane są przez ciszę, albo ambientowe dźwięki. Po za kwestią finansową, pojawia się także kwestia praktyczna. Ambient, który przede wszystkim ukierunkowany jest na budowaniu odpowiedniego klimat, zazwyczaj idealnie spisuje się w obrazie, nie wybijając się na pierwszy plan, ale przez to i nie krzywdząc go. Szczególnie jest to odczuwalne, czy też nie odczuwalne, w wszelkiego rodzaju dramatach, thrillerach jak i horrorach. Czy w takim razie ambientowe ścieżki są, używając języka potocznego, pewnego rodzaju pójściem na łatwiznę? Trudno powiedzieć. Przy takich filmach jak Prestiż (muzyka Davida Julyana), Dziewczyna z tatuażem (Trent Reznor i Atticus Ross), ambientowy score nie krzywdzi szczególnie obrazu. Ale równie dobrze można byłoby go zastąpić inną muzykę, która mogłaby jeszcze lepiej funkcjonować. Podobne można odnieść wrażenie przy wielu pracach Cliffa Martineza, które często niestety zdają się być zapychaczami tła. Z drugiej strony nie można też wrzucać wszystkich ambientowych soundtracków do jednego worka. Gdyż wiele z nich jest więcej niż tylko plamą dźwięku i naprawdę bardzo dobrze odgrywają swoją rolę w obrazie filmowym. Nie wspominając, że dobry ambient też trzeba umieć stworzyć. Na pewno potrafi to Kenji Kawai.

Japoński kompozytor, który głównie znany ze swej współpracy z Mamoru Oshiim i Hideo Nakatą, jak mało który potrafi tworzyć niesamowite, budujące klimat dźwięki. Niektóre z nich potrafią być naprawdę bardzo mroczne i gęste jak smoła, dlatego też uważa się go za specjalistę od dark ambientu. Dla wielu już sam ambient, może się kojarzyć z mrokiem, dusznym klimatem, więc co dopiero mroczny ambient? Kawai ma sporo takich ścieżek w swojej filmografii, jak chociażby obie części Ringu, czy też Dark Water. Szczególnie praca z Hideo Nakatą zaowocowała najmroczniejszymi ścieżkami Japończyka. Jak chociażby to do ciężkiego thrillera Chaos opartego o książkę Shogo Utano. Przy tym filmie Nakata porzuca elementy fantastyczne tworząc sugestywny thriller ze zdradą, porwaniem oraz zbrodnią. Materiał niełatwy, nieprzyjemny, w sam raz na ambient, dark ambient. I w przypadku tego filmu, trudno sobie wyobrazić klasyczną oprawę muzyczną.

Ze względu na specyfikę tej muzyki i ciekawe jej wydanie, najlepiej analizować ją chronologicznie. Zwłaszcza, że na końcu czeka nas miła niespodzianka. Oczywiście ¾ tej płyty to wyjątkowe ciężko granie, któremu bliżej do dźwięków, odgłosów niż konkretnych melodii. Japończyk uzyskuje je głównie przy pomocy bębnów, tamburynów, w ogóle instrumentów perkusyjnych i syntezatora. Tym samym nie tylko po technice, ale i brzmieniu trudno nie odkryć podobieństw do Ghost In the Shell. Przy czym ta muzyka jest naturalnie, bardziej surowa, ponura i bez niezwykłego chóru. I tak pierwsze utwory… W sumie większość płyty to wybijanie rytmu na bębnach. I to bardzo delikatne, wręcz hipnotyzujące wybijanie. Z czasem do delikatnego i jednostajnego bębnienia dołącza syntezator, tworząc namiastki jakiś melodii. Ciekawe jest, że wraz z trwaniem płyty melodie, czy też bardziej melodia ta staje się coraz wyraźniejsza. Mimo wszystko ciągle przykrywa ją ambientowy mrok. W sumie takie jednostajne granie, mamy aż do 6 utworu Murder, gdzie Kawai uracza nas dziwnym elektronicznym eksperymentem. Cały kawałek może się kojarzyć z dzwoniącym zepsutym telefonem i trudno mówić o jakiejś melodii, a jak najbardziej o dźwiękach, dość zresztą dziwacznych. Z czasem takie przerywniki, czasami bardzo dziwne pojawiają się coraz częściej. Jak chociażby kiczowaty, jak z reklamy kawałek pt. Model. Na płycie prezentuje się dziwacznie, pasując trochę jak pięść do oka względem reszty materiału, ale w kontekście filmu sprawdza się idealnie. I co najważniejsze, jest bardo krótki. Za to przy następnym, też niezbyt długim 9 utworze na płycie pt. Tag, po raz pierwszy mamy do czynienia z prawdziwą melodią. Właściwie jest to zajawka tego tematu, który mogliśmy już słyszeć w poprzednich kawałkach. Ale tak był zamaskowany pod ciężkim ambientowym brzmieniem, że ciężko go było dosłyszeć. Ta ciekawa i ładna melodia to główny motyw. W następnych utworach, które znowu oparte są brzmienie bębnów i różne ponure odgłosy, będzie nam ona dawała o sobie znać. Szczególnie w klimatycznym i na swój sposób przejmującym Raindrops. Przejście przez ten gęsty i czarny jak smoła soundtrack, może być dla niejednego słuchacza nie lada wyzwaniem. Ale dla każdego kto tego dokona, czeka na końcu nagroda, w postaci świetnego kawałka pt. Chaos. Ten tytułowy utwór to pełne rozwinięcie melodii, którą Kawai tworzył przez cały score i pozwolił się jej na chwilę ujawnić w kawałku Tag. Ciekawe jest również, że ambientowe soundtracki nie zaliczają się do tych, które można później sobie zanucić. Z utworem Chaos jest inaczej. Melodia ta jest na tyle chwytliwa i przede wszystkim ładna, że na długo pozostaje w pamięci.

Nie można odmówić, że Kenji Kawai miał pomysł na ten score. Nie można też odmówić jej klimatu, ani nie docenić jej roli w samym filmie. Ciekawe jest również, że za pierwszym razem soundtrack ten może jawić się jako jedna wielka plama dźwięku, czy też ćwiczenia na bębnach. Jednak wraz z kolejnym odsłuchem, odkrywamy coraz więcej, w tym ukryty motyw przewodni, który w tytułowym kawałku Chaos pięknie daje nam o sobie znać. Mimo wszystko jest to naprawdę ciężka muzyka, która nie każdemu ma prawo się spodobać. A jeden rewelacyjny kawałek na końcu, może nie zrekompensować wcześniejszych doznań. Nawet jeżeli cały album jest odpowiednio zmontowany i niezbyt długi. Tak więc jak na dobry ambientowy soundtrack przystało, muzyka świetnie spisuje się w obrazie, budując odpowiedni klimat, ale sporo traci po za nim.

Najnowsze recenzje

Komentarze