„Ognistym Podmuchem” Hans Zimmer zapoczątkował to, co dziś
nazywamy stylem Media Ventures. Owszem, wcześniej jeszcze był „Black Rain”, ale różnica brzmieniowa między tymi dwoma score’ami jest po prostu
kolosalna. Rozwój syntezatorów na początku lat dziewięćdziesiątych pozwolił Zimmerowi wesprzeć orkiestrę całą gamą perfekcyjnych, elektronicznych dźwięków.
Nareszcie ktoś zerwał z dotychczasowymi standardami muzyki akcji, komponując coś naprawdę oryginalnego, a przy tym w znakomitej jakości.
„Backdraft” to jedno z krótszych wydań muzyki Zimmera – sama partytura zajmuje na płycie ledwie 30 minut, resztę stanowią monstrualnej długości piosenki
Bruce’a Hornsby’ego, na początku i końcu albumu. Dwa całkiem niezłe kawałki trzeba przyznać, jednak Set Me in Motion powinno znajdować się dopiero po
utworach Niemca. Których z kolei jest stanowczo za mało… Na szczęście nawet ta skromna ilość muzyki Zimmera pozwala nam ogarnąć całą jego kompozycję.
Niemiec jest w swoim żywiole. Wprawdzie wtedy jeszcze nie był kojarzony wyłącznie z kinem akcji, ale bez wątpienia filmy o tej właśnie tematyce inspirowały go
najbardziej. „Ognisty Podmuch” Rona Howarda oferował mu największe możliwości, Zimmer, mając do dyspozycji pełną orkiestrę i chór, mógł sobie pozwolić na
rozmach kompozycyjny. Swoją szansę wykorzystał.
Fighting 17th to bez wątpienia jeden z najlepszych pojedynczych
utworów napisanych przez Niemca. Być może najlepszy. Wspaniała melodyka, orkiestracje, wykonanie, wyczucie rytmu i oczywiście funkcjonalność w filmie. Co za
emocjonująca kompozycja! Zaprezentowany tu temat przewodni ścieżki to przodek wszystkich późniejszych heroicznych tematów Zimmera (nie są one
rip-offami, mają jednak bardzo podobną wymowę) – dumna melodia ilustrująca odwagę strażaków z „Walecznej 17-tki”. W tym samym utworze zawarty jest
jeszcze jeden temat, całkowicie odmienny. Stanowi ilustrację śmierci… Po patetycznym temacie przewodnim przypomina nam, że ci dzielni ludzie ryzykują własne życie,
by ratować innych, że to nie zabawa, a walka o przetrwanie. Bardzo mądra, przemyślana kompozycja. Warto również na chwilę zatrzymać się nad rolą elektroniki w tej
partyturze. Do niemal mitycznego charakteru walki z żywiołem ognia Zimmer angażuje szereg elektronicznych fraz, min. przeciągły, syntezatorowy efekt opisujący w
filmie ogień, a później wykorzystany w „Karmazynowym przypływie”.
Oprócz samego tematu przewodniego, który w kilku różnych aranżacjach pojawia się w późniejszych częściach płyty, Zimmer prezentuje również sporo innych,
ciekawych ilustracji. Temat braci McCaffrey to ładna, emocjonalna kompozycja fortepianowa, zakończona wręcz rewelacyjnie przez dramatyczne smyczki (ilustrujące
scenę miłosną Briana – William Baldwin i Jennifer – Jennifer Jason Leigh). Muzyka akcji to Zimmer, którego zdążyliśmy już dobrze poznać. Dużo elektroniki, mocny
podkład perkusji, dynamiczne sekwencje smyczkowe, podniosłe tematy – wszystko to w znakomitym wydaniu. W finale, w rewelacyjnej, triumfalnej aranżacji na chór,
orkiestrę, elektronike i dzwony, powraca temat przewodni. Ta muzyka to esencja kina akcji. Dziś niestety, nikt z Media Ventures nie pisze takich kompozycji. Uczniowie
Zimmera na ogół ze średnim skutkiem usiłują naśladować swojego mistrza, nie osiągając tak wysokiego poziomu i kunsztu. Standardy wprowadzone przez Niemca są
już tak mocno zakorzenione, iż większości młodych twórców nie sposób z nimi zerwać, tak jak niegdyś było ze standardami Goldsmitha. Najwyraźniej, Zimmer tworzy
historię. I za to mu chwała. Na uwagę zaiste zasługuje również bezsensownie zatytułowany Fahrenheit 451. Niemiec w 3-minutowym fragmencie przechodzi od
subtelnego brzmienia solowej wiolonczeli po pełny, wywołujący ciarki na plecach chór, sekcję smyczkową i w końcu zwycięskie fanfary z pierwszoplanowym użyciem
elektroniki. Świetne.
„Backdraft” pozostaje najbardziej inspirującą zimmerowską
ilustracją filmu akcji, która zachwyca swoją żywiołowością. Żadna późniejsza kompozycja Niemca na tym polu nie zdołała osiągnąć poziomu „Ognistego
Podmuchu” (nawet słynny „Karmazynowy przypływ”, który był pracą wybitną, ale pod innymi względami). Nie sądźmy jednak, że jest to ścieżka idealna.
Pisząc ją, Zimmer był wciąż młodym twórcą i odkrywał dopiero pewne środki kompozycyjne. Dlatego też nie brzmi jeszcze tak dojrzale jak ostatnie jego prace. Czy
jednak jest to poważna wada? Kompozytor wszelkie braki warsztatowe tej ścieżki nadrabia zapałem, którym kompozycja wręcz promienuje. Ach, ta młodość… Z
pewnością płyta zasługuje na bardzo mocne cztery gwazdki. Do pięciu wciąż trochę brakuje, mimo że score ten wpłynął znacząco na cały gatunek. I ukazał, jak rozległe
możliwości posiada Hans Zimmer. Dla samego Fighting 17th i finałowego Show Me Your Firetruck warto. Najciekawsze jest to, iż partytura nie ginie w
filmie „nafaszerowanym” efektami dźwiękowymi; co więcej – wysuwa się na głównego bohatera! Ciekawostką jest to, że sam Steven Spielberg upodobał sobie
dynamiczny kawałek akcji z utworu Burn it All, umieszczając go w zwiastunach promujących pierwsze dwie części „Parku Jurajskiego”. W 2005 roku
wydawca Milan wydał ponownie (cyfrowo zremasterowaną) ścieżkę pod szyldem „Silver Screen Edition” (okładka obok). Jedynym dodatkiem jest 10-minutowy
wywiad z kompozytorem. Niestety metraż ścieżki pozostał ten sam, pozostawiając fanów nadal nienasyconych zaledwie 30-minutowym materiałem…