Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bartosz Chajdecki

Bogowie

(2014)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 19-11-2014 r.

Bogowie są chyba ostatecznym potwierdzeniem tego, na co nieśmiało wskazywały ostatnie sezony – po kilku chudych latach polska muzyka filmowa ma się coraz lepiej: artystycznie i wydawniczo. Do takiego stanu rzeczy przyczynił się z pewnością Bartosz Chajdecki, który świat soundtracków a.d. 2014 poczęstował dwoma mocnymi uderzeniami. Pierwszym była znakomita, barwna i pomysłowa ścieżka do Powstania warszawskiego; drugie przyszło wraz z głośnym filmem Łukasza Palkowskiego o życiu prof. Zbigniewa Religi – i sprawia, że ma się ochotę na więcej.

Przyjemnie jest obserwować artystyczną ewolucję Chajdeckiego, który w ciągu kilku lat od filmowego debiutu nabrał kompozytorskiej (i ilustratorskiej) pewności siebie. O ile Czas honoru bywał chimeryczny i w niektórych aspektach trochę niezborny, o tyle Bogów od pierwszej do ostatniej minuty cechuje charyzma i śmiałość, momentalnie przekonująca słuchacza do przyjętych założeń stylistycznych. Oczywiście ilustracyjny język krakowskiego kompozytora wciąż jest na etapie kształtowania się i słychać w nim pewne gatunkowe naleciałości, tym niemniej inspiracje te są coraz zgrabniej przyswajane i stają się organicznym elementem całości (przykładowo, ekspresyjne frazy smyczków w ślicznym utworze Mały labirynt pobrzmiewają wprawdzie echem Abla Korzeniowskiego, ale słuchacze zaznajomieni z wcześniejszymi płytami Chajdeckiego z łatwością zidentyfikują je jako chwyt, który kompozytor stosuje i rozwija już od jakiegoś czasu).

Skoro zaś o stylu mowa, to wypada podkreślić, że jest on najmocniejszym elementem Bogów i na swój sposób sygnaturą tej ścieżki. Rockowy klimat z orkiestrową domieszką pozwolił kompozytorowi upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony stanowi on element archaizacji, kostiumowej nadbudowy dla rozgrywającej się w latach 80. filmowej opowieści – w ten sposób score pozwala spojrzeć w przeszłość, poczuć ducha minionej (nie tak dawno) epoki, zasłużonej dla ukształtowania polskiej sceny rockowej. Jest jednak i druga strona medalu: otóż stanowcze, przebojowe brzmienie rocka sygnalizuje postęp, bunt i konfrontację. W filmie Palkowskiego Religa nieustannie próbuje przełamać skostniałe środowisko polskiej kardiochirurgii, zamanifestować światu, że nowatorski zabieg przeszczepu serca ma szanse powodzenia i powinien być wdrożony w nadwiślańskich szpitalach. Gdyby Chajdecki poszedł w bardziej konserwatywne orkiestrowe brzmienia, opisane wyżej antagonizmy mogłyby nie zostać w muzyce wystarczająco wyeksponowane. Tymczasem warto więc Bogów pochwalić za ten kontestacyjny pazur, ukazujący Religę jako innowatora-obrazoburcę.

Pod względem konstrukcji recenzowana ścieżka nie jest tworem na tyle skomplikowanym, by wymagała w tym miejscu pogłębionej analizy. Całość opiera się na kilku powtarzających się ideach/motywach, które zagospodarowują przestrzeń filmu i nadają mu dość jednolity odcień. Bardzo trafionym pomysłem jest efekt instrumentalnego „tykania”, miejscami przywodzący na myśl subtelne, skrzypcowe muśnięcia w stylu Chi Mai Ennio Morricone – rozwiązanie to może się podobać zarówno w aspekcie semantycznym (imitacja dźwięków aparatury szpitalnej), jak i stricte ilustracyjnym (organizacja i rytmizowanie filmowego montażu). Cały score zresztą dobrze prezentuje się w filmowym kontekście: jest wyrazisty, wyczuwalny, przekonująco wtopiony w stonowane, szpitalne kadry. Mimo że dzieli ekranowy czas z piosenkowymi hiciorami (m.in. klasyczny już This is a Man’s World J. Browna), nie daje się zepchnąć na drugi plan. Reżyser filmu podjął w tej mierze salomonowe rozstrzygnięcie – proporcje muzyki ilustracyjnej oraz songtracku są bardzo rozsądnie wyważone. Piosenkom przypadło być może więcej dowcipu, a ścieżce Chajdeckiego więcej dramaturgii… w każdym razie oba typy ilustracji sprawnie ze sobą koegzystują i składają się na dobrze umuzycznione dzieło filmowe.

Na wydanym nakładem Polskiego Radia albumie usłyszymy więcej muzyki aniżeli w trakcie seansu kinowego; sytuacja analogiczna do tej, jaka miała miejsce przy okazji Powstania warszawskiego. Bogowie nie są wprawdzie tak urozmaiceni jak tamta ścieżka i być może obcięcie kilku minut zrobiłoby płytce przysługę, ale w ogólnym rozrachunku detal ten nie wpływa na przyjemność czerpaną z kolejnych odsłuchów. Pierwszy kontakt z albumem niesie ze sobą wrażenie zapętlenia w obsesyjnie powracającym temacie głównym, szybko jednak rzucają się w oczy ładne orkiestrowe miniaturki (Jezioro, Mały Labirynt, Tykanie) i soczyste rockowe instrumentale (Oczko, Dymek), dzięki którym lista odtwarzania zachowuje różnorodność i polot.

Wydanie warto też docenić pod względem zawartości tekstowej. Umieszczony w booklecie pełnoprawny wywiad z kompozytorem to wciąż rzadkość na polskim rynku płytowym i cieszę się, że tego rodzaju dobre zwyczaje zagranicznych wytwórni branżowych przenikają na nasze podwórko. Choć wciąż pod względem budżetu czy rozmachu brakuje nam trochę do naszych zachodnich kolegów, to kolekcjoner może wreszcie poczuć się „targetem” producenta. Czasem to fani muszą po prostu wziąć sprawy w swoje ręce i przyszykować odpowiednią propozycję innym fanom.

Niewiele zostało już do dodania: Bogowie to kompozycja o dużej klasie, wyrazista i inteligentna. Jeśli ktoś zastanawiał się, jak efektownie może brzmieć score napisany współcześnie dla polskiego kina, może przestać szukać. Stylizacja rockowa nie zawsze sprawdza się w muzyce filmowej, czasem daje rezultaty sztuczne i wymuszone, ale na szczęście nie jest tak w tym przypadku. Być może trzeba mieć to po prostu we krwi? To jak, panie Chajdecki – gitara na plecy, wzmacniacz w dłoń i zapraszamy na scenę!

Najnowsze recenzje

Komentarze